poniedziałek, 8 października 2018

Kaidan; Japonia

Hideo Nakata jest dziś bez wątpienia reżyserem o międzynarodowej sławie, którą zdobył dzięki znakomitemu horrorowi Ring (1998 r.). Wprawdzie wcześniej również parał się horrorem i powstało wiele ciekawych produkcji grozy, jak Curse, Death & Spirit (1992 r.) czy też Don't Look Up (1996 r.), jednak żadna z nich tak naprawdę nie wypłynęła ,,na szerokie wody''. Jednak po Ringu, równie udanym obrazem okazał się Dark Water (2002 r.), który także okazał się wielkim sukcesem na Zachodzie. Późniejsze filmy - trzeba przyznać - cieszyły się sukcesem już tylko w rodzimej Japonii. Kiedy w 2007 roku Nakata nakręcił Kaidan, wielu sądziło, że oto nadszedł upadek japońskiego reżysera. Nie wyobrażali sobie, aby teraz ten twórca współczesnego j-horroru miał z powodzeniem stworzyć coś, co miało nawiązywać do klasyki japońskiej grozy. W moim odczuciu, obawy te okazały się kompletnie nieuzasadnione, gdyż w swoim horrorze, Nakata ewidentnie oddaje hołd ,,starej szkole'', z której przecież korzystał z powodzeniem przy pracy nad Ringiem czy Dark Water.

Soetsu Minagawa, zajmował się lichwiarstwem. Pewnego dnia został zabity przez samuraja Shinazemona Fukai, podczas próby odzyskania długu. Umierając rzucił klątwę na swojego zabójcę i jego potomstwo. Wkrótce Fukai oszalał, zabił swoją żonę i siebie. Po dwudziestu latach syn Fukaia, Shinkichi zakochuje się w córce Minagawy, Oshigi - nauczycielce muzyki. Jednak wkrótce zostaje zauroczony przez uczennicę swojej ukochanej, Ohise. Podczas kłótni, mężczyzna rani nauczycielkę obok lewego oka, a jej rana staje się znamieniem ludzi, którzy zginą tragiczną śmiercią. Oshiga umiera samotnie i przysięga zabić każdą kobietę, którą kiedykolwiek pokocha Fukai.

Nakata w swoim dziele opowiada klasyczną historię o duchach, która w kulturze japońskiej jest bardzo silnie zakorzeniona. Mieszając tematykę samurajską z demonami, nawiązuje do dzieł grozy, powstałych w latach 60tych - podczas wielkiej międzynarodowej koniunktury grozy i oddaje hołd w stronę innego dzieła filmowego - Kaidan (aka ''Kwaidan, czyli opowieści niesamowite''; 1964 r.) w reżyserii Masaki Kobayashi. 
Kaidan, czyli tradycyjne opowieści o duchach, po raz pierwszy pojawiły się w ustnych przekazach. Historie te zdobyły tak dużą popularność wśród Japończyków, że wkrótce zostały ,,wciągnięte'' do teatru kabuki, gdzie cieszyły się nie mniejszym powodzeniem. W roku 1888, kaidan pojawiły się w formie książki. Właśnie ona stała się podstawą dla późniejszych adaptacji filmowych, z których największą popularność zdobyła ta stworzona przez Nobuo Nakagawę w 1957 roku - Kaidan Kasane-ga-fuchi. Nakata swoją adaptacją składa swoisty hołd ,,ojcowi japońskiego horroru'' i muszę przyznać, że jest to hołd złożony z godnością.
Tyle jednak słowem historii. Czas przejść do sedna i tematu właściwego, czyli samego filmu. Przyznam, że początkowo chciałam poznać inne opinie widzów, którzy z horrorem Nakaty mieli już do czynienia, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że nie będę nic na temat filmu czytać i podejdę do obrazu z ,,czystym umysłem'', choć znam historię ukazaną w Kaidan - jest ona mi właściwie doskonale znana, gdyż nawiązuje do japońskiej legendy o Oiwie i jej mężu Iemonie. Kiedy zaczęłam oglądać film, od razu zrozumiałam, że będę miała styczność z dziełem niezwykłym. Jak wspomniałam - Nakata składa ukłon swoim horrorem Nakagawie, ale od razu można wyłapać, że jest to również hołd złożony w kierunku kaidan-eiga, czyli klasycznego horroru japońskiego z lat 50-tych i 60-tych. 
Całość rozpoczyna się czarno-białą sceną, w której widzimy gawędziarza opowiadającego swoją historię. Kolejne sceny, które widzimy na ekranie są już ukazane z perspektywy opowiadającego. Widzimy to, co nam przekazuje. Jak się okazuje film to cała jedna historia, choć początkowo sądziłam, że - podobnie jak w horrorze z 1964 roku - będzie to zlepek różnych opowieści. Przyznam, że początek zapowiadał się bardzo dobrze: klątwa rzucona na rodzinę Fukai przez umierającego lichwiarza sprawia wrażenie piorunujące i przepełniona jest grozą, że aż miło. Z czasem jednak tempo zwalnia wręcz do ślimaczego, ale spokojnie - taki, a nie inny stan nie utrzymuje się zbyt długo, więc nie ma się co zniechęcać na zaś. 
W obrazie Nakaty, poszczególne sceny oraz bohaterowie nawiązują do znanych i wcześniejszych filmów grozy w tym do horroru z roku 1959 - The Ghosts of Yotsuya (motyw oszpeconej twarzy Oshigi). Oczywiście, jakby nie było jest to horror powstały spod ręki Nobuo Nakagawy, więc o przypadku raczej nie może być mowy.

Jeżeli chodzi o sceny grozy, to w dużej mierze przeważają w momentach, kiedy Shinkich'emu ukazuje się zmarła Oshigi. Wszystko, na co spojrzy kojarzy mu się ze zmarłą żoną: zabija Ohise - widząc w niej chwilę szybciej Oshigi, nawet jego córka, która rodzi mu się po wielu latach od śmierci żony, ma dziwne znamię w okolicy lewego oka (tak, jak umiejscowiona była rana Oshigi). Zmarła małżonka nie daje naszemu bohaterowi o sobie zapomnieć i prześladuje go na każdym kroku. Jest to w pewnym sensie taka nostalgiczna groza: żadnych krwawych scen czy makabrycznej przemocy. Fanom tego pokroju horroru Kaidan z pewnością do gustu nie przypadnie. Za to miłośnikom japońskich opowieści grozy owszem.
Film pokazuje też prawo karmy, którego ofiarami stają się Oshigi i Shinkichi. Klątwa rzucona na rodzinę Fukai wiele lat temu przez ojca Oshigi ma destrukcyjną moc i nawet przeznaczenie nie ma z nią szans. Bohaterowie nie są w stanie uciec przed klątwą, a mężczyzna musi ponieść karę za grzechy swojego ojca.

Ogromne wrażenie robi strona wizualna filmu. To prawdziwy majstersztyk! Niektóre sceny naprawdę cieszą nasze oczy i ujmują swoim pięknem, jak na przykład scena, kiedy spadające krople deszczu przemieniają się w płatki śniegu (scena pierwszej rozmowy Oshigi z Shinkichim). Również widok mgieł rozciągających się nad bagnami jest widokiem piorunującym. To tylko nieliczne z tymi, które w filmie dane nam będzie podziwiać, bo jest ich tu więcej. Scen niesamowitych, o których nie sposób zapomnieć, i które sprawią, że po Kaidan w reżyserii Hideo Nakaty będziemy wracać raz po raz.

Sukces Ringu i Dark Water przysporzył Nakacie międzynarodową sławę, ale Kaidan to doskonały przykład na to, że to nie koniec jego ,,perełek'' filmowych. Zapewne - jak wspomniałam nieco szybciej - nie wszystkim obraz ten się spodoba i dla wielu pewnie film okaże się horrorem nudnym i zbyt poetyckim. Jednak jestem pewna, że widzowie potrafiący ujrzeć w filmie prawdziwą sztukę i doceniając jego piękno, będą - podobnie jak i ja - zachwyceni.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹👹👹 10/10


Reżyseria:
Hideo Nakata

Scenariusz:
Satoko Okudera
Enchô San'yûtei

Rok produkcji
2007

Obsada:
Kumiko Aso
Takaaki Enoki
Leona Hirota
Mao Inoue
Tae Kimura
Teisui Ichiryusai
Taigi Kobayashi
Hitomi Kuroki
Ken Mitsuishi
Naomasa Musaka
Asaka Seto
Yumi Shimizu


3 komentarze:

Martyna Kazimierczak pisze...

Jakiś czas temu leciał chyba na Pulsie jeśli mnie pamięć nie myli. Ten film mnie zauroczył. Faktycznie - sceneria jest przepiękna i wizualnie obraz Nakaty pieści oko. Historia - jak to w kaidan - znana, ale i tak ogląda się z wielkim zaciekawieniem, ponieważ jest bardzo przejmująca. Daję mocne 9/10.

iris271 pisze...

Rewelacyjny film. Może bardziej baśń niż horror, choć kilka scen (woda na suficie) zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie.

Norbert Bajor pisze...

Fabuła OK, chociaż dość pokręcona i za dużo postaci jak dla mnie. Od strony technicznej film bardzo dobry, ale za to straszny niezbyt. Trochę szkoda.