wtorek, 2 października 2018

Khew ar-khard (aka The Intruder); Tajlandia

Miało być tak pięknie...
No dobra, zacznę może od tego, że na samym początku bardzo spodobały mi się plakaty do filmu: węże wyłaniające się z ludzkiej głowy...wszędzie! Z ust, nosa, oczodołów...Pomyślałam wówczas, że będzie to naprawdę mocne kino, choć nie przepadam za bardzo za tzw. ,,animal horrorem''. Tym bardziej nie przemawiają do mnie gady, które dość licznie występują w gatunku filmowym, jakim jest horror. Chyba nikogo ten fakt nie dziwi, gdyż obrazy z udziałem wszelkiej maści gadów czy nawet płazów jakoś nie specjalnie trafiły w gusta horroromaniaków, czego przykładem może być chociażby horror Petera Mervisa - Węże w pociągu (2006) - totalny kicz i absurd w najgorszym wydaniu. Wiem, nie powinno się oceniać filmu po plakacie, jak książki po okładce, więc mimo swojego sceptycyzmu, postanowiłam odważnie zasiąść przed ekranem i stawić czoła obślizgłym gadom.
Niestety sytuacja z tajlandzkim horrorem Thanadola Nualsutha z 2010 roku szybko mnie przerosła i potem musiałam już tylko walczyć z niewyobrażalną nudą i głupotą, jaka zapanowała na ekranie... 
Panie, Panowie...przed Wami The Intruder!

W 1983 roku, zanim zostało zbudowane wielkie międzynarodowe lotnisko Suvarnabhumi, zaniedbany i niezamieszkany teren był nazywany przez miejscowych "Bagnem Kobry Królewskiej". Kiedy wznoszono budowlę, wielkie, stare drzewo Banyan stało na drodze konstrukcji. Ekipa budowlana używając mechanicznej koparki, usuwa drzewo, ale kiedy korzenie są wyrywane z ziemi, ekipa zostaje porozrywana na kawałki. Po ucichnięciu zamieszania z ponurą masakrą, świadkowie, którzy przeżyli opowiadają dziwne historie o duchu kobry. 

The Intruder to przykład totalnego amatorstwa ze strony twórców filmu.W tym horrorze nie ma dosłownie nic, co trzymałoby się ,,kupy''. Wszystko jest tu sztuczne i naprawdę dziwi mnie jedynie fakt, że odniosłam wrażenie, iż twórcy śmiertelnie poważnie do tego filmu podeszli. W rzeczywistości jednak wyszedł z tego jeden wielki śmiech na sali! Na szczególną uwagę zasługują tu główni bohaterowie horroru Nualsutha, czyli węże, które na wskroś utworzone komputerowo (i do tego dość nieudolnie), z zawrotną niemalże prędkością suną po korytarzach budynku, aby dopaść przerażone śmiertelnie ofiary. Uwierzcie, ale nie ma tu krzty realizmu, choć w zamiarze scenarzysty i reżysera, wszystko miało wypaść bardzo poważnie. Już pierwszy rzut oka na początkowe sceny da nawet przeciętnemu wyjadaczowi filmowej grozy wyobrażenie absurdu, z jakim będzie on miał do czynienia przez ponad (o rany!) 100 minut (!!!) Absurdu, który nie skończy się jedynie na nierealnych i nienaturalnych oślizgłych gadach, ale też całej głupocie, jaka towarzyszyć będzie zachowaniu wszystkich bohaterów. Nie, ja wcale nie przesadzam, bo jeżeli nie wierzycie, to sięgnijcie sami po film, a zobaczycie, jak rażące jest ich zachowanie i działania, jakich się podejmują. Nie ma tam ani na moment logiki. Samych przykładów można by wymieniać bez liku, jak na przykład rockmanka, którą jeden z bohaterów wypycha za drzwi windy, w kierunku której pełznie pokaźne stado węży różnej wielkości. Dziewczyna zamiast uciekać od nich jak najdalej, klęczy przed zatrzaśniętymi drzwiami do windy i maże się niczym smarkula, która za karę musi stać w kącie. To raz. Dwa - telefony komórkowe, a raczej brak zasięgu. Ten ,,mankament'' fonów w horrorach jest już tak oklepany, jak wschód słońca i nudny do granic możliwości (podobnie zresztą, jak nieprzychylna aura w postaci gromów z jasnego nieba). Nie rozumiem w tym filmie wielu kwestii, ale na Przedwiecznych...za Chiny Ludowe nie mogę zrozumieć, dlaczego nagle urwał się zasięg w ,,komórkach''? No...z wyjątkiem jednej...Kiedy inni bohaterowie nie mogą się połączyć, aby prosić o pomoc, jedna z kobiet uczestniczących w ucieczce przed gadami nagrywa wszystkie wydarzenia w najlepsze i przesyła je swojemu szefowi. Ciekawe co ona ma za telefon?! On ma zasięg!!!

