wtorek, 23 października 2018

Pee Lieng Luk Kon (aka Ghost Mother); Tajlandia

Wiele tajskich horrorów zalega na mojej półce, które niestety z braku czasu nie mogą zostać obejrzane od zaraz. W weekendy staram się nadrabiać te zaległości, ale filmów wciąż przybywa i nie wiem, czy kiedykolwiek się z tym uporam, no...chyba, że na starość sobie jeszcze co nieco zostawię. ;)
Dzięki temu filmowi, mój dobry znajomy zwrócił uwagę na azjatyckie filmy, co do tej pory było niemożliwością. Zachwalał fabułę, klimat i ogólny rozwój wydarzeń. Jako iż tej produkcji akurat w swojej kolekcji nie miałam, poprosiłam znajomego o pożyczenie filmu, abym sama mogła sprawdzić czy faktycznie jest taki ''cacy'', jak go opisuje kolega.


Młoda kobieta zostaje zmuszona do opieki nad siostrzenicą oraz bratankami po tym, jak jej brat zostaje zamordowany przez nieznanych sprawców. Był on policjantem i przypuszcza się, że jego śmierć była aktem zemsty.
Jednak banda opryszków powraca. Tym razem porywają siostrę zabitego policjanta, aby ta wyjawiła im gdzie są potrzebne dla nich leki, które policjant im dostarczał.
Kobieta nie poddaje się i próbuje ucieczki. Niestety nieudanej. Zostaje złapana przez bandę zwyrodnialców i zamordowana przez nich. Mężczyźni wrzucają jej ciało do jeziora. Wkrótce kobieta pojawia się w domu...


Typowy ghost story w azjatyckim stylu: zamordowana kobieta powraca do świata żywych i dokonuje zemsty na swoich oprawcach. Można powiedzieć: znów to samo. Owszem, może i znów, ale przyznam, że pomimo tego iż obejrzałam już niezliczone produkcje grozy o podobnej fabule, to Ghost Mother absolutnie nie nudził. Co jest tego przyczyną? Przede wszystkim ciekawie osadzona historia, wydarzenia dzieją się miarowo, ludzie giną stopniowo, a nie jeden po drugim i co ważne - sceny, kiedy duch dokonuje zemsty na kolejnym członku gangu, wyglądają bardzo efektownie i realistycznie.
Początek filmu jest nieco mylący, gdyż widzimy co stało się z kobietą, która jednak zostaje zamordowana nieco później, zaś zaraz po tej scenie widzimy zwłoki policjanta, tak więc początkowo odnosimy wrażenie, że właśnie oglądamy śmierć mężczyzny.
Po 30 minutach jednak wszystko się układa w sensowną całość.
Film posiada kilka dramatycznych momentów, które niekiedy wzruszają, co jest nieco nie na miejscu w takim horrorze, ale z drugiej strony podobne chwyty możemy obserwować w koreańskim kinie grozy, tak więc jest to ciekawy i nie całkiem nowy już zabieg. Jednak przyznam, że w tajskim horrorze chyba oglądany przeze mnie po raz pierwszy.
Pomimo tych kilku ściskających za gardło scen, ogólnie momenty śmierci poszczególnych osób są dość krwawe i brutalne, co zwiększa atrakcyjność całej produkcji.

Większość filmu jest zrobiona przyzwoicie i naprawdę ogląda się bardzo ciekawie. Nie jestem teraz w stanie przypomnieć sobie momentu, który by mnie znużył bądź zmusił do odpoczynku w postaci np. pójścia po herbatę tudzież kawę.
Oglądałam w pełnym skupieniu i przede wszystkim ciekawością, zadając sobie pytanie: ''co też dalej czeka naszych ''złych'' bohaterów?'' Kara (zemsta), jaka ich spotkała była jak najbardziej zasłużona.
Myślę, że film spodoba się nie tylko fanom kina azjatyckiego, ale każdemu kinomaniakowi, który lubi odrobinę grozy w połączeniu z lekką nutką dramatu.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹 7/10


Reżyseria:
Tharathorn Siripanwaraporn

Rok produkcji:
2007

Obsada:
Patcharapa Chaichua
Thana Suttikamon
Focus Jeerakul
Natnischa Cerdchoobuphakaree


Brak komentarzy: