Ale dość już tego przydługiego wstępu. Czas przejść do sedna.
Pewnego słonecznego dnia wypoczywający nad rzeką ludzie zostają zaatakowani przez tajemniczego potwora. Jego powstanie wiąże się z wylaniem przez stacjonujących w bazie wojskowej Amerykanów substancji toksycznych do miejskich ścieków. Okolica pogrąża się w chaosie. Wiele osób traci życie, a wśród zaginionych jest nastoletnia Hyun-seo. Wojsko zamyka teren wokół rzeki. Rząd ogłasza, że stwór jest nosicielem groźnego wirusa i każdy, kto miał z nim choćby pośredni kontakt zostanie poddany kwarantannie. Sytuacja jest konsekwencją Tymczasem zupełnie nieoczekiwanie Gang-Du odbiera telefon od Hyun-seo. Okazuje się, że dziewczyna żyje, tyle że jest uwięziona przez potwora w jego legowisku. Rodzina Park ucieka z wojskowego szpitala, aby w labiryncie podziemnych kanałów ściekowych zmierzyć się z bestią.
To, co zaskoczyło mnie w tym filmie już na samym początku, to fakt, że reżyser bardzo sprawnie manewruje pomiędzy gatunkami: wpierw serwuje nam opowieść z dreszczykiem, by po chwili przeistoczyć akcję w dramat rodzinny. Tym sposobem przeskakuje z jednego nastroju w drugi. Film ten to zaprzeczenie amerykańskiego patrzenia na problematykę wojskową, a raczej to, że sprawcami całej tragedii są amerykańskie wojska. Bohaterem jest tu zwykła rodzina, która niczym nadzwyczajnym się nie wyróżnia, ale w obliczu dramatu przeciwstawiają się wojskom i rządowi i nie chcą dopuścić do zatuszowania zaniedbań wojskowych. Stają do walki z przerażającym, nieznanym im potworem nie mając w swoim orężu nic, co by mu mogło zaszkodzić. Mimo wszystko podejmują walkę.
Sam potwór wzbudził we mnie mieszane uczucia. Nie jest on skonstruowany jakoś nazbyt przerażająco i nie wygląda nawet jak autentyczna bestia. Jawi mi się raczej jako jakiś twór z Kosmosu.
Podczas seansu, odniosłam wrażenie, że wszystko to jakoś wydaje mi się dość znane. Po chwili zorientowałam się o co chodzi. zarówno sama tematyka, jak i ukazani bohaterowie bardzo przypominali mi tych znanych z Wojny światów Spielberga (2005r.). Dlaczego? Bo i tu mamy ukazane relacje rodzinne, które niejednokrotnie są relacjami skomplikowanymi. Ojciec i głowa rodziny Park-Gang Du jest tu totalnym nieudacznikiem, który każdą chwilę swojego życia spędza na oglądaniu telewizji bądź spaniu. Jego największą radością jest jego córka Park-hyun Seo, która pewnego dnia zostaje porwana przez potwora zamieszkującego rzekę Han, nad którą też pracuje Gang Du jako sprzedawca w małej budce z żywnością. Oczywiście, kiedy tylko następuje atak potwora, do akcji wkracza wojsko, które zamyka cały teren, a ludzi mających jakikolwiek kontakt z potworem wojskowi izolują. Park-Gang Du nie patrząc na zakazy wojskowych wraz ze swoją rodziną postanawiają na własną rękę rozpocząć poszukiwania zaginionej córki.
Od tego właśnie momentu rozpoczyna się seria zarówno przerażających jak i całkiem zabawnych zdarzeń.
Za duży sukces tej koreańskiej produkcji uważam to, że cała historia opowiedziana jest z dystansem. Jak wspomniałam - oprócz grozy i dramatu doświadczymy tu też kilka zabawnych epizodów, które urozmaicają cały film i mimo, iż ja nie przepadam za tego rodzaju konstrukcją, to nie ukrywam, że właśnie taki misz-masz spowodował, że jest to na swój sposób bardzo oryginalny film...tym bardziej, że wyszedł spod ręki koreańskich twórców.
Na uwagę zasługują efekty specjalne, które wyszły tu nie najgorzej. Owszem, co do wyglądu potwora to mogę nieco ponarzekać, ale nie ulega wątpliwości, że jest on kolejnym tworem, który zapisze się w historii kina pod znaku s/f. Nie trudno też nie zauważyć, że koreańscy filmowcy czerpali tu garściami z klasyków monster movies. Nasze monstrum świetnie pływa w czym bez wątpienia pomaga mu długi ogon, a przy tym jest niewiarygodnie zwinny i szybki. Sceny z udziałem tej bestii są pełne ekspresji i to sprawia nam niebywałą frajdę.
Jako ciekawostkę dodam tylko, że twórcą tego dziwacznego tworu jest chiński projektant Chin Wei-Chen, a w ruch wpędzili go nowozelandzcy specjaliści z Weta Workshop, którzy pracowali też m.in. przy King Kongu czy Władcy Pierścieni.
Bez wątpienia The Host to film nietuzinkowy. Mimo, że Bong do tej pory serwował nam kino pokroju thrillerów i kryminałów, to jak widać w monster movies też radzi sobie nie najgorzej. W Internecie już pojawiły się informacje, że reżyser rozpocznie prace nad drugą częścią opowieści o przerażającym potworze. Generalnie film miał powstać już w 2014 roku, ale jak dotąd nie dotarły do mnie jakiekolwiek informacje czy już jest dostępny na świecie czy jeszcze nie.
Poczekamy, zobaczymy i liczymy, że będzie równie zacnie.
MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10
Reżyseria:
Joon-ho Bong
Scenariusz:
Joon-ho Bong
Won-jun Ha
Chul-hyun Baek
Rok produkcji:
2006
Obsada:
Kang-ho Song
Hie-bong Byeon
Hae-il Park
Doona Bae
Ah-sung Ko
Dal-su Oh
Jae-eung Lee
Dong-ho Lee
6 komentarzy:
Uwielbiam monster movies, a ten film to prawdziwe mistrzostwo! Mam nadzieję, że Korea nie zakończy swoich potworowych horrorów tylko na tym filmie :)
Najlepszy jest ojciec :) Początkowo myślałem, że jest z lekka upośledzony, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że ma niskie IQ :D
Jak dla mnie dobry film i jeszcze nie raz z chęcią za niego chwycę :)
Mi również nie pasuje takie pomieszanie z poplątanym. W sumie odnoszę wrażenie, że twórcy nie bardzo chyba mogli się zdecydować jaki film stworzyć tak naprawdę: horror, komedię, dramat? :0 Może i nie przeszkadza to jakoś bardzo, ale mimo wszystko dziwnie się oglądało...
Bardzo fajny film, ale mi bardziej jawi się jako kino science fiction. Horroru tu jak na lekarstwo, ale bez wątpienia to jeden z ciekawszych koreańskich filmów ostatnich lat ;)
Uważam, że to jeden z najlepszych monster-movies w światku filmowym, a widzowie lubujący się w gore nie mają tu czego szukać, więc nie ma sensu krytykować filmu.
Nie bardzo podobały mi się postacie, które uważam, że były sztampowe. Reszta jest spoko.
Skoro to film, który pobił rekord kasowy w Korei, to grzechem byłoby go nie obejrzeć :D Mi wygląd potwora bardzo się podobał i uważam, że był mega dopracowany. Potem już całkiem niezły humor :)
Prześlij komentarz