środa, 3 października 2018

Forbidden Siren

Halloween to doskonały czas, aby przy odrobinie czasu wolnego nadrobić zaległości nie tylko filmowe, ale również te związane z wirtualną rozrywką grozy. Jako, że moja zasłużona ,,czarnulka'' od dość dawna nie była odpalana, właśnie ten czas postanowiłam poświęcić na jedną z moich ulubionych rozrywek, czyli gry wideo. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym w ten czas halloweenowy nie wrzuciła do swojej konsoli czegoś strasznego. Tym razem wybór padł na Forbidden Siren - grę już nie nową, bo w Polsce swoją premierę miała aż w 2004 roku. Dla mnie jednak nie czas się liczy, ale to, że grę zdobyłam i bazuje ona na japońskim horrorze, że aż miło...zresztą na podstawie gry powstał w 2006 roku japoński horror w reżyserii Yukihiko Tsutsumi, zatytułowany Sairen
Filmem jednak zajmę się w oddzielnej recenzji, a tymczasem mnie będzie obecnie interesować gra, która należy do jednego z moich ulubionych gatunków gamingowych - survival horroru. Po rewelacyjnych Resident Evil czy Silent Hill, jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać coraz to nowe gry spod właśnie tego gatunku, co mnie oczywiście bardzo cieszy. Jak wiadomo jednak gra grze nierówna i nie każda mi do gustu przypadła. Jak wypada dzieło, które wyszło spod ręki pana Keiichiro Toyamy? O tym poniżej...


Akcja „Forbidden Siren” rozgrywa się w Hanyudzie, nadmorskiej wiosce, w której kultywuje się pewne stare obrzędy. Właśnie w trakcie jednej z takich tajemniczej ceremonii doszło do dziwnych wydarzeń: przy ryku syren morskich okolicę spowiła mgła, a woda w morzu przybrała kolor krwi. Największą jednak tragedią stało się przeobrażenie prawie wszystkich uczestników rytuału w shibito – morderczych zombie. Garstka pozostałych przy życiu ludzi musi podjąć walkę o przetrwanie i wydostać się z tego przeklętego miejsca.


Trzeba przyznać, że tym razem dostaliśmy horror na miarę twórczości H.P. Lovecrafta. Taaak...zdaje się całkiem prawdopodobnym, co zauważy wprawne oko miłośnika horroru, że Toyama całymi garściami w tym wypadku czerpał z twórczości amerykańskiego pisarza grozy.


Gra składa się tak naprawdę z siedemdziesięciu ośmiu etapów, poprzez które gracz będzie miał możliwość pokierować kilkoma (dokładnie dziesięcioma) bohaterami w grze, którzy są do naszej dyspozycji w Foridden Siren. Co ciekawe, nie mamy możliwości kierowania tylko i wyłącznie jedną postacią, ale kierujemy jakby wszystkimi po trochu. Decyzje, jakie podejmujemy jedną postacią, mają wpływ na decyzje innego bohatera. Bardzo to ciekawe rozwiązanie. Bohaterami są najróżniejsze postacie: mała dziewczynka, nastolatek, szkolny profesor czy też myśliwy. To, co intryguje to fakt, że każdy z nich znalazł się w wiosce z innego powodu. Nikt nie rozumie, co się dzieje. Ludzie są przerażeni i chcą jak najszybciej opuścić tą malowniczą nadmorską miejscowość o nazwie Hanyuda. Wszyscy też doskonale zdają sobie sprawę, że nie mogą tego uczynić bez podjęcia walki. Walki z czymś, czego nie są w stanie pojąć. 


Przyznam szczerze, że rozgrywka w Forbidden Siren jest dość trudna i trzeba się niekiedy nieźle natrudzić, aby wygrać walkę z shibito. Niby asortyment w grze jest dość bogaty, bo do naszej dyspozycji mamy takie ,,gadżety'', jak pistolet, młotek, nóż, karabin czy nawet parasol, którym także jesteśmy w stanie oddać zabójcze ciosy, ale co z tego, jak tak naprawdę w danej misji jest tego wszystkiego bardzo mało, a w niektórych nawet brak jakiejkolwiek broni. Oczywiście doprowadza to do tego, że z reguły walka z shibito kończy się śmiercią danego bohatera. Czasami staje się to denerwujące. To, co skupia na graczu maksymalną uwagę, to przede wszystkim ostrożność, gdyż takową trzeba zachować, aby w miarę płynnie przechodzić poszczególne etapy gry. Wszak starcie z brutalnym zombie bez broni, to jak walenie głową w mur z chęcią jego rozbicia. Taka nierówna walka może się zakończyć w jedyny możliwy sposób - wiadomo jaki. 

Twórcy gry dali nam jednak też małą pomoc, która niejednemu być może pomoże w takich walkach. Chodzi mianowicie o tryb zwany ,,sightjacking''. Jest to nic innego, jak możliwość wniknięcia w umysł najbliżej znajdującego się shibito i spojrzenie na dany obszar jego oczyma. Z pewnością jest to wielkie ułatwienie, gdyż możemy podejrzeć, w którą stronę najczęściej zombie spogląda i która jest najbardziej dla nas niebezpieczna - tym samym wiemy, że musimy jej unikać, aby nie wpaść w szpony nieumarłego potwora. 
Jak wygląda sama rozgrywka w grze?  Ano tak, jak zazwyczaj w survival horrorach. Wszystko polega na tym, aby ukończyć misję dochodząc do określonego miejsca. Jednak nie jest to wcale takie proste nie tylko ze względu na nieprzyjemne i utrudniające nam życie snujące się często gęsto shibito, ale także przez fakt, że zanim dotrzemy do określonego (wymaganego) punktu, musimy zebrać jeszcze wiele artefaktów, które będą nam przydatne w dalszej rozgrywce. Będą to klucze, dzięki którym otworzymy kolejne nowe pomieszczenia, broń, która ułatwi nam walkę z hordami zombie lub też...czasami będziemy musieli po prostu kogoś odprowadzić do granic wioski. Akurat to ostatnie zadanie jest szalenie trudne, gdyż swoją uwagę musimy skupić nie tylko na tym, aby chronić własny tyłek, ale również tyłek osoby, którą eskortujemy. Na szczęście twórcy nie dali nam bezmózgich i rozkojarzonych bohaterów. Mamy do swojej dyspozycji kilka przydatnych komend, dzięki którym nasi towarzysze będą nam posłuszni i zrobią wszystko, aby nie zginąć. Jeżeli chodzi o same potwory, to - jak wspomniałam - pokonanie ich sprawia nam nie lada problem. Dlaczego? Ano, jednym z powodów jest to, że wykazują się nad wyraz wysoką inteligencją (jak na zombie). Dlatego też żadnego z nich nie możemy lekceważyć. Sprawiają wrażenie ospałych i niezbyt zainteresowanych całym otoczeniem, ale uważajcie - to tylko złudne wrażenie. Wystarczy chwila nieuwagi, aby skupić ich uwagę na sobie. Ot...zwykły hałas, nieostrożnie wypowiedziane słowo czy nawet snop światła z latarki sprawi, że zainteresują się nami. Wtedy mamy tak naprawdę przechlapane. Maszkary zaczynają nas gonić, a co gorsza - niejednokrotnie się zdarza, że wołają inne wywłoki, które do gonitwy dołączają. Wtedy najlepiej zupełnie zniknąć im z oczu. Wtedy odpuszczą. Shibito są również nad wyraz ciekawskimi potworkami. Jeżeli nieostrożnie zostawimy otwarte jakieś drzwi, a znajdą się one akurat na ich drodze, to nie omieszkają tam zajrzeć. 

