wtorek, 2 października 2018

Miss Zombie; Japonia

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o Miss Zombie, podejrzewałam, że będzie to kolejny film spod znaku komedii o żywych trupach. Przyznacie, że japońskie kino grozy obfituje w tego rodzaju produkcje, czego przykładem jest chociażby Wild Zero (2000 r.) czy też  Stacy (2001 r.). Zarówno oba te filmy, jak i wiele więcej tytułów charakteryzuje kicz, makabra i groteska. 
Mimo, iż zombie są postaciami grozy, które zdobyły chyba największą popularność, to obraz Sabu jest nieco inny od tych wszystkich zombie-tematycznych horrorów. W tym filmie, zombie nie jest tradycyjną postacią ikony grozy, ale postacią uosabiającą dramat, samotność i utraconą tożsamość. Wcale mnie więc nie dziwi ilość nagród na różnorodnych festiwalach filmowych, jakie Miss Zombie zdobył w roku 2014.
To film, który daje widzowi wiele do myślenia. Ma on przede wszystkim psychologiczną głębię i dlatego też próżno w nim szukać tradycyjnego horroru ,,zombiowego''. Fanom George'a A. Romero z pewnością film nie za bardzo do gustu przypadnie, gdyż brak tu tradycyjnej postaci karykaturalnego zombie...

Świat przyszłości. Pandemia wirusa przemieniającego ludzi w zombie zostaje opanowana. Żywe trupy, zwłaszcza te o niskim stopniu przemiany, stają się częścią społeczeństwa. Zamykane w klatkach niczym dzikie, egzotyczne zwierzęta, sprzedawane na "czarnym rynku", wykorzystywane do prac domowych nie stanowią już zagrożenia, są oswojone, ale jednak nieakceptowane, gorsze, obce. Tak jak Sara, pół kobieta, pół zombie. Przypominająca marionetkę, zaprogramowany automat, usługuje w domu doktora Teramato i w milczeniu znosi przemoc ludzi. Jest intruzem, który budzi lęk, ale też odmieńcem, wzbudzającym fascynację. Ani nie człowiek, ani też nie w pełni zombie. Obcy po prostu.

Oglądając Miss Zombie zrozumiałam, że tyle nagród filmowych, m.in. na International Fantasy Film Award 2014 wcale mnie dziwi. Uważam, że Miss Zombie jest najlepszym filmem o nieumarłych ostatnich lat. Może nie zaliczam się do najbardziej zagorzałych fanów tych właśnie bohaterów grozy (choć nie twierdzę też, że ich nie lubię, bo lubię i to bardzo), to jednak już od pierwszych minut wiedziałam, że film Sabu jest obrazem nietypowym, który długo długo nie pozwoli o sobie zapomnieć. Wcale nie będzie to zasługą grozy czy zbyt przesadnej makabry. Co to, to nie. Wszystko będzie miało swój wydźwięk tak naprawdę w postrzeganiu tego filmu. To, co uderza niemal natychmiast to obraz ludzkiej nietolerancji czy wręcz wrogości, jaka skierowana jest na Sare (tytułową Miss Zombie). Z czasem uświadamiamy sobie, że dziewczyna utraciła swoją tożsamość i choć od czasu do czasu widzimy przebłyski jakby z jej pamięci (przyjaciele, rodzina), to jednak wydaje się, że Sara nie jest w stanie sobie przypomnieć niczego z tego ,,normalnego'' życia, kiedy była jeszcze człowiekiem. Jej codzienne rutynowe czynności sprawiają, że postrzegamy ją jak zaprogramowany automat: rano wychodzi do domu Shizuko i Teramoto, tam szoruje posadzkę, a potem po otrzymaniu kilku zgniłych porcji żywności wraca do domu. Notorycznie podczas każdej wędrówki powrotnej napotyka na swej drodze grupkę chuliganów, którzy ją zaczepiają, drwią z niej. Jeden z nich za każdym niemal razem wbija w ramię Sary nóż. Egzystencja dziewczyny jest niesamowicie smutna i tak naprawdę robi się nam jej żal. Jest poniżana, obrzucana kamieniami, wykorzystywana (w tym też seksualnie). Mimo, iż Sara nie przejawia jakichkolwiek symptomów człowieczeństwa, nie użala się nad sobą i nie jest też agresywna, to mamy wrażenie, że po każdym powrocie do domu myśli...myśli nad swoją pustą tak naprawdę egzystencją i zastanawia się kim tak naprawdę jest? 
Z drugiej strony można zauważyć, iż szczególnie ,,ciągnie'' ją do syna doktora Teramoto, małego Kenichi, który również odwzajemnia zainteresowanie chociażby fotografując dziewczynę. Chłopiec spędza też z Sarą coraz więcej czasu. Któregoś dnia oboje stają się sobie znacznie bardziej bliżsi. Podczas zabawy chłopiec upada i traci życie. Jedynym ratunkiem na jego ocalenie jest...ugryzienie Sary. Faktycznie, Kenichi powraca do życia, ale coś się zmienia - za swoją matkę uważa już nie Shizuko, a Sare. 

Wielu fanów grozy narzeka, iż obraz Sabu jest pozbawiony jakichkolwiek scen przemocy czy gore. To fakt, ale prawdą jest, że nie czyni go to filmem mniej atrakcyjnym. Oczywiście, jak wspomniałam - fani tradycyjnego ,,zombiastycznego'' horroru będą tu dość mocno rozczarowani, jednak Miss Zombie jest doskonałym przykładem na to, że horror nie jest gatunkiem filmowym, który zawsze opiera się na ustalonej konwencji. Jak widać horyzonty mogą się poszerzać i oglądając po raz ,,enty'' film o - zdawać by się mogło - oklepanej tematyce, jaką jest zombie - tu dostajemy coś zupełnie innego, nowego i świeżego. 

