wtorek, 2 października 2018

Kyofu (aka The Sylvian Experiments/Strach); Japonia

Japońskie kino przyzwyczaiło już chyba każdego do tego, że zazwyczaj przez europejskiego widza niejednokrotnie jest niezrozumiałe, dziwne i niekiedy szokujące. Stąd też zapewne bardzo często filmy z Kraju Kwitnącej Wiśni spotykają się z miażdżącą krytyką, bo nigdy ,,nikt nie wie o co chodzi''. Zgadzam się, że czasami aby jakiś film zrozumieć, nie wystarczy go obejrzeć jeden raz. Czasami potrzeba nawet dwóch, a nawet trzech seansów, aby zrozumieć nie tyle już cały film, co pewne jego kwestie. Czasem też bywa i tak, że po drugim/trzecim seansie, odkrywamy jakieś ,,drugie dno'' w filmie albo jesteśmy w stanie dostrzec wiele więcej, niż za pierwszym razem.
Nie inaczej było w przypadku japońskiego horroru w reżyserii Hiroshi Takahashi, zatytułowanego Kyofu. Jest to ostatni film z serii J-Horror Theater, którego pomysłodawcą jest znany producent filmów grozy - Takashige Ichise. 
Kyofu jest filmem dziwnym. Jest to opowieść, która łączy w sobie tradycyjny element grozy z nauką oraz problemami rodzinnymi. Takie ,,pomieszanie z poplątaniem'' nie każdemu się spodoba, ale na szczęście znajdzie się też grupka osób, która doceni ten film i przychylnie się do niego odniesie. Ja zaliczam się właśnie do tych drugich.

Dr Hattori i jej mąż oglądają materiał filmowy z eksperymentów medycznych, znaleziony w piwnicy zniszczonego szpitala. Nagle widzą białe światło, a gdy się odwracają, spostrzegają swoje córki, Miyuki i Kaori, wpatrzone w ekran. Kilka lat później, Miyuki znika ze Szpitala Uniwersytetu Medycznego w Tama. Jej siostra Kaori, chłopak Motojima, oraz detektyw Hirasawa rozpoczynają poszukiwania.

Kiedy po raz pierwszy obejrzałam Kyofu, pewnie zareagowałam, jak większość widzów i głowiłam się przez dobrych kilka minut, o co właściwie chodziło w tym filmie? Jaką tematykę chciał tak naprawdę podjąć Takahashi w swoim obrazie? Czy miał to być tradycyjny horror z duchami w tle? Czy może dziwne połączenie grozy z nauką, która może przerażać, jeśli jest niezrozumiała? Czy może chwycić nas miał dramat rodzinny dr Hattori? Ciężko jednoznacznie przyznać, gdyż wszystkiego jest tu po trochu, w związku z czym wielu widzów po prostu nie bardzo wie, na czym ma skupić swoją uwagę. 
Powyższy zarys fabuły właściwie powie nam niewiele, stąd to tylko pobieżne przybliżenie całej historii, z której w żaden sposób nie ukazuje się jakakolwiek problematyka filmu. Ten jest niejednoznaczny i niejasny przez większą swoją część...właściwie od początku do końca. Końca, który nie kończy dokładnie całej historii, a daje widzom możliwość debatowania na temat zakończenia całej historii ukazanej przez Takahashi. Całej dziwacznej atmosferze sprzyja również trójka niekonwencjonalnych bohaterów: matka oraz jej dwie córki. Zdaję sobie sprawę, że wszystko to może udaremnić potencjalnemu wyjadaczowi filmowej grozy poszukiwań konwencjonalnego horroru w filmie, to jednak obraz japońskiego reżysera pokazuje ciekawą mieszankę różnorodnych podejść i motywów, które są ,,napędzane'' przez wszechogarniającą tajemnicę. 

Połączenie nauki oraz zjawisk nadprzyrodzonych w horrorze jest zadaniem niezwykle trudnym. Trzeba umieć naprawdę wszystko świetnie rozegrać i dopasować w takich ilościach, aby widzowi nie było ani za dużo nauki (przez co film mógłby się stać nudny) ani za dużo paranormalności, gdyż stałby się po prostu przewidywalny i sztampowy. Najważniejsze jest jednak to, że całość nie może stracić na logice. Połączenie tak niekonwencjonalnych tematów daje wówczas coś więcej niż zwykły j-horror z długowłosą zjawą szukającą zemsty.
Właśnie tak ma się rzecz z Kyofu. Fabuła przejawia cały szereg surrealistycznych wątków od dziwacznych halucynacji/wizji piekła aż po majaki przedśmiertne (przynajmniej tak można to interpretować, aczkolwiek każdy rozumie to na swój - niejednokrotnie inny sposób). 

Cała historia opowiedziana w tym filmie, to właściwie jakiś dziwny i niezrozumiały majak jednej z sióstr, która postanowiła popełnić samobójstwo. Dziewczyna ma wizje, że zostaje poddana jakimś dziwacznym eksperymentom, cały swój gniew i żal kieruje w stronę matki, ale również siostry, która w realnym świecie poszukuje jej, przyjeżdża do jej mieszkania i czeka na nią, jednocześnie próbując się dowiedzieć, co takiego się stało? Gdzie jest?
Podczas pobytu w mieszkaniu siostry, Kaori kilkakrotnie ma dziwne uczucie, jakby siostra była gdzieś obok i dawała jej subtelne znaki. Nawet ma wizję z jej udziałem. Wszystko to nasuwa przypuszczenia widzowi, że Miyuki naprawdę zmarła i odwiedza teraz swoje dawne mieszkanie. Nasze podejrzenia również wzbudzają częste odwiedziny detektywa, który poszukuje dziewczyny. Przecież jeśli by żyła, starałaby się chyba skontaktować z rodziną...przynajmniej ze swoją siostrą, choć z drugiej strony zdaje się, że dziewczyna nie była aż nazbyt zżyta ani z Kaori ani też z matką, którą pochłonęły badania naukowe nad...hm, śmiercią kliniczną? Może nie tyle kliniczną, co samą śmiercią. Kobieta owładnięta manią odkrycia tego czym jest światło widziane podczas śmierci i co widzi człowiek, kiedy umiera, zaniedbuje rodzinę totalnie. 
Co gorsza, można by przyznać, że kobieta eksperymentuje nawet na własnych córkach, ale jest to kwestia sporna i niejednoznaczna, bo wszystko zależy od punktu zrozumienia filmu: jedni uważają, że właśnie tak się stało i dr Hattori poddała eksperymentom swoją rodzinę, inni zaś sugerują, że wszystko, co widzimy na ekranie jest tylko wizją Miyuki. Tego wątku akurat nie da się chyba jednoznacznie wyjaśnić i może wyjaśnianiem jego zajmować się nie będę, bo lepiej będzie jak każdy przyjmie swój punkt widzenia zgodny ze zrozumieniem fabuły. 

Film Takahashi jest filmem dość mrocznym i ponurym. Ma mroczną atmosferę, która chyba przeraża najbardziej. Pewnie, że znajdzie się też miejsce na kilka ujęć rodem z tradycyjnych ghost w postaci szybkich zbliżeń widmowych postaci, ale nie ma tego zbyt wiele, więc widzom czującym już przesyt azjatyckimi zjawami raczej te kilka szybkich scen przeszkadzać nie będzie. Cały film rozgrywa się dość wolno, ale nie przeszkadza to w tym, aby w kilku momentach ciarki nam po plecach przeszły. Mi się to bardzo podobało, gdyż dzięki temu można powiedzieć, że Kyofu ma w sobie wiele twórczych, racjonalnych surrealistycznych sekwencji, jak na przykład wizje dziewcząt. Sceny te wykorzystują całkiem przyzwoite CGI. 
Trzeba przyznać, że obraz Takahashi zawiera w sobie również sporo chirurgicznego gore w tym kilka ujęć odsłon ludzkiego mózgu i przewiercania się przez niego. Dla wielu nie będą to sceny jakoś nazbyt przerażające, ale wiem, że część widzów nie bardzo mogła przebrnąć przez te widoki kaleczonej ludzkiej tkanki mózgowej. 

Kyofu nie jest dla wszystkich fanów grozy. Wielu z nich nie będzie w stanie zrozumieć tematyki czy jakiegokolwiek przesłania tego filmu. Jednak jakkolwiek by nie było, to trzeba przyznać, że obraz ten jest dziełem ciekawym i wciągającym. Dla mnie jest wielkim plusem to, że obraz ten jest niezrozumiały. Tak, dla mnie to jeden z ciekawszych aspektów Kyofu. Nic nie jest jasne, a nad wszystkimi motywami i wątkami trzeba się głowić. 
Hiroshi Takahashi swoim filmem udowadnia, że jest świetnym reżyserem i zdecydowanie częściej powinien pokazywać swoje dzieła światu. 

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10


Reżyseria:
Hiroshi Takahashi

Scenariusz:
Hiroshi Takahashi

Rok produkcji:
2010

Obsada:
Yôko Chôsokabe
Mina Fujii
Momoko Hatano
Tomohiro Kaku
Nagisa Katahira
Sô Kusakabe
Yuri Nakamura
Ryôta Matsushima
Yôichirô Saitô
Chôei Takahashi
Ken'ichi Takitô
Kimika Yoshino
Nuts Tanahashi
Hiroyuki Yamamoto



2 komentarze:

Ala pisze...

Dżizes Krajst!!! Oglądałam ten film, ale szczerze powiedziawszy nie wiele z niego skumałam. Surrealizm to jednak nie dla mnie, bo jakoś nie mam głowy, aby się potem głowić nad sensem bądź problematyką filmu. Jednak po Twojej Aga recenzji obraz wydaje się nieco jaśniejszy. Chyba obejrzę go raz jeszcze. :)

Deicide666 pisze...

Kompletnie nie skumałem tego filmu. Nie jest zły, ale dla mnie chyba zbyt zagmatwany.