Forbidden Siren to gra, która ma niesamowitą atmosferę. Groza sączy się z każdego zakamarka, a gracz czuje się przytłoczony i wręcz osaczony przez hordy nieumarlaków. Dodatkowym plusem jest oprawa wizualna całości. Mroczne lokacje, ponura sceneria, wioska zazwyczaj spowita jest mgłą...dodatkowo dochodzi do tego niekiedy padający deszcz i oczywiście nocna pora. Latarka rozświetla nam niewielki obszar przed nami, więc uwierzcie, ale większość naszych misji okraszonych jest autentycznym strachem. 

Także muzyka nie drażni naszych uszu, wręcz przeciwnie - co chwilę słychać dziwne, tajemnicze odgłosy, których pochodzenia nie znamy, wycie syren i zawodzenia shibito. Wszystko to jeszcze bardziej potęguje uczucie przerażenia i strachu.

Niestety gra ma też kilka minusów, jak na przykład dość toporne sterowanie. Czasami sprawia to niebywałą trudność. Niekiedy dość sztucznie wypadają też niektóre misje, ale da się to jakoś przeboleć. Jak widzicie, nie są to wielkie minusy, a już na pewno nie są na tyle wielkie, aby odrzuciły nas od gry i zniechęciłyby do sięgnięcia po Forbidden Siren, więc jak jeszcze macie w swoich domowych pieleszach ,,czarnulkę'' na chodzie, to zakupcie czym prędzej ten tytuł, a jak nie macie, to dla FS warto ją mieć.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹👹 9/10


Premiera światowa: 12 marca 2004
Gatunek: survival horror
Platforma: PS2
Producent: Sony Computer Entertainment
Wydawca: 
Sony Computer Entertainment


Poniżej - jak zawsze - zamieszczam kilka screenów z gry, a jak wygląda sama gra podczas trwania misji, zalukajcie sobie na Youtube. 




6 komentarzy:

Norbert Bajor pisze...

Ostatnio wzięła mnie zajawka na survival horrory i szczerze napaliłem się na nią, ale muszę przyznać, że ta mnie nieco rozczarowała. Klimat może i ma dobry, ale cała rozgrywka jest fatalna: już samo podzielenie gry na epizody mnie drażni, a do tego bardzo szybko można stracić życie - ot wystarczą ledwie dwa strzały, poza tym rozgrywka jest bardzo źle rozegrana, bo skąd niby gracz ma się domyśleć, że aby zakończyć jeden epizod, muszę wpierw jeszcze odnaleźć jakieś niezbędne artefakty, które pomogą mi tenże epizod zakończyć.
Niby jedna z najlepszych gier, a jednak jakoś mnie do siebie nie przekonała.

Adam Mroczek pisze...

Czarnulka oczywiście, że na chodzie, więc poszukam tytułu i z chęcią grę odpalę, bo faktycznie moja konsolka też już się trochę zakurzyła, a jak Aga chwali, to musi być dobrze!!! :)

Hazukidojo pisze...

To się nazywa PRAWDZIWA GRA SURVIVALOWA :) Złota era horrorów konsolowych :) Będzie mnie straszyć ta część po wsze czasy za każdym razem jak odpalę.

Mateusz Pasierbik pisze...

Jak dla mnie to jeden z lepszych tytułów horrorowych na PS2! Japońskim horrorem pachnie, że aż chce się grać :D
Jedyne do czego mogę się przyczepić to grafika, która nawet w 2004 roku nie zaliczała się do rewelacyjnych. Jednak sama gra jest tak znakomita, że grafika akurat w tym wypadku nie ma jakiegoś większego znaczenia. Tytuł obowiązkowy dla każdego szanującego się maniaka grozy, że o fanach japońskiego horroru już nawet nie wspomnę. :)

Jan Kowalsky pisze...

Kolejny miażdżący tytuł na PS2 rodem z Japonii. Kolejna rewelka na nocne harce, kiedy spać się nie chce, a człowiek ma się ochotę trochę pobać i pograć.

Anonimowy pisze...

Obok kuon jeden z lepszych horrorów na zasłużoną czarnulkę