wtorek, 2 października 2018

Laa-thaa-phii (aka Ghost Game); Tajlandia

Tajlandia tworzy specyficzne horrory: z jednej strony są nasączone tematyką ghost, gdzie wszelkiej maści mściwe duchy i upiory pojawiają się na każdym kroku, ale z drugiej strony nie stronią również od makabrycznych, brutalnych i krwistych obrazów, których nie powstydziłby się sam James Wan.
Reality show, to dla mnie w tajskim kinie grozy już nie taka nowość, ale muszę przyznać, że pomysł taki, a nie inny bardzo mi się spodobał i od razu uważałam, że będzie to strzał w dziesiątkę. Lubię filmy, które ogólnie bazują na takiej tematyce. W tym wypadku reżyser Sarawut Wichiensarn odwalił naprawdę kawał dobrej roboty i dał nam całkiem interesujący film grozy, przy którym ja czas miło sobie spędziłam, ale czy aby jednak się nie rozpędził? Po kolei...
Kiedy w 1975 roku komunistyczny reżim Czerwonych Khmerów objął władzę w Kambodży, dawna szkołą średnia w Phnom Penh została zamieniona na tzw. Więzienie Bezpieczeństwa 21 (S-21). Czerwoni Khmerzy zasłynęli dzięki swoim brutalnym torturom i karom, które były wymierzane więźniom za nieprzestrzeganie sztywnych reguł więzienia. Organizacja dowodzona przez Pol Pota w latach 1975-1979 wymordowała około 1,5 mln osób. Mordowani byli wszyscy bez wyjątku: mężczyźni, kobiety, dzieci, a także osoby starsze. Miejsce to nazywa się Tuol Sleng, gdzie dziś znajduje się Muzeum Ludobójstwa. Właśnie Tuol Sleng stanowi scenerię do rozgrywanych wydarzeń w filmie Wichiensarna.

Jedenastu śmiałków bierze udział w pewnym reality show. Ich zadaniem jest przetrwać kilka dni w miejscu pełnym nadprzyrodzonych mocy i dziwnych zjawisk. 
Zostają przywiezieni na teren dawnego więzienia w Kambodży, w którym w okrutny sposób kilkanaście lat temu wymordowano tysiące ludzi. Obecnie w miejscu tym znajduje się muzeum. Mówi się, że jest nawiedzone i nikt nigdy tak naprawdę nie odważył się tam wejść. Uczestnicy walczą o nagrodę pięciu milionów batów - najwyższą, jaką kiedykolwiek można było wygrać w Tajlandii. Śmiałkowie będą musieli pokonać pułapki zastawione nie tylko przez ekipę filmową, ale także stawić czoła prawdziwym duchom, nawiedzającym to miejsce.

Wichiensarn naraził się Kambodżanom swoim filmem. Oburzenie w nich wywołała informacja, że w miejscu, w którym w latach 70-tych wymordowano ponad milion mieszkańców Kambodży, ma powstać jakiś wytwór mający charakter rozrywkowy. Było to nie do pomyślenia i wcale mnie to nie dziwi, bo pewnie gdybym się dowiedziała, że ma powstać jakiś filmik na terenie obozu zagłady w Oświęcimiu, to z pewnością też bym miała wiele ,,burzącego'' w tej sprawie i nie bardzo by mi się to podobało. Summa summarum wyszło tak, że Ghost Game został w Kambodży całkowicie zakazany, więc tamtejsi fani grozy ,,oficjalnie'' mogli obejść się jedynie smakiem.
Rozumiem, że taka decyzja reżysera o wyborze takiego miejsca, a nie innego wywołała wielkie poruszenie i oburzenie, ale z drugiej strony trzeba też powiedzieć, że kręcąc swój horror w miejscu autentycznego horroru, jaki się tam rozgrywał, można się spodziewać naprawdę efektownego kina grozy. Hm, co by tu dużo nie pisać - nie wyszło niestety tak rewelacyjnie, jakby się można było tego spodziewać - tym bardziej, że trailer wyglądał naprawdę imponująco, ale już od dawien dawna wiem, że trailerami i zapowiedziami wszelkiej maści nie ma co sobie głowy zaprzątać, bo ich celem jest przecież zachęcenie potencjalnego odbiorcy do obejrzenia danego filmu. Potem jednak podczas seansu wszelkie ,,ochy'' i ,,achy'' ulatują, jak para. Tak też niestety jest i w tym wypadku. Wprawdzie ogląda się go całkiem przyjemnie i miło wypełnia nam wolny czas, to jednak ma wiele mankamentów, które skutecznie psują seans i wcale nie jest to oklepana tematyka tzw. reality show, która już coraz śmielej pojawia się w horrorach z każdego zakątka świata, jak na przykład amerykański Halloween: Resurrection (reż. Rick Rosenthal; 2002 r.) czy tajlandzki Scared (reż. Pakphum Wongjinda; 2005 r.). Ja osobiście bardzo lubię tego rodzaju żywotny nurt w filmowej grozie, więc też dlatego ochoczo zasiadłam do tego horroru. Bardzo szybko okazało się, że Wichiensarn trzyma się utartych schematów, jakie panują w horrorach, których główną tematyką są tzw. reality show. Nie wnosi do swojego filmu nic nowego, więc i niczym nas specjalnie nie zaskoczy. Konwencja tego filmu grozy jest oklepana i wymłócona już niemal do bólu. Sprawia to niestety, że oglądając Ghost Game, nie mamy możliwości wykrzesania z siebie jakichkolwiek emocji. Jest to efekt nie tylko oklepanej fabuły, ale również bohaterów, którzy nas ni grzeją, ni ziębią. I pod tym kątem mamy utarty stereotyp głównych bohaterów, w których to najbardziej krucha żeńska istota okazuje się silniejsza, niż nie jeden osiłek i stawia czoła hordom duchów grasujących po Tuol Sleng. To, co zakładamy już na początku filmu, z każdą minutą tylko potwierdza nasze przypuszczenia, co do charakterów danych bohaterów. Ogólnie rzecz ujmując, nie są to jakieś charakterystyczne postacie, z którymi można by się było w jakiś sposób utożsamiać. Do nikogo nie czujemy jakiejś nad wyraz przesadnej sympatii czy antypatii. Ot, oglądamy sobie ich poczynania na ekranie i tylko zastanawiamy się kto pierwszy z nich i w jaki sposób odpadnie z zawodów.

Nie lepiej też wypadają same sceny mordów, ale może najpierw przejdę do samej tematyki grozy, jaka powinna panować w filmie. Powiem tak: sam nastrój grozy jest w porządku. Oczywiście główny prym będą tu wiodły duchy pomordowanych więźniów dawnego więzienia, które będą się ukazywać śmiałkom reality show, ale niestety prawdą jest, że widzowie, którzy z horrorami ghost są za pan brat, nie otrzymają tu również niczego zaskakującego i nowego. Wszystko jest doskonale znane i oklepane. Szkoda, bo tworząc horror w takim miejscu, które już same w sobie przywołuje uczucie grozy i strachu, można się było bardziej postarać, a tu jest po prostu przeciętnie i tyle. Owszem, bardzo podobał mi się ogólny klimat, co jest zasługą scenerii (ponure korytarze, surowe w wystroju pokoje czy raczej cele i autentyczne narzędzia tortur) - to wywołuje gęsią skórkę. Również muzyka jest niczego sobie. To jest tu ewidentnym plusem i na tym jeszcze plusów nie koniec...

Samo tempo akcji też jest bardzo dobre, wszystko rozgrywa się miarowo, aczkolwiek czasami pewne wątki gubią gdzieś swój dalszy ciąg. Jednak w sumie takich wpadek nie ma za wiele, więc jedną czy dwie można wybaczyć. Bez wątpienia horror Wichiensarna ma też olbrzymi potencjał: pomysł był naprawdę bardzo trafiony i wyszedłby z tego naprawdę rewelacyjny horror, ale zabrakło mu trochę. Mimo tego bez wątpienia jakiś ,,power'' jest.

Ghost Game nie jest horrorem najgorszym, aczkolwiek nie jest też wybitnym kinem grozy (choć mógł takim być). Powiem tak, jeżeli nie macie nic lepszego na wolny zimowy wieczór, to śmiało możecie chwytać, ale jeśli uważacie, że lepiej będzie obejrzeć coś solidniejszego z ,,mocniejszym kopem'', to proszę bardzo, gdyż po Ghost Game nie zostaną Wam większe emocje, a już na pewno po seansie nie będzie o czym dyskutować.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹 7/10


Reżyseria:
Sarawut Wichiensarn

Scenariusz:
Damkeng Thitapiyasak
Ekachai Uekrongtham

Rok produkcji:
2006

Obsada:
Pachornpol Jantieng
Zeenam Soonthorn
Thanyanan Mahapirun
Phongsak Rattanapong
Supatsiri Patomnupong
Taweesak Pamornpol
Kittilak Chulakrian
Panweth Saiyakhlaai
Natchakamon Korsuwan
Chanetphaka Korsuwan
Wacharin Jinamulee
Chanin Posapiwat
Orarik Jaruwat
Lim Tech Mong
Samphors Chea
Nimit Pipithkul
Thanom Srihanarm
Taweelarp Akethammakij
Nakorn Wongpiang



7 komentarzy:

Manson pisze...

Faktycznie nie zobaczymy tu nic nowego. Można by napisać nawet, że strasznie sztampowy, ale jakby nie patrzeć - bardzo ciekawie zrealizowany ghost. Plusik za kilka krwawych momentów.

Deicide666 pisze...

Mi się podobał. Wprawdzie strachu jakoś nie jest tu za wiele, ale mroczny klimat ma i to jest jego największym plusem :)

Adrian Manilski pisze...

Film nie jest taki zły, tylko najgorszym minusem są jego bezpłciowi bohaterowie. Kompletnie bezosobowi i nawet można by napisać, że przewidywalni do bólu.

Ryuji pisze...

Na Allegro jest za 14 zeta w wersji angielskiej :D

Agnieszka Kijewska pisze...

Już nie :) Jest za to u mnie na półce :)

Norbert Bajor pisze...

Szczęściara! Ale to polska wersja czy angielska?

Agnieszka Kijewska pisze...

No angielska, angielska :)