niedziela, 7 października 2018

Kairo (aka Pulse/Puls); Japonia

Japońskiego reżysera Kiyoshi Kurosawy nie trzeba raczej przedstawiać żadnemu miłośnikowi azjatyckiej grozy filmowej, a już na pewno japońskiej. Ten 60-letni twórca filmowy ma na swoim koncie niejeden znakomity obraz, który zapadł w pamięci wielu widzom. Bez wątpienia jego twórczość jest oryginalna i mimo swoich wzorców w postaci twórczości Tobe Hoopera, a zwłaszcza ulubionej Teksańskiej masakry piłą mechaniczną (1974r.), jego filmy są dalekie i zupełnie odmienne od amerykańskich klasyków. Bardzo często można się spotkać z porównaniem Kiyoshi Kurosawy do Stanleya Kubricka, co definitywnie japoński reżyser odrzuca przyznając, że ten amerykański reżyser nie jest źródłem jego inspiracji. Wszystko to wzięło się od definicji tzw. ,,kina filozoficznego'', jakim określa się twórczość Kurosawy.
Kairo, to film, w którym nie istnieje granica pomiędzy życiem, a śmiercią. Świat przedstawiony jest nasiąknięty pesymizmem i mrokiem, który wciska się w każdy zakamarek umysłu widza...

Jeden z pracowników firmy ogrodniczej imieniem Taguchi nie pojawia się od tygodnia w pracy. Jedna z jego koleżanek, zaniepokojona długą nieobecnością kolegi, postanawia odwiedzić go w jego domu i sprawdzić, co jest przyczyną tak długiej nieobecności. Kobieta zastaje go w mieszkaniu. Postanawia zabrać z jego komputera dyskietkę z potrzebnymi danymi i kiedy ponownie wchodzi do pokoju z przerażeniem odkrywa, że jej przyjaciel popełnił samobójstwo, wieszając się na kablu. Kiedy kilka dni później jeden ze znajomych odbiera dziwny telefon, jedzie do domu Taguchi'ego. Tam odkrywa, że na ścianie, przy której wisiało ciało mężczyzny, widnieje ciemna plama w kształcie człowieka...

Wspomniałam już na wstępie, że Kairo, to dzieło strasznie pesymistyczne. Problematyka, jaka wysuwa się tu na plan pierwszy to samotność bohaterów i niemożność nawiązania kontaktu z drugim człowiekiem. Świat, który przedstawia nam tu Kurosawa, to świat, który właściwie wszyscy doskonale znamy, ale w Kairo jest on przedstawiony zgoła inaczej. Jest to świat beznadziejny. Niezależnie od tego czy jest dzień czy noc, wszystko pozostaje w nim zawsze w cieniu.
Rozwój technologii sprawił, że cywilizacja ruszyła z impetem do przodu. Możemy się komunikować z innymi za pośrednictwem internetu, telefonów komórkowych, satelitarnych, etc... Mimo tego wszystkiego, film Kurosawy pokazuje, że nie ma to żadnego znaczenia. Jego bohaterowie zawsze są sami, nawet kiedy mają wokół siebie przyjaciół. Można założyć, że japoński reżyser zadaje nam tu pytanie: czy naprawdę jesteśmy tak bardzo związani z bliźnimi? Odpowiedź jest taka, że oczywiście, że nie - wraz z rozwojem technologii jesteśmy w rzeczywistości bardziej odizolowani.
Bardzo ważnym elementem w filmie jest kadrowanie. Zarówno Kurosawa, jak i operator Hayashi są tu mistrzami kadrowania. Każda scena, krok po kroku przepełniona jest mrokiem. Zjawy pojawiają się znienacka i wyłaniają się z każdego rogu z wielką łatwością. Sceny te są naprawdę genialne i zapierają dech w piersiach bez uciekania się do fantastycznych czy magicznych środków i efektów. Jest to świat - jak wspomniałam - doskonale nam znany, ale tak naprawdę nie wiemy, jakimi się rządzi prawami. To właśnie sprawia, że cały ten obraz staje się bardzo niepokojący.

Kurosawa dość często sięga po chwyt ,,spowolnienia''. Na czym on polega? Na tym, że wszelkie fantomy, jakie się pojawiają, ujawniają się bardzo powoli. Nie doświadczymy tu nagłych ataków zjaw, które pragną uśmiercić swoje ofiary. Ba, można by rzec, że one w ogóle nie atakują, a w pewnym sensie nachodzą, gdyż ich pojawienie wcale ataków nie przypomina. Mimo tego każde ich ukazanie się zwiastuje śmierć temu, kto ów dziwaczną cienistą marę zobaczy.
Kurosawa rewelacyjnie operuje tu światłem i cieniem. Zjawy nie są w całości pokazane i dobrze, bo dzięki temu tak naprawdę nie jesteśmy w stanie powiedzieć jak taki duch wygląda. Niby jest to człowiek, ale na niektórych filmach widać, że ma możliwość znikania, by po chwili znów się pojawić. Mi to się bardziej kojarzyło nie tyle ze znikaniem, co zanikaniem. Każdy z bohaterów tam pokazanych był człowiekiem samotnym. Bycie samotnym oznacza niewidocznym dla innych. Taki człowiek znika i nikt nie jest w stanie go dostrzec.
Musze przyznać, że gdy widziałam te wszystkie cienie, a przede wszystkim ciemne plamy w miejscach, gdzie ludzie ginęli, przyprawiały o autentyczne ciarki na plecach.
Innym aspektem Kairo, na który warto zwrócić uwagę jest sama historia. Można powiedzieć, że poczynania naszych bohaterów miały ,,globalny wpływ'' na wszystkie problemy lub bardziej - aby je rozwiązać. Trzeba przyznać, że wiele horrorów jest ,,ograniczonych'' w pewnym sensie. Mam na myśli to, że przez 90 minut któryś z bohaterów za wszelką cenę chce udowodnić światu (i nam-widzom), że jest ,,coś złego''. Nie wiemy co, ale on-główny bohater z tym walczy. W filmie japońskiego reżysera jest inaczej. Świat zostaje opanowany przez istoty z innego wymiaru, czego efektem są dziwne wydarzenia i tajemnicze zgony, które wszędzie są do siebie bardzo podobne. Tu powoli, ale pewnie świat zaczyna się przerzedzać, znikać. Nie następuje to w sposób gwałtowny i efektowny, ale powolny. Stwierdzę nawet, że w Kairo nawet koniec świata odbywa się w sposób cichy i skromny.

Aktorzy wykonali tu świetną robotę. Zagrali swoich bohaterów bardzo ciekawie, przekonująco. Decyzje, jakie podejmują w każdej minucie i słowa, jakie wypowiadają, są przez widza szczegółowo analizowane. Cieszy mnie fakt, że Kurosawa nie przesadził tu z mnogością bohaterów, lokując wszystkie te wydarzenia w tak dużym Tokio. Dwa wątki dwóch bohaterów, których drogi się ze sobą łączą. Każdy śledzimy z uwagą.
Bardzo dobrze została tu również wykorzystana muzyka. Początkowo ścieżka dźwiękowa wydawała mi się nieznośna, ale na końcu okazuje się ona atutem.

Kiyoshi Kurosawa swoim Kairo pokazał nam inny rodzaj horroru - można by powiedzieć - horroru powolnego. To obraz zupełnie inny, niż dotychczas znane i oglądane straszaki azjatyckie. To film stylowy, ale jednocześnie straszny i niepokojący. Największe przerażenie wzbudza wizja świata przedstawionego. Czasami zastanawiamy się, co jest po śmierci? Duchy Kurosawy ewidentnie dają nam do zrozumienia, że jest wieczna tęsknota. Tęsknota za życiem. Dlatego wciąż i wciąż wciągają coraz to większą ilość ludzi w ten makabryczny krąg samobójstw, chcąc choć przez chwilę poczuć to, co utracili już na zawsze - energię życiową.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10


Reżyseria:
Kiyoshi Kurosawa

Scenariusz:
Kiyoshi Kurosawa

Rok produkcji:
2001

Obsada:
Haruhiko Katô
Kumiko Asô
Koyuki
Masatoshi Matsou
Kurume Arisaka
Shinji Takeda
Shun Sugata
Jun Fubuki
Kenji Mizuhashi
Shô Aikawa
Kôji Yakusho
Takumi Tanji
Go Takashima
Atsushi Yuki
Hassei Takano



4 komentarze:

Debeth pisze...

Oglądałem kiedyś ten film i prawdę powiedziawszy niewiele z niego zrozumiałem. Film ten stawia wiele pytań, na które odpowiedzi nie znalazłem: skąd brały się te duchy, dlaczego w końcówce filmu bohaterka widzi spadający samolot, skąd on się w ogóle wziął? Dlaczego ludzie po popełnieniu samobójstwa rozsypywali się w pył i czemu zawsze była ta ciemna plama?
Film na pewno mroczny i niepokojący, ale jak dla mnie kompletnie niezrozumiały.

Martyna Kazimierczak pisze...

Dlaczego ludzie popełniali samobójstwo? To duchy ich do tego namawiały. Być może były w stanie wpływać na ludzki umysł - ludzie stawali się apatyczni, tracili chęć do życia i odsuwali się od rodziny i przyjaciół, a w ostateczności widząc swoją nędzną egzystencję popełniali samobójstwo. Pył i plama jest swego rodzaju znakiem, że przenieśli się do świata duchów, stali się nicością. Samolot? Samolot spada, gdyż pilot popełnił samobójstwo.

Konrad pisze...

Dziwny film. Nie bardzo wiedziałem o co w nim chodzi, ale chyba faktycznie tak jak zostało to napisane w recenzji - za wszystkim stoi samotność. Mimo wszystko film godny uwagi, nie takie jak inne horrory. Fani krwi i flaków na zewnątrz nie mają czego szukać.

Bartek Skolimowski pisze...

Miazga! Ten film to prawdziwe mistrzostwo. Śmiem nawet stwierdzić, że jest to najstraszniejszy j-horror.