wtorek, 26 lutego 2019

Sien nui yau wan (aka A Chinese Ghost Story/Chińskie duchy); Hongkong

Kino z Hongkongu - nie tylko grozy, ale także akcji, pamiętam od najmłodszych lat, kiedy to wraz z kuzynostwem oglądaliśmy z wypiekami na twarzy jeszcze w rewelacyjnych czasach królujących przez wiele lat VHS'ów. Do dziś z uśmiechem na twarzy wspominam jak później, nafaszerowani obrazami ekscytujących scen walki, sami popisywaliśmy się swoimi umiejętnościami, co dobrze nie wychodziło, gdyż zazwyczaj kończyło się albo płaczem jednego z nas albo co najmniej zerwaną zasłoną lub potłuczonym talerzem tudzież kubkiem. :) 
Kiedy sięgnęłam za A Chinese Ghost Story, od razu wiedziałam, że zabawa będzie nie gorsza od tej, w jakiej uczestniczyłam jakieś 30 lat temu. Obraz i cały charakter tego filmu przywołał wspomnienia i sentyment, jakim darzyłam filmy w Hongkongu jeszcze w czasach swojej wczesnej młodości. 
Przepełniony najdrobniejszymi szczegółami, dopracowany w każdym calu po prostu sprawia, że nie można przejść obok niego obojętnie.

Ning Tsai-Shen to skromny poborca podatkowy, który przybywa do małego miasteczka, aby wykonać swoją pracę. Niestety nikt nie chce dać mu schronienia na noc. Młodzieniec postanawia więc przenocować w nawiedzonej świątyni Lan Ro. Tam poznaje taoistycznego szermierza Yena Che-Hsia, który ostrzega go, aby trzymał się z dala od kłopotów i pięknej Nieh Hsiao-Tsing. Niestety chłopak się zakochuje w Hsiao-Tsing, która okazuje się być duchem, związanym na całą wieczność z ohydnym duchem drzewa z niewiarygodnie długim językiem, który owija się wokół swoich ofiar i wysysa ich esencję życia. 

Ten romantyczny komediowy horror, w którym główne role zagrali Leslie Cheung, Joey Wong i Wu Ma, a wyreżyserowany przez Ching Siu-Tunga powstał w oparciu o opowiadanie pisarza dynastii Qing - Pu Songlinga (1640-1715), noszącego tytuł Strange Stories from a Chinese Studio. Inspiracją był także film Shaw Brothers Studio z 1960 roku - The Enchanting Shadow.

Krótka scena wprowadzająca, nadaje ton temu, co mamy okazję wkrótce obejrzeć na ekranie - migające ostrza, cięcia, szybkie tempo każdej akcji - wszystko to ukazuje niesamowity charakter filmu.
Pierwsza bitwa Wu Ma to nocny pojedynek. Choreografia jest szybka i płynna z dużą ilością wirowania bohaterów, ich przeskakiwania z drzewa na drzewo czy wręcz skakania po ich wierzchołkach, co już dobrze znamy chociażby ze współczesnych produkcji, jak na przykład Przyczajony tygrys, ukryty smok w reżyserii Ang Lee z 2000 roku. Nie ma co ukrywać, że do takich efektów użyto nie tylko drutów, ale także maszyn wiatrowych, dzięki którym wydmuchiwane były opadające chociażby liście, które dodały atmosfery i energii do tej sceny.
Choć na pewno przestarzały, ta mieszanka imponujących efektów specjalnych w stylu hollywoodzkim z elementami fantasy wuxia, horroru komediowego niczym w Evil Dead 2 (1982, reż. Sam Raimi), sprawdza się tu zaskakująco dobrze. W rzeczywistości ta opowieść o duchowej miłości jest dziwnie wpływowa z powodu dwóch wiodących roli i zjawiskowego blasku, który zdaje się istnieć w całym tekście.
Bez wątpienia na ogromny jego sukces wpływ mieli wspomniani na początku aktorzy. Joey Wang niemalże od razu była typowana do roli upiornej postaci. Jej delikatna natura doskonale nadawała się do odegrania roli zarówno ducha zapomnianego, jak i mściwego. Dalej Leslie Cheung jest odpowiedzialny za większość komicznych scen zarówno jako nieszczęsny poborca podatkowy, ale również jako czarujący i bohaterski chłopak, który za wszelką cenę będzie chciał uratować swoją panią. Ekspresyjna twarz Wu Ma w pełni realizuje się w filmie. Ma on kilka okazji, aby pokazać swoje umiejętności szermierskie, a także...śpiewania, które pojawia się w dość dziwacznym muzycznym przerywniku.

