sobota, 6 października 2018

Chan oi dik (aka Forgive and Forget/Darling); Hongkong

Hongkondzki reżyser, Patric Kong znany jest głównie z tego, że z wielką satysfakcją tworzy romanse, więc mając to na uwadze, ciężko mi było uwierzyć, że oto spod jego ręki wyszedł film grozy. 
W sumie uważam, że jego Forgive and Forget jest błędnie określany horrorem, gdyż tak naprawdę z horroru to tu niewiele znajdziemy. Można by powiedzieć, że to raczej mroczny thriller, który może i chciał być horrorem, bo początkowe wydarzenia na to wskazywały. W ostateczności jednak horror z niego mizerny, ale za to nie można powiedzieć, że thriller zły. Fabuła całkiem ciekawa, choć nie zaskakująca, element napięcia się pojawia, jest tajemnica, nieco humoru, więc obraz Konga można śmiało zaliczyć w poczet całkiem udanych mrocznych thrillerów z jakże zaskakującą końcówką. Ale rozpisywać się we wstępie za dużo nie ma co. Czas przejść do sedna i omówić wszystko poniżej. 

Bohaterką jest młoda dziewczyna imieniem Alice, która przyjeżdża z Tajwanu do Hongkongu po śmierci byłego chłopaka Wilsona. Kilka miesięcy temu uległa wypadkowi, na skutek którego straciła częściowo pamięć, wtedy też młodzi się rozstali. Teraz to Wilson na skutek wypadku stracił życie, a jego przyjaciele pragną zorganizować na jego część przyjęcie pożegnalne i w tym celu zapraszają Alice. Dziewczyna po przyjeździe zamieszkuje w mieszkaniu Wilsona i przeszukuje jego rzeczy, chcąc sobie przypomnieć o chłopaku i o tym, co niegdyś ich łączyło. Będąc w mieszkaniu chłopaka, Alice zaczyna doświadczać dziwnych zjawisk i jest przekonana, że to Wilson powrócił, aby nadal być przy niej.

Mając na uwadze tematykę filmu, przyznaję, że Kong tym razem chciał chyba spróbować czegoś nowego. Forgive and Forget to opowieść o nadprzyrodzonych zjawiskach, młodzieńczej miłości i obłudzie. Kong bez ogródek sugeruje w swoim filmie, że tak naprawdę ,,miłość jest do bani''. Widać to nie tylko na przykładzie relacji Alice-Wilson, ale również na przykładzie sąsiada, zamieszkującego ze swoją kobietą piętro niżej: Mandy i Keunga. Co ciekawe, Mandy, z którą Alice się zaprzyjaźnia, a która praktycznie codziennie kłóci się ze swoim chłopakiem, ostrzega Alice, że mężczyznom (a zwłaszcza swoim chłopakom) nie należy ufać. Oni zazwyczaj kłamią i oszukują swoje dziewczyny, a one tylko przez nich cierpią i wylewają morze łez.
Początkowy element paranormalny w filmie jest tak naprawdę ,,przykrywką'', bo okazuje się, że jest to nic innego, jak romantyczna historia o miłości. Ot...ubrana może w niecodzienny nastrój tajemniczości, ale tak czy siak to nic innego, jak opowieść o uczuciu dwojga młodych ludzi...lub może lepiej o szukaniu tego uczucia. Mam wrażenie, że Kong nieco się tu zabawił i Forgive and Forget to taka swego rodzaju parodia filmu grozy, co zdaję sobie sprawę - nie każdemu się spodoba. Wszystko przez to, że przez większą część filmu właściwie nic specjalnego się nie dzieje. Czekamy na jakieś zjawy, upiory, makabryczne wydarzenia, które zjeżą nam włos na głowie, a tymczasem nie dzieje się nic z tych rzeczy. Niestety z czasem zaczyna to denerwować i zadajemy sobie pytanie: ,,Co to ma być kurcze za horror?" , ,,Gdzie ta groza?'', etc...
Wielu widzów po prostu może się zniechęcić już po upływie jakiś 30 minut, gdyż niby coś tam się dzieje, niby Alice coś słyszy, coś widzi...tu odkręci się sama woda, tu same zamkną drzwi, no ale sorki - to wszystko to MAŁO! Nie ma duchów, właściwie nic nie straszy.
Początek filmu jest jednak zachęcający: dziewczyna się zdaje zamieszkiwać w nawiedzonym mieszkaniu, a ona sama zaczyna ulegać zmianie - w zasadzie jej zachowanie - w momencie, kiedy nakłada na siebie czerwoną sukienkę. Wtedy też ze smutnej i apatycznej dziewczyny przeistacza się w pełną powabu, piękną dojrzałą kobietę, promieniejącą radością i optymizmem. Można wówczas podejrzewać, że faktycznie zarówno mieszkanie, w którym mieszka jest nawiedzone, jak i ona sama być może zostaje opętana przez kogoś/coś z racji swojego dziwnego zachowania.
Uwierzcie, byłoby naprawdę git, gdyby tak było, ale Patrick Kong brutalnie rozprawia się z maniakami grozy wszelakiej i pod koniec filmu całą tajemnicę szlag trafia. Wszystko pięknie zostaje wyjaśnione i okazuje się, że tak naprawdę...nie było żadnej tajemnicy (nie mówiąc już o nawiedzeniu i jakichkolwiek duchach).

