środa, 3 października 2018

Hong Yi Xiao Nu Hai (aka The Tag-Along); Tajwan

Tajwan, to kolejny azjatycki kraj, w którym groza filmowa ma się całkiem nieźle. Przykładem może być chociażby rewelacyjny Double Vision z 2002 roku w reżyserii Chen Kuo-Fu. 
Do tej pory tajwańskie kino kojarzyło się zazwyczaj większości widzom z tandetnymi podróbkami zachodnich produkcji. Z czasem jednak zaczęło się to stopniowo zmieniać i dziś już nie można powiedzieć, że takie podróbki mają miejsce w tajwańskim kinie. Można powiedzieć, że dziś produkcje filmowe z tego zakątka Azji są w miarę regularnie nagradzane na międzynarodowych festiwalach filmowych. Krytycy filmowi i recenzenci podkreślają na każdym kroku, że tajwańskie kino uważane jest za specyficzne i oryginalne. Ba! Nawet artystyczne! Niestety po seansie wielu innych gatunków filmowych, mogę stwierdzić, że te artystyczne dzieła filmowe, to jedynie niewielki fragment szerokiego światka filmowego Tajwanu, w którym tworzy się zarówno komedie, thrillery czy horrory.
Jak nie trudno ukryć, mnie najbardziej interesuje ten ostatni gatunek filmowy i muszę przyznać, że dla horroru, tajwański światek filmowy nie ma zbyt wiele miejsca. Jednak, jakby nie było, jeżeli już się ,,narodzi'' jakiś horror, to zazwyczaj jest on całkiem konkretnym straszakiem, czego przykładem jest właśnie nie tak stary The Tag-Along w reżyserii Wei-hao Chenga.

Starsza pani, która mieszka z dorosłym wnukiem imieniem Wei, pewnego dnia znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Zmartwiony zniknięciem swojej ukochanej babci, mężczyzna zaczyna przeglądać w domu wszystkie rzeczy kobiety, które może w jakiś sposób naprowadziłyby go na ślad jej nagłego zaginięcia. Kiedy Wei przegląda aparat, z przerażeniem ogląda film, na którym widać, jak za jego babcią podąża dziwna dziewczyna w czerwonej sukience. Kiedy kobieta zostaje odnaleziona w lesie, niespodziewanie znika sam Wei. Całą sprawę postanawia wyjaśnić dziewczyna mężczyzny, Yi Chun. Podczas poszukiwań stopniowo odkrywa, że zniknięcie zarówno Wei'a, jak i jego babci może mieć coś wspólnego z miejską legendą...


Horrory na Tajwanie zaczęły pojawiać się stosunkowo późno, bo dopiero w latach 70-tych. Powstawały głównie inspirując się hongkondzkimi produkcjami grozy. Zresztą bardzo często było tak, że filmy powstawały przy udziale obu krajów. 

