poniedziałek, 1 października 2018

Takashi Miike - ''Chcę szokować ludzi''

Takashi Miike dzięki filmowi Gra wstępna (aka Odishon/Audition), zyskał sławę jednego z najbardziej kontrowersyjnych japońskich reżyserów.
Uwielbia szokować okrucieństwem i makabrą. Niejedna jego produkcja zyskuje wśród fanów uznanie i szacunek, ale u innych widzów wzbudza kontrowersje i niejednokrotnie po prostu niesmak. Obrazy Miike przepełnione surrealizmem, nie szczędzące krwawych i brutalnych scen wśród krytyków również wzbudzają mieszane uczucia, co jednak nie przeszkadza japońskiemu reżyserowi tworzyć coraz to nowe dzieła. Co ciekawe, Takashii Miike nie próżnuje, gdyż jest to jeden z najbardziej ,,płodnych'' twórców w japońskim światku filmowym. Rocznie potrafi nawet stworzyć dziewięć filmów.

Poniżej prezentuję Wam wywiad z tym jakże inspirującym i niesamowitym twórcą filmowym.


Film: Niektórzy mówią, że 'Gra wstępna' to moralna przypowieść wpisana w ramy horroru. Zgadzasz się z tym?

Takashi Miike:
 Nie taki miałem zamiar, ale coś w tym musi być, skoro wiele osób mówiło mi, że właśnie tak odbiera mój film. Mnogość możliwych interpretacji to zresztą jedna z cech mojego kina. Nigdy nie ma ono jedynie słusznej, jednoznacznej wykładni i sensów.

F:
 Przez cały film wodzisz widza za nos, próbując przekonać go, że ogląda 'zwyczajny' melodramat. Ale ostatnia scena jest tak okrutna, że trudno ją zapomnieć...

TM:
 Chciałem w ten sposób uderzyć w przyzwyczajenia widza, wyrwać go z letargu, w jaki wprowadza go znajomość przewidywalnych, filmowych konwencji. Temu ma służyć cała finałowa sekwencja z kulminacyjną sceną, w której Asami torturuje i okalecza swojego kochanka.Takie było założenie scenariusza i chyba udało się.

F:
 W swoich filmach często sięgasz po różnego rodzaju ekstrema - gwałty, tortury, akty nekrofilii, pokazując je w bardzo naturalistyczny sposób. Są jakieś obrazy, których byś nie pokazał?

TM:
 Jesteśmy otoczeni przez przemoc w naszym codziennym życiu. Najprostszy przykład to wypadki samochodowe. I takiej codziennej przemocy nie chcę pokazywać.
Filmowe okrucieństwo musi być bardziej wstrząsające, bardziej szokujące. Musi więcej mówić o ekstremalnych doznaniach. Tylko wtedy widzowie są w stanie naprawdę przerazić się tym, co zobaczą i zastanowić nad istotą przemocy. Taki jest mój główny cel - wprowadzić ludzi w stan szoku.

F:
 A ty, czego się boisz?

TM:
 Przeraża mnie wiele rzeczy. Nawet kiedy jestem szczęśliwy, gdy mam poczucie bezpieczeństwa i psychicznego komfortu, boję się, że mogę to stracić. I ten strach, który wkracza w szczęśliwe i poukładane życie, najbardziej mnie interesuje, ale nie potrafię tego rodzaju lęku przenieść na ekran. Próbowałem, ale nie bardzo mi się udawało.

F: Masz bardzo rozpoznawalny styl. Co go ukształtowało? Przyznajesz się do inspiracji twórczością innych reżyserów?

TM: Staram się unikać świadomych nawiązań do czegokolwiek. Nie można zatracić własnego sposobu myślenia, własnej indywidualności. Łatwo jest imitować kogoś innego, ale rola kopisty mnie nie interesuje. Jest tylko jeden reżyser, którego mógłbym nazwać swoim mistrzem: Shoei Imamura. Słyszeliście o nim w Polsce? Zetknąłem się z nim w czasie studiów i już wtedy podziwiałem jego stosunek do kina. Założył własną firmę producencką, by robić wyłącznie to, na co ma ochotę. Byłem zaskoczony, że tak można, i to było dla mnie ważniejszą inspiracją niż sama jego twórczość. Pod wpływem Imamury uwierzyłem, że film jest wyrazem przeżyć jego autora, a nie tylko efektem sprawności reżyserskiej.

F:
 W twoich filmach często pojawia się temat kulturowej dyskryminacji, ale i emancypacji kobiet. To dlatego, że jesteś feministą czy mizoginem?

TM:
 Bez przesady. Ani jednym, ani drugim. Fakt, często powracam do tego tematu, ale nie mam zamiaru wygłaszać żadnych społecznych przesłań. Może boję się zemsty kobiet za lata upokorzeń (śmiech)?

F:
 Drugim z twoich ulubionych motywów są imigranci. To wynik osobistych doświadczeń?

TM:
 Z pewnością. Moi rodzice wrócili z Korei do Japonii po II wojnie światowej biedni jak myszy kościelne. Musieli zaczynać tutaj życie od nowa. Nigdy nie opowiadali mi dokładnie o swoich przeżyciach, ale ich ciężkie doświadczenia, poczucie obcości we własnym kraju, musiały mi chyba przeniknąć do krwi. A może w ten sposób uciekam od swoich lęków przed odrzuceniem? Sam nie wiem.

F:
 Twoje filmy budzą często kontrowersje. Zdarzają ci się też problemy z cenzurą. Na przykład 'Ichi The Killer' w Wielkiej Brytanii wszedł na ekrany w okrojonej wersji. W Japonii też miałeś takie kłopoty?

TM:
 Cenzura filmowa w Japonii, choć dość liberalna, jest dość autorytarna i bardzo często zdarzały się jakieś uwagi do moich filmów. Zawsze jednak udawało się osiągnąć kompromis. Niekiedy decydowałem się na przykład wyciąć jakiś fragment obrazu, pozostawiając oryginalny dźwięk. Najczęściej okazywało się, że te same sceny, bez wizualnej ekspozycji, są nawet bardziej przerażające. Zabawny paradoks - ale cenzura nawet mi czasem pomagała w osiągnięciu zamierzonego efektu.

F:
 Japoński horror przeżywa właśnie okres wielkiego, światowego boomu. Co sprawia, że ludzie wychowani na amerykańskim kinie grozy nagle fascynują się szkołą japońską?

TM:
 Między japońskim a amerykańskim horrorem jest wiele istotnych różnic. Czym innym jest zło, inaczej traktuje się strach, przemoc, inny jest wreszcie styl wizualny. Amerykańskie i europejskie horrory stały się dzisiaj chyba zbyt podporządkowane aspektowi czysto rozrywkowemu. Owszem, wywołują dreszczyk, ale przy okazji mają też bawić, wciągać w umowne gry. W przeciwieństwie do tego wzorca azjatyckie kino grozy jest bardziej mroczne, ponure i pozbawione pokrzepiającej nadziei. I zdaje się, że świat takie grozy teraz potrzebuje. Klasyczny horror stracił dziś swą dawną siłę.


Wywiad przeprowadzony przez miesięcznik 'Film' podczas festiwalu w Cieszynie w 2005 roku.

4 komentarze:

Havier pisze...

Lubię gościa. Nie dość, że ciekawe ma filmy, to jeszcze całkiem konkretny z niego facet :)

Piotr Grotkowski pisze...

,,Audition'' to jak dla mnie jeden z lepszych japońskich horrorów. Ciekawy, niebanalny, nie na jeden raz, do tego filmu się wraca żeby zrozumieć wszystkie aspekty, a i tak niekiedy jest to dość trudne.

Norbert Bajor pisze...

Miike to jeden z najlepszych jak dla mnie japońskich reżyserów. Jego filmy są wszechstronne i każdy znajdzie coś dla siebie.

Anonimowy pisze...

Mistrzunio! Uwielbiam gościa! :)