Film jest bardzo...jakby to ująć - ,,standardowy''. Chodzi o to, że nie znajdziemy tu nic oryginalnego. Jak to zazwyczaj bywa, grupa osób łączy swoje siły i staje do nierównej (jak się wydaje) walki z polującymi na nich gadami. Problem jest taki, że cały film skupia tylko na nich swoją uwagę i na nieudolnych próbach ucieczki z budynku. Nie ma żadnych innych wątków oraz innego miejsca akcji. 
Jeżeli chodzi o bohaterów, to ich rozumowanie i działania także dają wiele do życzenia. Podejmują niezrozumiałe decyzje, czego przykładem może być chociażby to, że na przykład w jednej ze scen, jeden z bohaterów pozbywa się zapewne przydatnego topora i woli walczyć z wężami gołymi rękami. Grupa jest niezorganizowana i nikt tu ze sobą nie współpracuje, a co gorsza nawet się między sobą kłócą. Dochodzi nawet do bójek. Takim sposobem na pewno o przetrwaniu nie ma mowy.

Cały film jest tak naprawdę przeze mnie niezrozumiały. Nie rozumiem, dlaczego bohaterowie po prostu nie opuścili budynku, tylko jakby jeszcze tego było mało, wspinają się na coraz to wyższe piętra. Pada nawet stwierdzenie, żeby udali się oni na dach. Po jakiego grzyba? - ja się pytam. Oliwy do ognia dodaje fakt, że wcześniej nie mamy żadnych informacji o tym, że wyjście zostało w jakiś sposób zablokowane i opuszczenie budynku jest niemożliwe. Tak więc nasi odważni i przerażeni jednocześnie bohaterowie, biegają sobie po korytarzach bez większego celu: to tu, to tam...

Nie potrafię wykrzesać o tym filmie zbyt wielu dobrych słów. Jedyny plus, jaki zwrócił moją uwagę, to obecność kilku całkiem niezłych, krwawych scen gore i na tym tak naprawdę koniec dobrego słowa...

Zdaję sobie sprawę, że horror nie jest gatunkiem nad wyraz ambitnym i znajdziemy tu wiele kiczowatych i absurdalnych produkcji filmowych, jednak sądzę, że nawet tworząc przysłowiowy ,,gniot'', dobrze by było nadać mu jakieś elementy realizmu. The Intruder niestety naszpikowany jest tak dużą ilością głupoty, przejawiającej się zarówno w samej fabule, jak i zachowaniu bohaterów, że tak naprawdę nie interesuje nas co się stanie i kto zginie. 

Szczerze powiedziawszy nie znajduję tu plusów, które pozwalałyby polecić ten film. Realizatorsko też jest mizernie (miałam nadzieję, że choć tym jakoś da się nadrobić wielkie braki - nic z tego). Co tu dużo więc mówić - brak logiki, mizerne efekty komputerowe, brak grozy i napięcia - wszystko to powoduje, że film Nualsutha jest totalną klapą...jest filmem, na którym nie warto na dłużej skupiać swojej uwagi. I tyle...

MOJA OCENA:
👹👹 2/10


Reżyseria:
Thanadol Nualsuth

Scenariusz:
Poj Arnon
Thammanoon Sukulboontanom

Rok produkcji:
2010

Obsada:
Akara Amarttayakul
Parichat Asadornteptai
Chaiwat Boonsungnuern
Peerawit Bunnag
Vasana Chalakorn
Vilipda Chandara
Nichapat Charurattanawaree
Chawwadee Chernok
Warapat Jitkaew
Natee Kehama
Kanokphon Nunsatitanon
Thanatorn Oudsahakul
Apinya Sakuljaroensuk
Maytika Puttavibu
Sukol Pongsathat



3 komentarze:

Deicide666 pisze...

Dziwnie ,,skonstruowany" film. Mógł być ciekawy, bo pomysł nie najgorszy. Ostatecznie wyszło nudno. Węże sztuczne, że aż bije po oczach, a do tego nieproporcjonalne. Masakrą jest też samo zachowanie bohaterów. Jacyś idioci chyba...

Piotr Grotkowski pisze...

Jedyne, co mi się podobało w tym filmie to prolog od strony realizacyjnej. Jedno długie ujęcie po kanałach wygląda naprawdę nieźle. Cała reszta niestety jest do bani. Bohaterowie jak stado baranów przeganiani są przez kobry z jednego końca budynku na drugi. Nuda.

Kobayashi pisze...

Chyba przesadzanie z tą krytyką 😉 Owszem, do najlepszych film ten nie należyje, ale przecież są też dużo gorsze produkcje.