niedziela, 14 października 2018

Jue ming pai dui (aka Invitation Only); Tajwan

Kto by pomyślał, że tajwański horror może być równie ''porąbany'' co zachodnie produkcje? Film chory i zdeprawowany - nie gorszy od znanych filmów grozy, takich jak HostelPiła czy kultowa japońska seria Guinea Pig. Tortury i porno są tu ukazane jako makabryczna forma rozrywki, za którą stoją znudzeni życiem, ale kosmicznie bogaci ludzie, gotowi zapłacić każdą cenę za przeżycie odrobiny emocji i dreszczyku. Brzmi nieźle, prawda? Owszem, ale tylko brzmi, bo już całościowo od razu nie przypadło mi do gustu i to wcale nie dlatego, że nie jestem jakąś zagorzałą fanką takich brutalnych obrazów. Powodem są strasznie długie początkowe partie filmu, które właściwie już ''na dzień dobry'' wprawiają w znużenie. Końcówka się rozkręca, ale czy warto oglądać nudnawy film tylko dla kilku końcowych chwil?

Każdy człowiek ma jakieś marzenia. Jest gotów poświęcić wiele, aby choć w minimalny sposób je ziścić. Taką też szansę dostali bohaterowie filmu - Wade, Richard, Hitomi, Holly i Lin, którzy otrzymali zaproszenie na ekskluzywne przyjęcie wśród elitarnej grupy ludzi.
Początkowo wszystko zdaje się być znakomitą imprezą, gdzie alkohol i olbrzymie sumy pieniędzy (w tym panienki) są niemal na wyciągnięcie ręki, jednak kiedy jedna z kobiet ginie brutalnie zamordowana, przyjęcie zamienia się w zabawę w zabijanie, w której ofiary poddawane są przerażającym torturom na oczach wielu widzów. Wkrótce jedynym marzeniem grupy ludzi staje się chęć ucieczki.


Założenie tego tajwańskiego slashera jest proste - aby zabić jak największą ilość osób, a każda scena mordu czy tortury była jak najbardziej okazała. Trzeba przyznać, że po części twórcom udało się ukazać maximum makabry, bo jak inaczej nazwać scenę, kiedy to do genitaliów skrępowanego mężczyzny zostają przyczepione elektrody, przez które następnie przepuszcza się prąd...ciarki przechodzą po plecach.
Dalej, scena w której ginie jedna z bohaterek...kiedy oprawca tnie jej policzek skalpelem, następnie posypuje ranę solą...zgrzyt zębami murowany.
Takie obrazy robią wrażenie, ale spokojnie - nie ma się co zachwycać nadto, gdyż całość wypada strasznie przeciętnie. Do tego momentami zachowanie głównego bohatera sprawia, że klniemy jak szewc, gdyż zachowuje się on jak totalna baba, a nie facet z ja***** (dokańczać nie będę, ale wiadomo o co chodzi). Niestety, jego zachowanie jest tak głupie i nielogiczne, że woła o pomstę do nieba. Zamiast od razu zabić oprawców, kiedy nadarza się okazja, czeka on nie wiadomo na co, albo salwuje się ucieczką, co wywołuje raczej uśmiech politowania niż podziw, bo niby za co???

Jak to bywa w filmach pokroju ''slasher'', jest przewidywalnie, ale to już żadna nowość. Tak więc i tu żadnych oklasków z zachwytu bić nie będę, gdyż niczego nowego nie ujrzałem, a jedynie film utwierdził mnie w przekonaniu, że świat, jak długi i szeroki, powiela non-stop utarty schemat ''biegający morderca goniący uciekającą ofiarę''. Wspomniałem o tragicznym zachowaniu bohatera, ale prawdą jest, że wszystkie ofiary zachowują się idiotycznie i niemal same wpadają w łapska morderców, popełniając co chwila jakieś głupstwa.

Sceny mordów są, jak na horror przystało - dobre. Mamy całe mnóstwo krwi i jak to w slasherach bywa - tną, siekają i inne ''cuda'' wyprawiają, tak więc pod względem makabry jest ok.
Niestety ubolewam nad przewidywalnością i nielogicznością filmu, ale w tym wypadku nic nie można poradzić.

Cieszy mnie fakt, że Tajwan otworzył się na inne gatunku grozy i spróbował czegoś nowego. Nie ciągnie jakże modnego w Azji tematu mściwego ducha, który jest tak naprawdę z reguły głównym bohaterem każdego prawie ''skośnookiego'' horroru.
Mam nadzieję, że slasher się rozwinie w tym kraju i kolejne tego typu produkcje będą o wiele bardziej interesujące od przeciętnego Invitation Only.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹 5/10


Reżyseria:
Kevin Ko

Scenariusz:
Sung In
Carolyn Lin

Rok produkcji:
2009

Obsada:
Kristian Brodie
Bryant Chang
Vivi Ho
Jerry Huang
Joseph Ma
Maria Ozawa
Kao Yin-Hsuan


Brak komentarzy: