niedziela, 7 października 2018

Gui Yan (aka Baby Blues); Chiny

Lalki w horrorach od zawsze mnie przerażały i to niezależnie od tego czy były stylizowane na makabryczne czy słodkie wprost stworzone dla dzieci. Przerażały mnie zapewne dlatego, że używane bardzo często do obrzędów magicznych, zdawały się mieć swoją duszę: dobrą lub złą naturę. Nigdy ich nie lubiłam i już jako dzieciak jakoś niespecjalnie często sięgałam po lalki do zabawy. 
Lalka - jak się okazuje - jest też znakomitym bohaterem w filmach grozy i wykorzystywana jest ona  naprawdę stosunkowo często: od morderczej laleczki Chucky po złowrogą Annabelle. W jakiejkolwiek postaci by nie występowała, u wielu wzbudza autentyczny strach. 
Nie inaczej ma się sytuacja w azjatyckim światku grozy, gdzie również zadomowiła się z powodzeniem (patrz na przykład koreański Inhyeongsa  >> aka ''Lalkarz'' << z 2004 roku w reżyserii Yong-ki Jeonga). W 2013 roku pojawił się kolejny horror rodem z Azji, którego głównym bohaterem jest właśnie lalka. Mowa o chińskim Baby Blues, który prawdę powiedziawszy dość mile zaskakuje, ale...

Młode małżeństwo - blogerka Tian Qing i autor piosenek Ye Hao przenoszą się do nowego domu. Znajdują w nim tajemniczą lalkę, która zmienia ich życie na zawsze. Wkrótce po tym Tian Qing zachodzi w ciążę. Okazuje się, że młodzi będą mieli bliźniaki. Jednak samopoczucie Qing się znacznie pogarsza, a całej sytuacji nie poprawia fakt, że Hao ciągle przebywa w pracy i do domu wraca późnym wieczorem. Niedługo potem Tian Qing zaczyna przejawiać oznaki depresji i coraz częściej zauważalne jest u kobiety dziwne zachowanie.

Horror Leong Po-Chiha łączy w sobie tak naprawdę dwa tematy, znane doskonale z filmów grozy: pierwszym z nich jest wspomniana na wstępie lalka, którą Tian Qing nazywa Jimmy'm, a drugim wątkiem jest tzw. ,,przeklęta piosenka'', którą komponuje Ye Hao (w sumie za sprawą lalki), zatytułowana ,,Intruz''. Oba te wątki łączą się ze sobą, gdyż piosenka powstaje na skutek upadku lalki z wysokości, co powoduje wystukanie kilku tonów na syntezatorze, które Ye Hao podłapuje i komponuje utwór. Mimo, iż ,,Intruz'' nie powala nikogo na kolana, to oczywiście, jak nie trudno się domyślić - wysłuchanie tej piosenki powoduje nieszczęście każdego, kto ją wysłucha. Tych nieszczęść jest naprawdę sporo.
Chińsko-brytyjski reżyser w swoim filmie korzysta z zachodnich wzorców. Widać to już na przykładzie utartej fabuły, która pokazuje nam początkowo szczęśliwe małżeństwo, którego spokój burzy pojawienie się ponętnej piosenkarki, która nawiązuje współpracę z mężczyzną, jak również śmierć jednego z nowo narodzonych bliźniaków. Szybko okazuje się, że zdrowie psychiczne Tian Qing zaczyna szwankować i imieniem zmarłego noworodka zaczyna nazywać lalkę, którą traktuje też jak drugie dziecko. Czasami nawet niejednokrotnie z większym uczuciem i czułością podchodzi do lalki, niż prawdziwego syna Adama. Cała ta sytuacja niepokoi zarówno męża kobiety jak też jej młodszą siostrę Trinket. Lekarze zaś twierdzą, że takie zachowanie u kobiety jest normalne, a za wszystko odpowiedzialne są hormony (głównie ich nadmiar). Powodują one urojenia, które jednak z czasem mają zniknąć. Nie znikają. Sytuacji dodatkowo nie poprawiają dziwne wydarzenia, jakie mają miejsce w obrębie wszystkich bohaterów. Zdaje się, że złowieszczo wyglądająca lalka (o oczach podobnych do kosmity) ma wpływ na wszystkie te wydarzenia i jest ona sprawcą wszystkich nieszczęść. Przy każdym wypadku, kiedy ma się rozegrać, mamy ujęcie, na którym widać oczy lalki. W nich odbija się obraz osoby, którą za chwilę spotka coś złego. Nie trudno się domyślić, że ów lalka jest przeklęta i przebywa w niej jakiś złośliwy duch, który tylko czeka na skrzywdzenie kogokolwiek z pobliskiego otoczenia. Nie tylko widzowie domyślają się tego faktu, ale również bohaterowie - Hao i jego szwagierka. Oboje postanawiają rozwiązać zagadkę wszystkich nieszczęść i ustalić pochodzenie złowrogiej lalki. Od tego momentu - muszę przyznać - robi się niestety przewidywalnie. Trinket wpierw wypytuje miejscowego bezdomnego, który dużo wcześniej ostrzegał małżeństwo przed zamieszkaniem w tym domu. Od niego dziewczyna dowiaduje się, że niegdyś mieszkali tam bracia-bliźniacy. Jeden z nich zmarł na atak serca podczas pewnej dziwnej gry, w którą bracia grali z przyjaciółmi. Aby jednak dowiedzieć się więcej, Trinket musi odnaleźć siostrę kobiety, która mieszkała tam jeszcze przed braćmi. Historia, jaką usłyszymy z ust kobiety opowiada o nieszczęśliwej miłości jej siostry-bliźniaczki, co w efekcie doprowadziło do jej tajemniczego zgonu. Choć podejrzewano samobójstwo, jej siostra szczerze w to wątpiła. Od razu sądziła, że za śmiercią jej siostry stoi jakaś dziwna siła. Jedynym i niemym świadkiem tego tragicznego zdarzenia była właśnie lalka.
No i cóż...czy fabuła w tym momencie nie wydaje Wam się jakoś znajoma? Bo mi owszem: mamy lalkę, która towarzyszy podczas śmierci kobiety. Podobnie rzecz miała się w Laleczce Chucky (1988r.) Toma Hollanda, gdzie - jak pamiętamy - lalka została opętana przez duszę seryjnego mordercy - Charles'a Lee Ray'a i również była sprawcą wielu tragicznych wydarzeń i dziwnych śmierci ludzi. Pod tym względem Baby Blues jest bardzo podobny.
Na dobrą sprawę seria nieszczęść nie do końca nam się rozwiązuje. Tak naprawdę nie jesteśmy pewni jej genezy, bo o ile możemy założyć, że wszystko rozpoczęło się od śmierci porzuconej przez ukochanego kobiety, o tyle spokoju nie daje fakt, że jej siostra sugeruje, że już wcześniej musiało dziać się coś dziwnego - coś, co doprowadziło do jej śmierci. Tego nie wiemy i możemy jedynie przypuszczać. Również końcówka filmu pozostaje otwarta. Czy będzie część druga? Poczekamy-zobaczymy.