Pod względem budowy filmu, Forgive anf Forget jest pełen niekiedy zaskakujących zwrotów akcji oraz scen retrospekcji, które są niczym innym, jak strzępkami wspomnień, jakie pojawiają się w głowie Alice (jak się później okaże - będą to wspomnienia fałszywe).
Ostatecznie Kong serwuje nam dość gorzkie zakończenie filmu. Wszystko, co mamy okazję obejrzeć w jego filmie, to nic innego, jak utarty stereotyp współczesnego postrzegania miłości pomiędzy dwojgiem młodych ludzi. Ich obsesji na swoim punkcie.
Oglądając Forgive and Forget można bez ogródek stwierdzić, że współczesna miłość, to wieczne oszukiwanie się przez partnerów, tworzenie dziwnych i nieprawdziwych historii, aby odzyskać partnera, to wieczna zazdrość, przynosząca niejednokrotnie cierpienie, etc...

Thriller Konga, to dobry thriller. Sceny są dobrze nakręcone i ogląda się je z zaciekawieniem. Na uwagę szczególnie zasługują te mroczniejsze sekwencje, które naprawdę mogą się spodobać, choć szkoda, że nie kończą się niczym zaskakującym dla widza. Mimo, iż nie jest to horror i wielu będzie zawiedzionych, to jednak bez wątpienia nie należy przechodzić obok tego obrazu obojętnie, bo ma on wiele zalet: bardzo dobrą fabułę, bardzo dobre aktorstwo i ciekawą oprawę muzyczną. To powinno zachęcić wielu, więc zachęcam do seansu.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹 7/10

Reżyseria:
Patrick Kong

Scenariusz:
Patrick Kong

Rok produkcji:
2008

Obsada:
Kai-xuan Tseng
Miki Yeung
Andy On
Man-ga Cheung
Chiao Chiao
Regen Cheung
Winkie Lai
Terence Chui
Chor-yiu Kwan
Vibeke Ma
Wai-Keung Tung
Ka-Lok Wong
Vivien Yeo
Man-yik Wong


8 komentarzy:

Piotr pisze...

Mam wrażenie, że oglądałem ten film kiedyś. Pewien nie jestem, ale jeżeli się nie mylę, to nie bardzo mi się podobał chyba własnie z racji tego, że spodziewałem się mrocznego horroru ghost, a tu z horroru nici...

Adam Mielewczyk pisze...

Całkiem fajny film. Miło mnie zaskoczył. Początek taki niemrawy, ale nabiera tempa w drugiej połowie filmu. Jak dla mnie mocne 8/10.

Martyna Kazimierczak pisze...

Jak dla mnie to strasznie przeciętny film, aczkolwiek ma w sobie wiele ciekawych aspektów, które się mogą spodobać i nad którymi warto się zastanowić. Przede wszystkim czy faktycznie miłość w dzisiejszych czasach jest aż tak beznadziejna, jak to kreuje Kong? To już kwestia do omówienia i głębszej konwersacji.
Nie ma co patrzeć na niego w kategorii horroru, bo to nie ma sensu. Pozorny ghost story okazuje się banialukiem, jakim Kong utarł nos fanom grozy.

TheCule pisze...

Film sam w sobie nie porywa, ale dla Alce Ceng warto było obejrzeć :)

Irek Bołądź pisze...

Pierwsza część filmu całkiem ciekawa. Dość mroczny klimat (poszczególne sceny je mają i te ogląda się naprawdę ciekawie), dodatkowo bardzo podobały mi się sceny, kiedy pojawiał się duch. No i do aktorstwa absolutnie nie mam się co przyczepić. Niestety - im głębiej w las, tym gorzej. Z czasem wydawało mi się, że film traci na swoim mroku i klimacie grozy. No, może pod koniec znów coś się zaczyna dziać, ale ,,przeciętność'' w drugiej części filmu daje się jednak we znaki.

Peter son pisze...

Już dawno zauważyłem, że hongkondzkie horrory nie są dla mnie i w w ogóle do mnie nie przemawiają. Łudziłem się, że w tym wypadku będzie jakiś wyjątek, ale się pomyliłem. Dla mnie film nudny, mało straszny. Jedynie aktorzy radzą sobie całkiem w porządku. Reszta to lipa taka jakaś...

Anonimowy pisze...

To bardzo przeciętny film z Hongkongu. Strachu tu niewiele, a reguła niby straszenia widza wciąż ta sama: efekty dźwiękowe, które natężają się z każdą minutą filmu. W raz z rozwojem fabuły, historia wydaje się bardziej romantycznym filmem z elementami upiornymi, niż prawdziwym horrorem. Dopiero pod koniec pojawiają się zwroty akcji, które komplikują prostą historię, kierując się przesłanką „nic nie jest takie, jakim się wydaje”. Głównym problemem jest absolutny brak oryginalności. Ratują się jeszcze aktorzy, którzy grają całkiem przyzwoicie.
No cóż, prawdą jest, że horrory z Hongkongu zazwyczaj były gorsze od filmów grozy z Japonii czy Korei i ten nie jest żadnym wyjątkiem. Bardziej polecam ,,Wymarzony dom'', który jest na wskroś brutalny, wręcz miażdżący.

Kaśka pisze...

Jak dla mnie to straszny przeciętniak.