środa, 31 października 2018

Gamera daikaijû kuchu kessen (aka Gamera: The Guardian of the Universe/Gamera: Giant Monster Midair Showdown); Japonia

To pierwszy film z Gamerą w roli głównej, jaki dany mi było obejrzeć. Przyznam szczerze, że zasiadałam do niego niepewnie, gdyż nie bardzo wiedziałam czego mam się spodziewać.
Reżyserem tej produkcji jest niejaki Shusuke Kaneko - postać raczej nie bardzo znana w japońskim światku filmowym (nie wspominając już o Zachodzie).
Cały scenariusz był początkowo dla mnie zaskoczeniem, gdyż mając w pamięci niezliczoną ilość kolejnych części o pierwszym potworze, który nawiedzał Japonię - Godzilli, stanęłam teraz naprzeciw kolejnego zmutowanego monstrum, a w zasadzie dwóch, którzy w swoim starciu zmietli niemal Tokio z powierzchni Ziemi. Z drugiej jednak strony nie mogłam pohamować swojej ciekawości, gdyż wspomniany już Godzilla i każda kolejna jego odsłona bardzo mi się podobały (porażką okazała się część z 2004 roku - Gojira: Fainaru uôzu (''Godzilla: Ostatnia wojna''), ale to akurat jest tu najmniej istotne...


Tokio nękane jest przez ogromne latające stwory, zwane Gayosami. Są one bardzo niebezpieczne, ponieważ pożerają ludzi. Podczas wykopalisk grupa badaczy natrafia na starożytny kamień z niezrozumiałą inskrypcją. Okazuje się, że pod powierzchnią wyspy, na której badacze dokonują odkrycia, uśpiony jest od wieków Gamera - gigantycznych rozmiarów żółw, którego pradawne ludy stworzyły do walki z Gayosami.
Teraz Gamera budzi się po raz kolejny, aby stawić czoła latającej bestii.


Mimo iż mamy tu do czynienia z dwoma przerażającymi potworami, to od razu między nimi możemy znaleźć istotne różnice. Gdyby obie bestie spersonifikować, wyszłoby na to, że Gayosy są ''czarnymi charakterami'' w filmie, natomiast Gamera jest ''cool''.
Faktycznie, widząc jakie spustoszenie sieją złowieszcze nietoperzo-podobne ptaszyska, od razu czujemy do nich niechęć, dodatkowo ich wygląd także nie przypomina milusińskiego ptaszka. Nieco inaczej sprawa ma się z gigantycznym żółwiem. Pomimo iż także on dokonuje licznych zniszczeń Tokio, to jednak czujemy do niego jakąś dziwną sympatię, ot...taki nieco przerośnięty domowy pupil, który nieco pobaraszkował po mieście. Widać, że potwór ma dobre intencje i w przeciwieństwie do Gayosa nie zamierza krzywdzić ludzi, a wręcz przeciwnie - jego zadaniem jest ich ochrona.
Ciekawa sprawa wynika z wyglądem naszego ''bohaterskiego'' żółwia - giganta, bo pomijając już to, że jest on nad wyraz duży (w dosłownym tego słowa znaczeniu), to dodatkowo...umie latać (!). Tak, to wszystko dzięki dyszom, jakie umieszczone ma z tyłu ciała. Dodatkowo - niczym Smok Wawelski zieje ogniem, co pomimo iż wydaje się grubo naciągane - wypada bardzo efektownie.
Zaraz, zaraz...czy napisałam, że coś tu jest naciągane? Kurcze, przecież to czyste science fiction, a tu wszystkie chwyty są dozwolone, to dlaczego miałoby zabraknąć prehistorycznego, zmutowanego żółwia z dyszami umożliwiającymi mu latanie?

Kolejnym ciekawym aspektem filmu jest nawiązanie fabuły do zaginionych cywilizacji, których istnienia do dziś tak naprawdę nie udowodniono. Mam tu na myśli ludy Atlantydy czy Mu, które w filmie odgrywają ważną rolę, gdyż uważa się ich za stworzycieli dwóch potworów. Gdy Gayosy zaczęły atakować ludzi, ci stworzyli Gamerę, aby pokonał latające stworzenia. Niestety, było już za późno i przez to zarówno mieszkańcy Atlantydy jak i Mu zniknęli z kart historii, a ziemie te wkrótce przykryła woda.
Zapewne każdego intryguje prawdziwość historii o zaginionych cywilizacjach, dlatego też wprowadzenie starożytnych ludów do fabuły filmu, zwiększyło jego atrakcyjność i spowodowało, że oglądało się go jeszcze przyjemniej.

Aktorstwo nie wypada tu źle. Bohaterowie są ciekawi i przekonujący, co zwiększa realność (jak na produkcję s/f brzmi to nieco paradoksalnie) filmu.

Efekty specjalne także są niczego sobie, zwłaszcza interesująco wyglądają wszelkie wybuchy czy lasery, jakie wydobywają się z paszcz obu potworów. Starcia pomiędzy Gamerą i Gayosami wypadają niemniej efektownie, dlatego też miło się temu przyglądać.
Dodatkowym plusem jest ciekawa, drapieżna muzyka, która idealnie pasuje do zaciętej walki dwóch gigantów.

Gamera: The Guardian of the Universe jak najbardziej wypada na plus. Zdaję sobie sprawę, że jest to generalnie film w dużej mierze dla fanów gatunku kaijū, ale choć do namiętnych miłośników właśnie tego nurtu filmowego nie należę, to dzieło Kaneko okazało się naprawdę miłym spędzeniem czasu.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹 6/10

Reżyseria:
Shusuke Kaneko

Scenariusz:
Kazunori Itô

Rok produkcji:
1995

Obsada:
Tsuyoshi Ihara
Akira Onodera
Shinobu Nakayama
Ayako Fujitani
Yukijirô Hotaru
Hatsunori Hasegawa
Hirotarô Honda
Akira Kubo
Kojiro Hongo
Takashi Matsuo


Brak komentarzy: