poniedziałek, 8 października 2018

Hung biu hyn sin ji daai tau gwaai ang (aka Horror Hotline: Big Head Monster); Hongkong

Filmy z Hongkongu zapewne wielu kojarzą się jedynie ze znakomitym kinem akcji, a zwłaszcza filmami kung fu z Bruce'm Lee w roli głównej. Groza hongkondzka? Trzeba przyznać, że - podobnie jak w Chinach zresztą - horror nie cieszył się zbyt dużym uznaniem wśród mieszkańców Pachnącego Portu. Postaci duchów czy wampirów, które pojawiały się w tamtejszych produkcjach grozy nie były w stanie przyciągnąć odpowiedniej ilości widzów, stąd twórcy zaczęli stosować najrozmaitsze chwyty, aby zachęcić potencjalnego odbiorcę przyszłych filmów grozy. Popularnym ,,zabiegiem'' stało się więc łączenie horroru z innymi gatunkami filmowymi, jak na przykład z filmami kung fu czy komediami. Niestety nie zawsze przynosiło to oczekiwany efekt, gdyż tego rodzaju filmy przepełnione były całą masą kiczu i absurdu. 
Żeby Was jednak nie zniechęcić przyznam bez ogródek, że horror hongkondzki nie zaczął się i nie skończył na przerażających filmach braci Pang, którzy prężnie zaczęli działać w rodzimym światku filmowej grozy, ale nieco wcześniej, bo w 2001 roku pojawił się inny ciekawy film zrealizowany przez niejakiego Cheanga Pou-Soi - Horror Hotline, o którym poniżej...

,,Horror Hotline'' to nazwa radiowego programu, gdzie słuchający mogą zadzwonić i opowiedzieć różne dziwaczne historie o duchach. Pewnego wieczora do stacji dzwoni mężczyzna, który zaczyna opowiadać tajemniczą historię, której doświadczył w latach 60-tych. Mężczyzna ten - jak twierdzi - spotkał dziecko o bardzo dużej głowie. Legenda mówi, że to tzw. ,,Big Head Baby Monster''. Jednakowo w tym samym czasie pojawia się ekipa ze Stanów Zjednoczonych, która chce nakręcić materiał na temat tej audycji radiowej. Kiedy pojawia coraz więcej telefonów odnośnie dziwnego chłopca z wielką głową, Amerykanie wraz z prowadzącym audycję postanawiają się bliżej przyjrzeć całej tej historii.

Prawdą jest, że do tego filmu podchodziłam sceptycznie. Wcześniej miałam do czynienia z grozą z lat 80-tych, która faktycznie jakoś specjalnie mnie na kolana nie powaliła. Takie połączenia z kinem akcji to nie dla mnie. Potem oczywiście pojawił się rewelacyjny horror Gin gwai (aka Oko) braci Pang i zaczęłam piać z zachwytu. To było niczym zastrzyk świeżej krwi. Wtedy też zaczęłam się przekonywać do horrorów z Pachnącego Portu i ,,przygarniałam'' ich coraz więcej i więcej.
Horror Hotline przeleżał na mojej półce trochę czasu aż łaskawie postanowiłam za niego chwycić, zachęcona pozytywnymi opiniami innych widzów. Debiutancki obraz Pou-Soi o przydługawym tytule (pełny tytuł brzmi ,,Horror Hotline: Big Head Monster'') mimo iż początkowo jakoś nie wzbudził we mnie szałowego zachwytu, okazał się obrazem dość niesamowitym. Przede wszystkim przedstawiona tu historia o dziecku z wielką głową jest bardzo intrygująca i tajemnicza. Tajemnica...tak - ta pojawia się tu na każdym kroku. Sam tytułowy bohater, czyli dziecko o nienaturalnie dużej głowie jest postacią tajemniczą, gdyż w filmie praktycznie jej nie widzimy. Twórca zagrał nam na wyobraźni i daje pole do popisu, aby odtworzyć wygląd tego dziwacznego chłopca, o którym krążą legendy. Horror Hotline to horror nasycony niedomówieniami, które gromadzą się kłębami w naszej głowie. Taki, a nie inny zabieg powoduje, że u widza narasta strach...Boimy się tego, czego nie widzimy, co jest dla nas nieznane. Cały strach potęguje również zachowanie bohaterów. Przerażenie, jakie maluje się na ich twarzach, kiedy opowiadają o spotkaniu z dzieckiem-mutantem. Muszę przyznać, że reżyser dawkuje nam tu emocje w zaskakujący sposób, czego przykładem może być oglądana przez nas relacja pielęgniarki. Kiedy dziecko z wielką głową przyszło na świat, pracowała ona wówczas w szpitalu. Jesteśmy niemal pewni, że za chwilę usłyszymy szczegółową relację z narodzin i wyglądu tego małego odmieńca, a tu się okazuje, że kobieta wcale nie uczestniczyła bezpośrednio przy porodzie i nie widziała na własne oczy dziecka, a jedynie obserwowała, kiedy lekarze chłopca wywozili z sali porodowej. Takie zabiegi stosowane przez Cheanga sprawdzają się naprawdę rewelacyjnie.
W tym aspekcie film ten bardzo zbliżony jest do japońskiego Ringu (1998 r.) Hideo Nakaty. Cheang, podobnie jak Japończyk rezygnuje tu z bezpośredniego straszenia widza, nie pokazuje nam wszystkiego, nie szokuje. Cała akcja dzieje się dość powoli, a różnego rodzaju niedopowiedzenia i niedomówienia podsycają tylko naszą wyobraźnię. Podobieństwo widać też w ukazaniu zachowań ludzkich w odniesieniu do kontaktu z kimś, kto jest zupełnie inny niż większość ludzi. W Ringu - jak pamiętamy - główna bohaterka Sadako była obdarzona nadludzkimi siłami. Wzbudzała u ludzi przerażenie, co z kolei doprowadziło do agresji, która została skierowana w jej stronę. W przypadku Horror Hotline również tego rodzaju zachowanie ma miejsce, co widać na przykładzie sceny, kiedy to chłopcy obrzucają kamieniami dziecko-mutanta.
Kolejnym źródłem inspiracji dla Cheanga okazał się też inny horror. Właściwie już od pierwszych partii filmu widać duże podobieństwo do amerykańskiego horroru The Blair Witch Project (1999 r.) Eduardo Sáncheza i Daniela Myricka. Przejawia się ono przede wszystkim w fabule filmu, która nawiązuje do miejskiej legendy i próby rozwiązania jej tajemnicy. U Amerykanów pojawia się postać wiedźmy, a u Azjatów dziecka-mutanta. Każde z nich wzbudza nie mniejsze przerażenie. Kolejnym wspólnym elementem jest forma paradokumentu. W Horror Hotline wiele ujęć kręconych jest ,,z ręki'', a nawet pojawia się jedna scena niemal identyczna jak w amerykańskim horrorze, kiedy to bohaterowie biegną w ciemności przez wysoką trawę, co ewidentnie nasuwa skojarzenia z biegnącymi przez las bohaterami The Blair Witch Project. Wszystko to sprawia, że zostajemy wciągnięci w dziwaczną historię, która obrosła legendą. Stopniowo wraz z bohaterami odkrywamy karta po karcie kolejny element układanki, który...niekoniecznie doprowadza nas do finału. 
Z jednej strony takie podobieństwa można by potraktować jako minus Horror Hotline, ale z drugiej strony właśnie one sprawiają, że film ten jest tak niesamowity i ciekawy, a co najważniejsze - potrafi całkiem solidnie przestraszyć. 
Interpretacji tego filmu jest wiele i do woli można sobie gdybać na temat tytułowego bohatera. Jedną z ciekawszych, jaką miałam okazję poznać jest ta, że monstrum to...w ogóle nie istniało. Nie zamierzam przytaczać przykładów na tą tezę, gdyż aby się z nią zapoznać, odsyłam do lektury Strach ma skośne oczy. Azjatyckie kino grozy Krzysztofa Gonerskiego.

Pod kątem technicznym nie mam się czego czepiać. Owszem, może sceny kręcone ,,z ręki'' wprowadzają nieco chaosu i nie zawsze dokładnie wszystko widać, ale przecież paradokumenty już nas do tego przyzwyczaiły, więc taki problem, to nie problem.
Co do gry aktorskiej to raczej też bez większych zastrzeżeń.

Horror Hotline to horror naprawdę niezwykły. Wcale nie przesadzę, jeżeli napiszę, że to jeden z lepszych horrorów azjatyckich, jakie miałam okazję obejrzeć niedawno. Ciekawe kreacje aktorskie, potęgujący stopniowo strach i ciekawy scenariusz sprawiają, że horror Cheanga urasta do rangi dzieła wybitnego. Tak szczerze, to nawet nie przeszkadzały mi liczne podobieństwa z Blair Witch Project i Ringiem. Całe to zamieszanie, jakie wprowadza reżyser do swojej filmowej historii: miesza przeszłość z teraźniejszością - nadają temu obrazowi niesamowitego charakteru. Koniec filmu sprawia, że pozostajemy z pytaniami, na które zapewne odpowiedzi już nie otrzymamy.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10

Reżyseria:
Cheang Pou-Soi

Scenariusz:
Sunny Chan
Cheang Pou-Soi

Rok produkcji:
2001

Obsada:
Francis Ng
Josie Ho
Sam Lee
Niki Chow
Michelle Zhang
Mo-Chan Chik
Alan Mak
Siu-Chung Poon


2 komentarze:

Mizayaki_Kazuya pisze...

Film mam, a nie mam napisów polskich i...klops :(

Mateusz pisze...

Jeśli mnie pamięć nie myli, to można angielskie napisy zdobyć. Swoją drogą to bardzo dobry horror. Niedomówienia, groza i stopniowo budowane napięcie sprawiają, że film naprawdę ogląda się nie tylko z zaciekawieniem, ale tez autentycznym strachem.
Już dawno nie oglądałem tak dobrego horroru.