Jeżeli chodzi o klimat, to zachwycona nie jestem. Fakt, że film mi się w miarę podobał i oglądałam go z zaciekawieniem, ale jednak nie powalił mnie na kolana. Nie potrafił też jakoś specjalnie przerazić, a jedyne przerażenie wzbudzała tu chyba lalka. Dzięki, ale takiego prezentu bym nie chciała dostać, a wprowadzając się do nowego domu z pewnością bym takiego ,,straszydła'' nie zostawiła, a od razu cisnęła do kosza na śmieci  tudzież spaliła na pierwszym lepszym ognisku.
Jej widok autentycznie wzbudzał jakiś niepokój. Można się było poczuć nieswojo, kiedy ta maszkara o zdecydowanie zbyt dużych oczach pojawiała się na ekranie.
Tempo akcji jest w porządku: nic się nie wlecze i nic nam nie umyka, więc tu nie mam żadnych obiekcji. Również muzyka jest całkiem dobra i nawet partie wokalne mi nie przeszkadzały.
Średnio wypadają efekty specjalnie, zwłaszcza w końcowej fazie filmu. Niekiedy bije sztucznością, jak na przykład w scenie kiedy lalka wypada przez balkon, a właściwie nie tyle lalka, co chwilę później z rąk Tian Qing wypada mały Adam. Ewidentnie widać, że trzyma ona po prostu lalkę na wzór niemowlaka. Ja rozumiem ten zabieg, ale nie rozumiem, dlaczego jest to aż tak bardzo mało naturalne? Tu można by się było trochę poprzyczepiać, ale ogólnie nie zamierzam za bardzo besztać filmu za efekty, gdyż te z drugiej strony nie rażą jakoś szałowo i raczej nie powinny nam popsuć seansu. Aktorstwo też bez zastrzeżeń. Bohaterowie są wiarygodni: wzbudzają sympatię lub odpychają - tu jest w porządku.

Nie mogę powiedzieć, że chiński Baby Blues mnie do siebie bardzo przekonał. Niewiele oglądałam do tej pory chińskich horrorów, a te które dotychczas widziałam, spłynęły po mnie jak po kaczce i nie zostawiły trwałego śladu w mojej pamięci. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam trailer horroru Leong Po-Chiha myślałam, że oto sytuacja się poprawi. Może i się poprawiła, ale nie do końca, gdyż film ten również trwałego śladu nie zostawił w mojej pamięci. Może kiedyś po dłuższej przerwie jeszcze do niego wrócę, ale nie sądzę, abym odkryła w nim wówczas coś nowego.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹 6/10

Reżyseria:
Leong Po-Chih

Scenariusz:
Bak-Ming Wong

Rok produkcji:
2013

Obsada:
Sing Kwan Janelle
Raymong Lam
Hoi-Pang Lo
Karena Ng
Kate Tsui


2 komentarze:

Val D'Isere pisze...

Strasznie niskie noty ma filmwebie, ale obejrzę, bo może nie będzie tak źle.

Norbert Bajor pisze...

Jako azjatycki horror ,,Baby Blues'' wydaje mi się za bardzo zamerykanizowanym filmem. Ogólnie też mało straszny, a lalka? Hm, może to jedyny element grozy, ale i tak chyba straszyć to za bardzo nie straszy...
Jak dla mnie straszny przeciętniak i nie sądzę, aby jeszcze kiedyś do niego zasiadł.