Podobnie, jak Steven Spielberg ma duże zasługi dla filmów wyprodukowanych w latach 80-tych, tak sukces tego filmu jest głównie przypisywany producentowi Tsui Hark. Jednak reżyser Siu-Tung Ching miał imponującą karierę i zasługuje na uznanie za efektowną choreografię oraz wpływowe wizualizacje, które odegrały olbrzymią rolę w produkcji późniejszych chińskich filmów fantasy. Obaj bez wątpienia zasługują na uznanie za śmiałe i udane balansowanie pomiędzy elementami humoru, kung-fu, horroru, romansu i fantasy w sposób, który wciąż wydaje się dość naturalny.

Choć A Chinese Ghost Story to nie horror w tradycyjnym sensie, nie stroni od makabrycznych momentów. Jedna z lepszych to ta, w której eteryczny duch uwodzi samuraja. Kamera ,,wjeżdża'' w jego usta i sunie przez całe jego ciało, a gdy go ponownie widzimy, zostają z niego jedynie...wysuszone zwłoki.

Film ten zapewne był rewolucyjny jak na swoje czasy. Dziś niektóre efekty specjalne mogą się wydawać dla współczesnego widza dosyć surowe i szorstkie. Zombie, które pojawiają się w poszczególnych scenach są bardziej tandetne, niż przerażające, ale jak dla mnie są zrobione super i przypominają stare dobre amerykańskie bądź włoskie horrory klasy B z lat 80-tych. Wyglądają bowiem, jak wysuszone szkielety, co przywiodło mi też na myśl współczesny obraz, a dokładniej wygląd przeklętych piratów z filmu Gore'a Verbinskiego - Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły (2003). Więc dla mnie jest to akurat dużym plusem, aczkolwiek ich wygląda na pewno wywoła nasz uśmiech na twarzy. Sam film przepełniony jest całą masą efektów specjalnych, które zasługują na podziw, nawet jeżeli niektóre obrazy wydają się aż nazbyt przestarzałe, to uważam, że dodają tu tylko uroku.

A Chinese Ghost Story, to film przepełniony fantazją i chińską mitologią, obok którego nie można przejść obojętnie już chociażby z tego względu, że stworzył nowy standard łączenia fantasy ze sztukami walki, a dodatkowo nadal charakteryzuje się upiornym romantyzmem. Chwytajcie, jak tylko będziecie mieli taką możliwość.
Polecam.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10


Reżyseria:
Siu-Tung Ching

Scenariusz:
Songling Pu
Kai-Chi Yuen

Rok produkcji:
1987

Obsada:
Leslie Cheung
Joey Wang
Wu Ma
Wai Lam
Siu-Ming Lau
Jing Wong
Zhilun Xue
David Wu
Ha Huang
Mei-Yee Sze
Yau Cheung Yeung
Kam Cheung


4 komentarze:

Mariola pisze...

Tego tytułu akurat nie znam, ale kiedyś też oglądałam dużo podobnych tego typu filmów, gdzie przeplatała się groza, elementy fantasy i komedii. Czasem komediowe wstawki były naprawdę fajne. Pamiętam, że urzekała mnie zawsze sceneria, dopracowana w najmniejszym calu. Poszukam tego tytułu, bo z chęcią bym obejrzała.
Dzięki Aga. :)

Martyna Kazimierczak pisze...

Sama fabuła mnie nie porwała nic a nic, ale jak na końcówkę lat 80. to efekty specjalne są na przyzwoitym poziomie.

Piotr Rogowski pisze...

Ciekawy, ciekawy. Dziś to już właściwie klasyka i jeżeli ktoś lubi stare chińskie kino, to koniecznie powinien się z filmem zapoznać, bo i historia niczego sobie, a i efekty nie gorsze. Pierwszy raz obejrzałem ten film chyba jeszcze na VHSie i do dziś jestem wielkim miłośnikiem takich chińskich opowieści z pogranicza jawy i snu. 9/10

Adrian Manilski pisze...

Bardzo lubię ten film i oglądałem go już chyba z 5 razy, bo robię to za każdym razem, kiedy tylko mam okazję. Uważam, że jest to bardzo udane połączenie ghost story z kinem wuxia, a do tego charakteryzuje go dość szybkie tempo, przez co film się nie nudzi. Piękna scenografia, piękne kostiumy i zdjęcia, to z pewnością wielkie zalety filmu Chin Siu-tunga.
Niestety nie bardzo podobało mi się liczne nagromadzenie scen walki, bo uważam, że ich jest znacznie więcej niż samego horroru. Ale mimo wszystko film ten ma swoisty urok, który powinien się każdemu spodobać.