poniedziałek, 8 października 2018

Hantu Jamu Gendong; Indonezja

Lubię indonezyjskie kino grozy. Za każdym razem, jak tylko wpadnie w moje ręce coś nowego, do seansu zasiadam z miłą chęcią, co wielu moich znajomych dziwi, gdyż uważają, że filmowa groza z Indonezji nie reprezentuje jakiegoś górnolotnego horroru. Szczerze powiedziawszy różnie to bywa. Owszem, czasami mam wrażenie, że więcej tam kiczu niż jakiejkolwiek grozy, ale jednak mimo tego nie można Indonezyjczykom zarzucić, że nie próbują i się nie starają stworzyć czegoś ciekawego, co zaspokoiłoby gusta miłośników horroru. 
Nie ma się jednak czemu dziwić, gdyż historia indonezyjskiej kinematografii jest stosunkowo młoda, a jej rozkwit nastąpił kilka lat po drugiej wojnie światowej. Jedne z pierwszych horrorów pojawiły się w latach 60-tych, na które wpływ miała groza z Hongkongu. Wówczas jeszcze nie była to groza pokroju ghost, a raczej kino eksploatacji. Bardzo często łączono też horror z kinem akcji, komedią czy fantasy.

Kafka jest studentem zbierającym materiały do pracy magisterskiej, która ma się tyczyć miejskich legend. Od przyjaciół dowiaduje się o pewnym nawiedzonym miejscu, w którym straszy duch kobiety. Niegdyś była ona młodą i piękną kobietą, ale na skutek tragicznej śmierci przeobraziła się z przerażającego upiora. Mężczyzna nie wierzy w duchy i kpi z opowieści przyjaciół, wkrótce jednak zaczyna doświadczać dziwnych zjawisk, a w jego pobliżu coraz częściej zaczyna ukazywać się tajemnicza kobieca postać.

Fabuła nie wyróżnia się niczym nadzwyczajnym. Ot, jak typowy azjatycki straszak: młoda kobieta zostaje napadnięta przez trójkę opryszków z miejscowego gangu, zgwałcona i pobita. Na skutek niefortunnego upadku traci życie. Przerażeni mężczyźni zakopują jej ciało na terenie opuszczonej fabryki, gdzie od tego czasu straszy...bynajmniej tak się mówi wśród okolicznych. Mimo, iż nic nie jest tu oryginalne, to jednak Hantu Jamu Gendong jest horrorem, który bardzo mi się spodobał.
Widzowie, którzy dotychczas mieli do czynienia z indonezyjskim kinem grozy pokroju ghost, zauważą, że zazwyczaj straszyła nas Pocong lub Kuntilanak - duchy obecne w indonezyjskim folklorze. Tu jednak mamy do czynienia z nieco innym duchem. Innym, bo przynajmniej nikt go nie nazywa, jak powyżej. Duchem jest kobieta, która za życia sprzedawała coś, co w lokalnej indonezyjskiej społeczności nazywa się ,,jamu''. Oczywiście nie bardzo miałam pojęcie, co to słowo oznacza, więc poświęcając nieco czasu na ,,googlowanie'' odkryłam, że jest to jakiegoś rodzaju ziołowy specyfik popularny w Indonezji. Samo słowo ,,jamu'' obejmuje szeroką gamę napojów leczniczych na wiele rodzajów chorób. Jest on dostępny w dwóch postaciach: jeden w formie płynnej, od razu gotowy do spożycia, a drugi w formie proszku lub kapsułek. Wszystkie one sprzedawane są jedynie przez ulicznych handlarzy. Sprzedawane są głównie przez kobiety, a rozpoznać je można po koszu przerzuconym przez ramię, w którym znajdują się sprzedawane przez nie wyroby. Na wyspie Jawa bardzo często spotyka się handlarki, które niosą kosz na plecach niczym plecak. Są one znane pod nazwą ,,Jamu Gendong''. Słowo ,,gendong'' oznacza mniej więcej ,,nieść na plecach''.
Ok, kiedy przybliżyłam sobie znaczenie tajemniczego słowa, które nasz duch wypowiada przez większą część filmu, kiedy tylko się pojawia: ,,Jamu ne... Jamu ne...'' mogłam bardziej zrozumieć kim była zmarła bohaterka i co ją spotkało. No właśnie, wracając do słów wypowiadanych przez ducha - są one bardzo charakterystyczne, gdyż kiedy tylko je usłyszymy, od razu wiemy, że za chwilę gdzieś na ekranie ujrzymy przerażającą postać zjawy, która zacznie nękać ogłupiałych z przerażenia bohaterów, a już na wstępie zobaczymy, że z zemstą duch czekać długo nie będzie, gdyż atakuje swoich oprawców zaraz po zagrzebaniu ciała w ziemi. Potem już sieje strach wśród wszystkich, którzy ośmielą się wejść na ,,jej teren''. Co ciekawe, jej zemsta sięga nawet tych, którzy ,,cieleśnie'' nie byli w miejscu jej pochówku, ale są w jakiś sposób związani z bohaterami, którzy to miejsce odwiedzili. Zjawa nęka również ich. Czy nie przypomina Wam to czasem Ju-On Takashiego Shimizu? A jakże! Jak się okazuje, to nie jedyne podobieństwo do horroru japońskiego reżysera. Moją uwagę zwróciła jeszcze jedna scena, która ewidentnie na myśl przywiodła mi scenę z drugiej części Ju-On - chodzi mianowicie o scenę, kiedy jeden z bohaterów zasypia z głową opartą o blat biurka. W tym samym momencie widzimy, że coś zbliża się do niego, próbując chwycić za rękę. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że to zjawa. Podobną scenę mamy w filmie Shimizu, kiedy to Kyoko zasypia przy stole, a zbliża się wówczas do niej duch zaginionej wcześniej koleżanki z pracy, chcąc ją pochwycić za dłoń. W tym momencie bohaterowie z obu filmów budzą się.
Zostawmy jednak te podobieństwa, gdyż nie psują one jakoś szczególnie filmu. Wolałabym się skupić teraz na samej grozie, bo przecież jak to na horror przystało - być powinna. Hantu Jamu Gendong nie obfituje w zatrważającą ilość scen grozy. Może jedna scena ukaże nam się w wersji gore, ale powiem szczerze, że na kolana nie powali. Sama scena niezbyt jest przerażająca, a krew tryskająca z ust nieszczęśnika bije sztucznością po oczach, że aż (nie) miło. Ciężko szukać tu w ogóle scen grozy, które wyrwały by z mojego gardła porządne ,,wow!'' - oczywiście chodzi mi tu o same sceny śmierci bohaterów, bo o ile te do ciekawych nie należą, o tyle samo pojawienie się zjawy niekiedy przyprawi o gęsią skórkę, gdyż w niektórych scenach widzimy ją sunącą powoli gdzieś po ciemnym korytarzu, zawodząc swoje ,,Jamu ne... Jamu ne...'', by po chwili jej pokancerowane, zakrwawione oblicze wyrosło nagle przed naszymi oczami. Można się przestraszyć, a takich ,,akcji'' jest w filmie kilka.

Słów trochę o stronie wizualnej. Niestety obraz jest kiepski. Nie wiem czy to za sprawą mizernej jakości filmu, czy efekt był zamierzony, ale prawdą jest, że cała sceneria jest strasznie ciemna, przez co wiele scen jest nawet trudna do obejrzenia. Kompletnie momentami nic nie widać. Nawet sceny rozgrywające się za dnia nasiąknięte są dziwną szarością i ponurością. Denerwowało mnie to, bo czasami naprawdę musiałam solidnie wytężać wzrok, żeby dojrzeć cokolwiek konkretnego.
Jakkolwiek by nie było, Hantu Jamu Gendong jest horrorem, który mi się spodobał. Duch potrafi przestraszyć, niektóre sceny też niczego sobie, całość dość ponura, więc ja jestem na ,,tak''.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10

Reżyseria:
Koya Pagayo

Scenariusz:
Rihanna Prameswari

Rok produkcji:
2009

Obsada:
Julia Perez
Dimas Aditya
Fendi Trihartanto
Rina Hasyim
Vikri Rahmat
Diah Cempaka Sari


4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Można do niego znaleźć napisy pl?

Adam Mrożewicz pisze...

Nie znam jakoś zbyt dobrze indonezyjskiego kina grozy, ale ten film z czystej ciekawości bym sobie obejrzał. Sś do niego polskie napisy?

Agnieszka Kijewska pisze...

Ja miałam wersję z angielskimi napisami. Nie znalazłam polskich.

Adam Mrożewicz pisze...

Tak myślałem. No trudno, jakoś piąte przez dziesiąte z angielskimi napisami chyba dam radę.