Główną problematyką filmu Sabu jest dramat Sary. Istnieje tu wyraźnie konflikt pomiędzy bohaterami, który udziela się również widzom. Konflikt na linii Sara-Shizuko. W pierwszej części filmu widzimy, że Shizuko - żona Teramoto i matka Kenichi'ego przejawia nawet jako taką sympatię do dziewczyny-zombie: kłania się jej zawsze na dzień dobry, wkłada do torby jak najmniej zepsute produkty żywnościowe, a nawet za każdym razem daje kwiatka, być może aby chociaż w ten minimalny sposób ''ożywić'' egzystencję Sary. Codziennie nawet chwali dziewczynę za dobrze wykonaną pracę. Wszystko ulega diametralnie zmianie w drugiej części filmu, kiedy mały Kenichi zaczyna coraz bardziej zbliżać się do zombie, a odsuwać od Shizuko. Cała ta sytuacja wpędza kobietę w depresje. Nie jest już ona w stanie normalnie funkcjonować, pogrąża się w rozpaczy. W Sarze zaś odżywa instynkt macierzyński. Powoli zaczynają powracać wspomnienia i dziewczyna jakby zaczyna odzyskiwać swoje utracone człowieczeństwo, jakby na nowo odzyskiwała swoją duszę.
Jednak oliwy do ognia dodaje sytuacja, kiedy to Shizuko widzi, jak Teramoto uprawia seks z Sarą. Wydaje jej się to nie do pomyślenia! Dlaczego jej mąż zdradza ją z zombie!? Tym samym Shizuko zaczyna nienawidzić Sary. 

Muszę przyznać, że na tle innych jakże licznych zombie movies, obraz Sabu wypada wyjątkowo. Tu postać zombie nie wzbudza strachu i obrzydzenia. Natomiast nieobce są widzowi takie uczucia, jak sympatia czy współczucie dla tytułowej bohaterki. Taki też był zamysł twórców filmu - postać dziewczyny-zombie nie miała wzbudzać strachu u widza, a miała rozbudzić pozytywne emocje, co też się znakomicie udało. 

Na uwagę zasługuje tu nie tylko nietuzinkowa fabuła i niebanalna historia, ale również obraz. Film niemal w całości utrzymany w czarno-białej konwencji robi naprawdę piorunujące wrażenie! To kameralny obraz o urzekającej oprawie wizualnej i mało pompatycznej oprawie muzycznej. Przepełniony wieloma symbolicznymi scenami film Sabu jest bez wątpienia jednym z najoryginalniejszych zombie movies w dziejach historii kina. Mimo, iż jawić się on może jako obraz nieco ,,ospały'' i mało efektowny, to zdecydowanie jest nafaszerowany mnóstwem emocji, co jest jego największą zaletą.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10


Reżyseria:
Sabu

Scenariusz:
Sabu

Rok produkcji:
2013

Obsada:
Ayaka Komatsu
Toru Tezuka
Makoto Togashi
Riku Onishi
Takaya Yamauchi
Tateto Serizawa
Tarô Suruga
Hihio Iwanaga



6 komentarzy:

Martyna Kazimierczak pisze...

Film jest oszczędny na każdym polu – niema główna rola, ponura tonacja zdjęć oraz ascetyczna muzyka pełna plam dźwięku, gdzie motywem przewodnim jest odgłos szorowania kamiennej podłogi, to bez wątpienia największe atuty tego filmu, który jak najbardziej jest godny uwagi.

Agnieszka Kijewska pisze...

Martyno, zapomniałaś jeszcze dodać - i ja też w recenzji - o rewelacyjnej kreacji Ayaki Komatsu jako zombie. Zresztą wszystko tu idealnie do siebie pasuje. Nie ma jakiegoś chaosu czy niezrozumienia. Wszystko pięknie współgra i jest doskonale zsynchronizowane. Jak dla mnie bomba!

Klaudiusz pisze...

Film nie powinien mieć raczej łatki ,,horroru'', uważam, że to raczej dramat psychologiczny, a tematyka zombie jest tu tylko pretekstem. Jakby jednak nie było, jest to film bardzo ciekawy i godny uwagi dla każdego kinomana.

Deicide666 pisze...

Ogólnie spoko film, choć faktycznie do horroru to mu bardzo daleko. Obejrzeć można, ale nie nastawiajcie się na jakąś krwawą masakrę z nieumarlakiem w roli głównej.

Piotr pisze...

W Ameryce do zombie się strzela, a w Japonii gwałci. :D

Agnieszka Kijewska pisze...

Można by rzec - co kraj, to obyczaj. :) Zauważ, że amerykańskie czy europejskie zombie nie dałyby się zgwałcić. Już prędzej pozbawiłyby głowy czy wnętrzności takiego napalonego śmiałka. ;)
Sara jest zgoła innym nieumarłym - zero agresji i niepohamowanej żądzy krwi, a gwałt jakoś niespecjalnie jej przeszkadza.

Nie, tak na poważnie, jak napisałam - nie powinniśmy ,,Miss Zombie'' mierzyć jedną miarką z całą masą zombie movies. To zupełnie INNY film, z inną problematyką.