To co wyróżniało jednak samodzielne tajwańskie horrory, to różnorodność tematyczna. Niestety ich ,,poziom grozy'' pozostawiał jednak wiele do życzenia. Na szczęście jednak sytuacja zaczęła ulegać zmianie i dziś Tajwan może pochwalić się naprawdę ciekawymi produkcjami grozy, które niejednokrotnie porównuje się do horrorów z Korei Południowej czy Tajlandii. Dodatkowo nie trudno zauważyć, że tajwańscy twórcy filmowi całkiem chętnie sięgają po komputerowe efekty CGI, co dodaje dodatkowego smaczku produkcjom (np. Gui si; 2006; reż. Chao-Bin Su). 
Kiedy ogromny sukces Ringu Hideo Nakaty dotarł również do Tajwanu, do kina grozy weszła nowa tematyka - ducha, który mści się za doznane za życia krzywdy. Właśnie w tego rodzaju tematyce nakręcony został interesujący mnie tu The Tag-Along
Wiadomo, że istnieje cienka linia pomiędzy tajemnicą, niejednoznacznością i grozą, którą trzeba skutecznie pokazać. Przy zastosowaniu odpowiedniej równowagi tajemnicy, horror staje się wówczas porywający.
Trzydziestodwuletni tajwański reżyser Wei-hao Cheng nie ma w swoim dorobku zbyt wielu filmów. Właściwie jest to jeden film dokumentalny, omawiany dziś The Tag-Along oraz będący w post-produkcji Who Killed Cock Robin?, którego premiera zaplanowana jest na rok 2017. Właśnie tym bardziej cieszy fakt, że spod ręki mało doświadczonego reżysera wyszedł tak ciekawy film grozy, który potrafił skupić moją uwagę maksymalnie przez całe 90 minut trwania seansu. 
Reżyser, jako główną tematykę swojego horroru wykorzystał miejską tajwańską legendę, co już jest dla mnie ogromnym plusem, gdyż przyznam szczerze, że nie znam zbyt dobrze tajwańskiego folkloru i nie miałam okazji do tej pory poznać tamtejszych ,,urban legends''. 
Całość wypada nadzwyczaj dobrze, fabuła jest intrygująca i udziela nam się chęć rozwikłania zagadki zaginięcia zarówno babci, jak i jej wnuka. Dodatkowo podczas seansu dowiadujemy się, że w okolicznym gęstym lesie zniknęło już wielu ludzi w różnym wieku. Zadajemy sobie więc pytanie: co takiego mrocznego znajduje się w lesie, co porywa ludzi? Czy jest to jakaś tajemnicza siła czy dziwna istota? Tego nie wiemy. Dodatkowego zaciekawienia dodaje fakt, że zaginieni ludzie po czasie wracają lub są odnajdywani w lesie przez ekipy poszukiwawcze. Nie bardzo wiedzą, co się z nimi działo, ale ich przerażenie wskazuje, że mieli do czynienia z czymś groźnym. 
Naprawdę fabuła jest interesująca i przyciągająca widza, który razem z młodą Yi Chun pragnie rozwiązać zagadkę. Film Chenga jest z jednej strony typowym przedstawicielem azjatyckiego ghost story, ale z drugiej jest też jedna bardzo istotna sprawa, która świadczy o tym, że coś go wyróżnia: chodzi mianowicie o to, że wbrew pozorom, to nie jest kolejna historia o duchu mściwego dziecka, ale historia ukazana w filmie nawiązuje do miejskich podań i wierzeń o leśnych duchach i demonach. Jest to właśnie ten ciekawy aspekt filmu, który wyróżnia go z całej masy innych azjatyckich ghost.
W filmie nie zabraknie efektów specjalnych. Tyczy się to zwłaszcza scen z udziałem ducha, atakującego swoje ofiary. Wszystko byłoby git, gdyby nie to, że ów sceny wypadają nieco sztucznie i nienaturalnie...a może mało realistycznie. Może, gdyby reżyser był bardziej doświadczony albo budżet filmu był wyższy, to wyglądałoby to zupełnie inaczej. Tak cóż - wygląda, jak wygląda i jak dla mnie jest to chyba jedyny minus tego filmu, który mi jednak nie zepsuł zabawy podczas seansu. Sceny grozy zrobione są całkiem przyzwoicie i gdyby nie wspomniany mankament sztuczności, to z pewnością byłby to jeden z ciekawszych azjatyckich horrorów, koło którego nie można by przejść obojętnie. Zresztą, jak dla mnie to i teraz jest to film warty uwagi, gdyż wszystko tu świetnie ,,gra i buczy''. Cała historia rozgrywa się miarowo i nie ma opcji, abyśmy się pogubili tu czy tam. Reżyser cierpliwie stopniuje nam napięcie, co sprawia, że nigdy do końca nie jesteśmy pewni, co nas czeka i wiemy, że gdzieś za chwilę pojawi się jakiś element zaskoczenia.
Aktorstwo jest przyzwoite. Może nie ma się aż nadto czym zachwycać, ale jest naprawdę dobrze i z pewnością nie ma się też czego czepiać. 

Ogólnie rzecz biorąc, The Tag-Along to kawał solidnego kina grozy, z duchami w tle. Jest niczym nowy dodatek do tak już bogatej kolekcji horrorów powstałych w Azji. Posiada doskonale budowane napięcie, sceny grozy i niekiedy mroczną atmosferę, która jest w stanie nas przytłoczyć. 

Bez wątpienia jest to pozycja obowiązkowa dla każdego szanującego się fana ,,skośnookich'' horrorów. Scena finałowa, rozgrywająca się w górskim lesie, to niesamowity pokaz umiejętności zarówno reżysera, jak i aktorów. Z pewnością utknie w pamięci. 
Polecam!

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10

Reżyseria:

Wei-hao Cheng

Scenariusz:

Shih-keng Chien

Rok produkcji:

2015

Obsada:

Wei Ning Hsu 
River Huang
Yin-Shang Liu
Po-Chou Chang
Yumi Wong
Mario Pu
Ming-Hua Pai
Mei Man Jin
Yawei Basang
Huai-Chung Wang


3 komentarze:

Bartek Skolimowski pisze...

Spodziewałem się nieco więcej po tym horrorze. Na pewno plusem jest tu świeżość w ukazaniu ducha, którym jest dziecko oraz motyw leśnych upiorów. Sam duch też wygląda dość przyzwoicie, choć niekiedy miałem wrażenie, że jakoś dziwnie sztucznie. No i niestety samego nawiązania do tajwańskich miejskich legend też nie jest tu wiele, czego mi bardzo brakowało. Jest dobrze, ale mogło być na pewno lepiej.

Magnis pisze...

Oglądałem kilka azjatyckich straszaków, ale znawcą nie jestem. Jak dla mnie, to typowy skośnooki horror, jak wiele podobnych. Można obejrzeć, ale jakiegoś wielkiego szału to na mnie nie zrobił.

Mateusz Pasierbik pisze...

A mnie się podobał. Ciekawa tematyka, fajny klimat, tajemnica, która potrafi wciągnąć w seans. Sceny z duchem też całkiem niezłe. Dodatkowo ciekawa gra aktorska.
Tajwański horror, to jak dla mnie jeden z lepszych straszaków, jakie widziałem w ostatnim czasie.