poniedziałek, 8 października 2018

Gokudô kyôfu dai-gekijô: Gozu (aka Gozu: Yakuza Horror Theater/Gozu: gangsterski teatr grozy); Japonia

Takashi Miike to bez wątpienia jeden z najbardziej zapracowanych japońskich reżyserów. Jego szokujące horrory bardzo często przepełnia tematyka gangu Yakuza, gdzie brutalność nie ma granic, a krew i tortury są na porządku dziennym. Jeżeli widzieliście jakiekolwiek dzieło filmowe pana Miike z Yakuzą w roli głównej, to dobrze wiecie o czym mowa. Nie inaczej ma się rzecz z - jak to się mówi - niewyobrażalnie pokręconym Gozu. Reklamowany jako kino grozy, yakuza z dodatkiem komedii może wzbudzać mieszane uczucia, ale spokojna głowa...nie zapominajcie, że do dzieło od mistrza Miike, więc jakkolwiek by nie było i ile gatunków film by w sobie nie zawierał, bez wątpienia jest to dzieło zaskakujące i oryginalne. Jedyne w swoim rodzaju, o którym nie sposób tak szybko zapomnieć. 
Na pewno trzeba zaznaczyć, że nie jest to film skierowany do wszystkich i przeciętny widz, który z twórczością Takashiego Miike jest ,,na bakier'', stwierdzi podczas seansu: ,,Co to ma u diabła być?''. Ano cóż...po prostu kolejny obraz pana Miike...

Dwóch członków japońskiej mafii Yakuza - Ozaki i jego przyrodni brat Minami zostają delegowani przez swojego szefa do Nagoi. Oficjalnie mają tam załatwić interesy w imieniu swojego gangu. Nieoficjalnie szef gangu wysyła tam Minaniego aby zabił swojego brata Ozakiego, którego ekscentryczne zachowanie poddaje w wątpliwości jego gangsterską sprawność. Po drodze wydarza się jednak wypadek, w wyniku którego Ozaki zostaje zabity. Kiedy Mizami dociera do miasta, wykończony psychicznie z ciałem brata na siedzeniu pasażera, wstępuje do baru na kawę by po chwili stwierdzić, że ciało Ozakiego zniknęło. 

Powyższe streszczenie filmu jest tu tak naprawdę zupełnie zbędne i niewiele Wam powie. Nie odda przede wszystkim charakterystycznego klimatu filmu. Jego złożoności i absurdu, który sączy się niczym jad w każdej minucie filmu. Cechą charakterystyczną tego dziwacznego obrazu jest to, że wykracza on poza wszelkie granice logiki. Czy to jednak coś nowego w kinie mistrza Miike? Raczej nie, więc właściwie już teraz można śmiało powiedzieć (napisać), że widzowie, którzy nie znają dzieł japońskiego reżysera lub ci, do których jego twórczość nie przemawia, nie powinni nawet sobie głowy tym obrazem zawracać.
Gozu, to dzieło jakby nieco oniryczne. Wszystko, co widzimy na ekranie, rozgrywa się niczym w dziwacznym śnie, który niejednokrotnie urasta do rangi koszmaru. Z każdą minutą filmu Miike udziwacznia obraz, który staje się niemalże dziełem na wskroś absurdalnym. Przeciętny widz może po prostu nie dobrnąć do końca, gdyż w pewnym momencie właściwie nie wiemy co dokładnie oglądamy? Postacie ulegają zatarciu - w czym z pewnością nie pomaga ich duża ilość. Ja jednak uważam, że jest to własnie plusem tej produkcji. Wielowątkowość i mnogość postaci sprawiają, że trudno się w tym wszystkim połapać, a bohaterów zapamiętać. Czyż jednak nie jest rewelacyjne w kinie to, że nie wszystko jest nam na tacy podane? Widz ma możliwość własnej interpretacji obrazu, choć nie ukrywam, że podejmowanie się interpretacji Gozu może wywołać niemały zawrót głowy. A może właściwie nie ma sensu czegokolwiek interpretować?  Bo jak zrozumieć zachowania bohaterów: szefa mafii, który erekcję potrafi osiągnąć tylko poprzez wkładanie sobie w odbyt metalowych łyżek czy szefa kuchni, który z upodobaniem przebiera się w damskie ciuszki. Na tym dziwaczności nie koniec. Postać człowieka z głową krowy wywołuje nasze zupełne skołowanie i jaki jest sens umieszczania tego rodzaju bohaterów? To wie chyba jedynie szanowny Miike. Tak wiele odrealnionych postaci sprawia, że film nabiera z rozmachem cech surrealistycznych, co rzecz jasna nie wszystkim się spodoba.
Nie należy do filmu podchodzić jednak poważnie, gdyż japoński reżyser bez wątpienia sam wystylizował wszystko tak, aby podchodzić do jego obrazu z przymrużeniem oka. Gozu, nafaszerowany potężną dawką czarnego humoru, który w połączeniu z obecnym bez wątpienia klimatem grozy, nadają charakteru niesamowitości i sprawiają, że film ten prezentuje się naprawdę świetnie. Momentami mamy wrażenie, że sami uczestniczymy w jakimś dziwacznym śnie głównego bohatera, z którego zarówno i on i my wyrwać się nie możemy.
Bardzo podobała mi się gra aktorska. Naprawdę uważam, że nie się tu czego czepiać. Podobnie ma się rzecz z obecną w filmie ścieżką dźwiękową, która bez wątpienia na odbiorcy zrobi wrażenie i uwydatni kunszt japońskiego reżysera. Odnosi się wrażenie, że Miike bawi się z widzem: wpierw serwuje sceny przepełnione humorem, by w kolejnej chwili nafaszerować nas dawką grozy i przemocy, a za chwilę znów powraca na utartą ścieżkę śmiechu i absurdu. Trzeba przyznać, że zabawa ta wychodzi naprawdę całkiem nieźle.
Oglądając Gozu, na myśl przychodzi tylko jedno odczucie - szok. Zdaje się, że tu nie istnieje pojęcie tabu i nie ma żadnych granic w pokazywaniu najdziwaczniejszych i niejednokrotnie mrożących krew w żyłach scen. Szok wywołuje niemalże wszystko: absurdalne zachowanie Ozakiego, który sprawia wrażenie kolesia niespełna rozumu czy skutecznie budowany nastrój grozy (scena z człowiekiem o głowie krowy) - dziwaczne to...zupełnie odrealnione.

To film nieprzewidywalny. Tu niczego nie można wykluczyć i dosłownie wszystko zdarzyć się może. Zapewne każdy widz po seansie Gozu będzie miał mieszane uczucia. Takashi Miike bawi się tu konwencjami filmowymi i łamie wszelkie zasady. Pojęcia takie jak ,,tabu'' czy ,,szok'' są tu na porządku dziennym, ale na nie akurat reżyser uwagi zbytniej nie zwraca. Najważniejsze jest, aby zaserwować widzom jak największą dawkę absurdu i surrealistycznych scen. Aby maksymalnie zaszokować
Miike jest mistrzem w swoim fachu. Osiąga to, co sobie zakłada, a widz może tylko wywracać oczami ze zdumienia. Jedni to zaakceptują i pokochają, inni odrzucą i znienawidzą. Uważam jednak, że nie można dzieł Takashiego Miike przekreślać ot tak sobie... Czasami może warto po seansie przez chwilę się zastanowić nad obrazami, które dopiero co obejrzeliśmy. Może wcale nie okażą się takie absurdalne, na jakie wyglądały...

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10

Reżyseria:
Takashi Miike

Scenariusz:
Sakichi Satô

Rok produkcji:
2003

Obsada:
Yûta Sone
Shô Aikawa
Kimika Yoshino
Keiko Tomita
Shôhei Hino
Renji Ishibashi
Harumi Sone
Ken'ichi Endô
Kanpei Hazama
Masaya Katô


3 komentarze:

Madura pisze...

Film raczej nie dla wszystkich. Jestem skłonny przyznać, że raczej tylko dla fanów Takashiego Miike i widzów podzielających jego filmowe tematy. W ,,Gozu'' surrealizm sięgnął potęgi ,,entej''.

Tamio Ozawa pisze...

Prawdą jest, że Miike ma specyficzny styl, który nie każdemu do gustu przypadnie. Obok ,,Vistor Q'' własnie w ,,Gozu'' jeszcze widać go doskonale. Mi styl japońskiego reżysera się podoba, więc na ,,Gozu'' narzekać nie mogę: praca kamer, czarny humor i odrobina makabry, to wszystko czego mi trzeba.

Ring pisze...

Wszyscy się tak zachwycają, ale ja się pytam co to w ogóle ma być? Fabuła...jaka fabuła? Tu nie ma fabuły. to film dla jakiś zdegenerowanych popaprańców. Sorki, ale do mnie nie przemawia! Nic a nic!