czwartek, 22 listopada 2018

Hui zhuan shou shi (aka Midnight Zone); Hongkong

I takie kino lubię! Lekkie, przyjemne i ciekawe ghost story z odrobiną humoru.
Zdaje się, że reżyser - Wilson Yip wykorzystał do stworzenia filmu konwencje połączenia makabry z humorem, zaczerpniętą chociażby z rewelacyjnych Opowieści z krypty.
Chwilami powiewa nieco kiczem i tandetą, ale przecież czasami trzeba się ''odchamić'' i sięgnąć za film z nieco niższej (w tym wypadku wcale nie oznacza to, że gorszej) półki, bo ileż to można faszerować się mściwą zjawą kobiety. Czasami odrobina absurdu nie zaszkodzi.


Film składa się z trzech historii, które nie mają ze sobą nic wspólnego i w żaden sposób nie łączą się.
Pierwsza z nich, zatytułowana ''Headless Soul'' to ciekawa i głupkowata historyjka o ślamazarnym policjancie, który dostaje polecenie pilnowania w nocy magazynu, który jak się okazuje - jest nawiedzany przez zjawę młodej kobiety.
Będziemy tu mieli okazję oglądać niejednokrotnie zabawne sceny, kiedy nasz przerażony bohater ''trzęsie portkami'' za każdym razem, spotykając się z niewyjaśnioną sytuacją. Oczywiście jego przełożeni jak i współpracownicy mu nie wierzą, a lokalny włóczęga stara się wyjaśnić wszystko logicznie.
Ostatecznie zjawa ''wyjawia'' policjantowi przez kogo tak naprawdę została zamordowana i na tym się kończy.
Kolejna historia - ''Hit and Run'', to opowieść o pewnej parze, która jadąc samochodem potrąca młodego mężczyznę. Uciekają z miejsca wypadku, lecz już wkrótce się okaże, że co chwila gdzieś w pobliżu dostrzegają postać mężczyzny, któremu uśmiech z twarzy nie schodzi.
Ta historia jest o tyle zabawna, że widzimy przekomarzanie się ducha ze sprawcami swojej śmierci. Nie dość, że pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach, to jeszcze dodatkowo robi im psikusy. Niektóre są na tyle zabawne, że uśmiech tego osobnika, udziela się także i nam. Jednak w przeciwieństwie do pierwszego opowiadania, ta część filmu wypada nudnawo: za dużo paplaniny i żadnych konkretów.
Trzecia opowieść - ''Midnight Dinner'' jest chyba najlepsza z całości filmu, gdyż opowiada o powrocie z zaświatów i choć żadnych straszydeł nie ujrzymy, to jednak opowiedziana historia zdaje się być najciekawsza i najbardziej wciągająca.
Z zaświatów powraca...zmarła babcia pewnej rodziny, aby (UWAGA!) terroryzować i gotować jej. Oczywiście nie trudno sobie wyobrazić przerażenia domowników, kiedy w swoich pokojach zaczynają widzieć ducha zmarłej babki, która prawi im morały.
Wypada to zaskakująco zabawnie, choć końcówka jest nieco przygnębiająca i smutna.

Uważam, że film nie jest żadnym arcydziełem. To film przeciętny, z całą masą dziwacznych zjawisk (choć efekty nas nie powalą), występujący tam humor sprawia, że Midnight Zone ogląda się zaskakująco przyjemnie, nawet pomimo odrobiny kiczu i niejednokrotnie głupkowatych zachowań bohaterów. Innych może one nieco zirytują, ale jak dla mnie nadają one właśnie tego ''lekkiego'' klimatu, który sprawia, że dzieło Yip'a stanie się ciekawym spędzeniem czasu, ponieważ nie często udaje mi się natrafić na takie humorystyczne ''ghost story'' w azjatyckim wydaniu.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹 6/10


Reżyseria:
Wilson Yip

Scenariusz:
Wilson Yip

Rok produkcji:

1997

Obsada:
Liz Kong
Jerry Lamb
Spencer Lam
Lan Law
Anthony Wong Chau-Sang
King-Tan Yuen
Elvis Tsui


1 komentarz:

Adrian Manilski pisze...

Hongkong robi całkiem dobre horrory, ale ten film jest nadzwyczaj w świecie nudny.