sobota, 6 października 2018

Hwaiteu: Jeojooui Mellodi (aka White: The Melody of the Curse/Biały: Melodia klątwy); Korea Południowa

No i kolejna produkcja o przeklętej piosence trafiła w moje ręce. Czy to źle? Absolutnie nie! Ta tematyka w horrorach akurat bardzo mi do gustu przypadła, czego przykładem był nie tak dawno zrecenzowany chiński horror Gui Yan (aka ''Baby Blues''), gdzie wątek przeklętej piosenki pojawił się jako jeden z wielu w filmie. 
Tym razem otrzymałam już nie tak świeży (w sensie, że nowy) film grozy prosto z Korei, nad którym pracowali dwaj bracia, ogólnie znani z tworzenia straszydeł filmowych - Gok Kim oraz Sun Kim. Znam kilka filmów stworzonych przez obu panów, więc nie obawiałam się seansu. Byłam niemal pewna, że i tym razem się nie zawiodę i dostanę dawkę porządnej grozy. Intuicja mnie nie zawiodła, gdyż White: The Melody of the Curse okazał się filmem znakomicie zrealizowanym o rewelacyjnych scenach grozy.

,,Pink Dolls'' to żeński zespół wokalny, który jednak nie jest zbyt popularny i nie liczy się podczas licznych konkursów muzycznych. W skład zespołu wchodzą: Eun-Joo - tancerka, Sin-Ji - raperka oraz Ah-Rang - wokalistka i Jenny. Któregoś dnia natrafiają na tajemnicze wideo z piosenką zatytułowaną ,,White''. Dziewczyny postanawiają nagrać jego cover. Wkrótce utwór ten staje się ,,top one'' na listach przebojów, a zespół zdobywa niespotykaną dotąd popularność i rzesze fanów. Jednocześnie członkinie zespołu zaczynają między sobą rywalizować, gdyż każda z nich pragnie zostać wokalistką. Każda, która zostaje obsadzona w tej roli, ginie w dziwnych okolicznościach. Eun-Joo zaczyna podejrzewać, że ,,White'' jest przeklęta i postanawia rozwiązać zagadkę piosenki. 

Show biznes jest bezlitosny. Artyści, piosenkarze, aktorzy - każdy z nich chce być popularny, mieć rzesze fanów na swoich koncertach, wystawach...rozdawać niezliczone ilości autografów. Jednak wszystko to ma swoją cenę. Życie nie raz już pokazało, że wiele z tych gwiazd nie udźwignęło ciężaru sławy. Popadli w szereg nałogów: alkoholizm, narkotyki, które nie tylko zniszczyły ich kariery, ale niejednokrotnie pozbawiły życia.

Pojawiający się tu temat przeklętego nagrania w koreańskim kinie grozy jest swoistym novum. Do tej pory mieliśmy styczność z wieloma innymi przeklętymi przedmiotami codziennego użytku, ale z nagraniem nie. Motyw ten pojawił się jednakże w kinie japońskim, chińskim czy brytyjskim i jako, że wszystkie filmy o tej tematyce przypadły mi do gustu - o czym wspomniałam we wstępie - to i za film braci Kim chwyciłam chętnie.
Choć fabuła filmu może wydawać się nieco stereotypowa, bracia Kim postanawiają źródłem klątwy uczynić piosenkę (która nota bene w ucho wpada  ;) ). Nie będzie to żaden telewizor czy telefon komórkowy, a właśnie piosenka.
Ciekawe jest to, że reżyserzy zdecydowali, że rolę Eun-Joo powierzą prawdziwej wokalistce k-pop - Eun-jeong Ham. Podobnie ma się rzecz z reklamowymi spotami, jakie w filmie widzimy. Są autentyczne i pochodzą z reklam zespołu After School. To nadaje temu obrazowi nieco autentycznego charakteru. Osobiście może i nie jestem fanką muzyki pop w jakiejkolwiek formie (zdecydowanie wolę cięższe brzmienia), to film ma tak ciekawie skomponowane sceny, że niemal na własnej skórze czujemy euforię fanów, kiedy z samochodu wysiadają dziewczyny i reszta ich ekipy, czy podczas występu, kiedy przed publicznością wykonują utwór ,,White''.
Główną problematyką jednak tego filmu nie tyle jest sam utwór, co skażenie, obsesja i próżność Eun-Joo. Dziewczyna w imię niewyobrażalnej sławy była gotowa wyeliminować wszystkich, wiedząc o tym, że wokalistka wykonująca utwór ,,White'' za każdym razem umiera.
Bardzo ciekawym elementem w filmie jest pokazanie przez braci Kim rywalizacji, jaka dochodzi pomiędzy dziewczynami z ,,Pink Dolls''. Kiedy ,,White'' zdobywa sukces, menadżerka zespołu chce zmienić cały image zespołu. W tym celu zostaje przeprowadzony casting - która z dziewczyn zaprezentuje się najokazalej, zostanie wokalistką. Pierwszą próbę na posadę ,,przodującej'' przechodzi Jenny. Wypada całkiem dobrze, jednak bardzo szybko odczuwa zawiść koleżanek z zespołu. Przed szansą staje też Ah-Rang, która może śpiewaniem nie powala nikogo, ale za to jako najatrakcyjniejsza z całego zespołu, na scenie prezentuje się najlepiej. Do próby podchodzi każda z dziewczyn i mimo, że wszystkie wypadają nie najgorzej, to menadżerka nie jest do końca przekonana, która z dziewczyn ma objąć miejsce wokalistki. W zespole zaś robi się choro niezdrowa atmosfera, gdyż wszystkie panny siebie właśnie widzą na tym miejscu. Zaczynają sobie dokuczać, ubliżać, a nawet dochodzi do rękoczynów. Menadżerka widząc, co dzieje się w zespole, zdaje się kolokwialnie mówiąc - olewać wszystko. Widać tu bezlitosny świat biznesu i sukcesu. Jej zależy tylko, aby mieć jak najwięcej pieniędzy z dziewczyn i ich sławy. Jakiekolwiek bezpieczeństwo nie wchodzi tu w grę. Stanu rzeczy nie zmieniają nawet tragiczne wypadki, jakie zaczynają się przytrafiać dziewczynom z zespołu.

Pierwsze pół godziny filmu rozgrywa się dość powolnie. Musze przyznać, że film nie od razu mnie porwał i w pewnym momencie zaczęłam się nawet zastanawiać, dokąd to wszystko zmierza? Było oczywiste, że podejmowane działania zarówno ze strony menadżerki, jak i dziewczyn z zespołu, będą miały prędzej czy później swoje konsekwencje, więc napięcie stopniowo będzie wzrastało i tak też to miało miejsce. Właściwie cała konstrukcja filmu jest dość charakterystyczna dla azjatyckiego horroru. Początkowa pierwsza część daje nam w sumie pozorne poczucie bezpieczeństwa, gdyż jest ,,przyziemna''. Brak w niej elementów nadprzyrodzonych. Wszystko zmienia się jednak wraz z odtworzeniem czy bardziej wykonaniem znalezionego na kasecie wideo utworu ,,White'', który pozornie wydaje się zupełnie normalnym klipem. Teledysk zdaje się być typowy dla zespołów k-popu, a zakłócenia, jakie na taśmie występują początkowo możemy zgonić na uszkodzenie samego zapisu wideo. Wcale do głowy nam nie przychodzi, że oto wszystko jest spowodowane jakiegoś swego rodzaju klątwą.
Mając na uwadze sceny grozy, których tu nie zabraknie, można stwierdzić, że stoją na całkiem przyzwoitym poziomie. Widać w wielu przypadkach wykorzystanie CGI, ale efekty te nie są zrobione jakoś pompatycznie, w związku z czym wypadają w sumie w miarę realistycznie. Można nimi nacieszyć oko, ale też do nazbyt przerażających nie należą, stąd też na jakieś częste palpitacje serca czy podskakiwanie na fotelu nie mamy raczej co liczyć. Ogólnie jednak jest całkiem ok. Na szczególną uwagę zasługuje scena kulminacyjna, podczas której Eun-Joo wykonuje utwór ,,White''. Emocje są niesamowite, a nagromadzenie nadnaturalnych, przerażających wydarzeń powoduje, że włos jeży się nam na głowie.
Cieszę się, że White: The Melody of the Curse obrał nieco inny kierunek straszenia widza, niż typowy azjatycki horror. Oczywiście, że za wszystkim stoi klątwa i mściwy duch, jednak wszystko ,,pod przykrywką'' przeklętej piosenki, robi całkiem fajne wrażenie na widzu. Zgoła tajemnica nieco inna do wyjaśnienia, niż li typowe morderstwo, ponieważ tu dochodzi jeszcze próba rozwiązania zagadki: kto zginął? W jaki sposób? I dlaczego klątwa przeniosła się na piosenkę? To zawsze coś nowego i swego rodzaju urozmaicenie w klasycznym z reguły azjatyckim horrorze.

White: The Melody of the Curse to horror, obok którego nie powinno się przechodzić obojętnie. Sceny grozy stoją na przyzwoitym poziomie, równie rewelacyjnie film wypada pod kątem wizualnym, a i ścieżka dźwiękowa w ucho potrafi zapaść. Myślę, że i fani typowego ghost, jak również krwawych scen grozy znajdą tu coś dla siebie.
Dla każdego coś miłego. Polecam!

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹 6/10

Reżyseria:
Gok Kim
Sun Kim

Scenariusz:
Gok Kim
Sun Kim

Rok produkcji:
2011

Obsada:
Eun-jeong Ham
Maydoni
Woo-seul-hye Hwang
Choi Ah-ra
Jeong-su Byeon
Se-Yeon Jin
Gi-Bang Kim
Young-min Kim
Jun-Ho Lee


3 komentarze:

Piotr M. pisze...

K-pop wcale do mnie nie przemawia, ale z racji tego, że sceny grozy są ciekawie zrealizowane, to poszukam i obejrzę :)

Norbert Bajor pisze...

Przyznaje, że początkowo film niemrawy. Później nieco bardziej się rozkręca i jest już na czym oko zawiesić, z uroczymi aktorkami włącznie. Groza stoi na dobrym poziomie, więc warto poświęcić te półtorej godziny z hakiem na seans.

Adam Mielewczyk pisze...

Jak to bywa w koreańskich horrorach, sceny grozy są całkiem porządnie zrealizowane, w związku z czym naprawdę bardzo miło się ogląda ten film. Scena kulminacyjna jest po prostu zajebista!