piątek, 2 listopada 2018

Gezora, Ganime, Kameeba: Kessen! Nankai no daikaijuu (aka Yog: Monster from Space/The Space Amoeba/Kessen! Nankai no daikaijû); Japonia

Wielkie, zmutowane potwory, siejące postrach wśród ludności to już chyba specjalność Japończyków.
Na początku tego ''trendu'' monster movies z powodzeniem straszyła nas Godzilla w reżyserii Ishirô Hondy (rok 1954). Potem, jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać coraz to nowe produkcje z dziwnymi potworami, które opanowywały naszą planetę (były dziwaczne latające stworzenia - ćma Mothra, potwory morsko-lądowe - żółw Gamera, etc...).
W roku 1970 po raz kolejny Honda uraczył nas kolejnym monstro-straszydłem. Tym razem padło na olbrzymią amebę. Całość okraszona elementami science-fiction robi nawet interesujące wrażenie.


Trwają bezzałogowe wyprawy na Jowisza. Któregoś dnia jeden z takich pojazdów spada do Pacyfiku z dziwnym pasożytem na pokładzie.
Monstrum jednak, zanim opanuje Ziemię, będzie musiało przejść przez różne stadia łańcucha pokarmowego.


Rok 1970 był rokiem, gdzie swoje apogeum osiągnęły filmy o podobnej tematyce. Cieszyły się one wówczas olbrzymią popularnością nie tylko w rodzimej Japonii, gdzie powstawała większość z nich. Co niektórzy miłośnicy monster movies nawet po kilka razy chodzili do kina na ten sam seans i za każdym razem bawili się znakomicie (sama znam jednego z takich zapalonych fanów Godzilli).
Jednak z drugiej strony nie da się ukryć, że rok 1970 jest też początkiem końca japońskich Kaiju(potwór - sic!). Większość produkcji ukazała się w latach 50-tych i 60-tych, przez co w kolejnych latach zainteresowanie tego typu kinem nieco zelżało. IMDb wymienia dziś około 51 filmów, gdzie olbrzymie potwory dokonywały spustoszeń na terenach wielkich miast i siały postrach wśród zwykłych obywateli, a służby wojskowe wprawiały w niemałe zakłopotanie.
Nie jest wykluczone, że reżyser - widząc upadający gatunek jakim był monster movies, postanowił tchnąć nieco świeżości i tak powstała kolejna historia o wielkiej amebie rodem z kosmosu. Jednak widać tu fascynację początkami tego gatunku, jednak mimo tego wprowadza także trzy nowe potwory: amebę, kraba i żółwia (choć ten ostatni już się w kinie pojawił).

Angielski tytuł filmu (Space Amoeba) podkreśla aspekt science-fiction całej historii, co nie jest np. uwzględnione w tytule japońskim, który skupia się na pewnej śmierci na Pacyfiku (tak to opcjonalnie wygląda). Istnieje także alternatywny tytuł filmu (w wersji angielskiej - Yog: The Space Amoeba), w którym co niektórzy dopatrują się nawiązań do Lovercrafta i jego The Call of Cthulhu.

Całość, jak na lata 70-te wypada nadzwyczaj zaskakująco dobrze i fanom Kaiju film Hondy spodoba się z całą pewnością. Produkcję tą polecam także tym, którzy są zainteresowani historią całego gatunku.
Potwory są imponujące i faktycznie niekiedy mogą wywołać gęsią skórkę, choć wiadomo...to już nie te lata, ale jestem pewna, że gdybym oglądała Space Amoeba w latach 70-tych, to nieźle bym się przeraziła.

Podziwiać będzie co, bo oprócz ciekawych i efektownych potworów, będziemy mieli okazję oglądać także znakomitą grę aktorów, którym naprawdę udało się stworzyć ciekawe postacie.

Film oczywiście polecam i to nie tylko zagorzałym fanom japońskich monster movies.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10

Reżyseria:
Ishirô Honda

Scenariusz:
Ei Ogawa

Rok produkcji:
1970

Obsada:
Akira Kubo
Yu Fujiki
Atsuko Takahashi
Shigeo Kato
Tetsu Nakamura
Noritake Saito
Yûko Sugihara
Chotaro Togin
Kenji Sahara
Rinsaku Ogata
Haruo Nakajima
Yoshio Tsuchiya
Wataru Omae
Yukiko Kobayashi
Sachio Sakai


Brak komentarzy: