wtorek, 23 października 2018

San Geng (aka Three/Saam gaang/3 Extremes II/Trzy); Korea Południowa/Tajlandia/Hongkong

Three jest bardzo nietypowym przypadkiem filmu, który znalazł się w cieniu własnej kontynuacji. Duża część fanów horroru (a na pewno horroru azjatyckiego) kojarzy bowiem „Three: Extremes” i zawarte tam  wyśmienite makabreski Fruit Chana, Takashiego Miike i Chan-wook Parka, zaskakująco niewielu ma świadomość, że jest to druga część projektu „Three”. Sukces sequela tak bardzo przyćmił pierwszą część, że wręcz w niektórych krajach to „Three” wydano jako kontynuację, tytułując ją „Three: Extremes 2”! Dość powiedzieć, że tak całkowita dominacja „Three: Extremes” jest niesprawiedliwa a pierwsza część, mimo że mniej przebojowa i może nie tak równa pod względem poziomu składowych nowel zasługuje na niemniejszą uwagę.

Podobnie jak „Extremes” pierwsze „Three” jest owocem międzynarodowej, można by rzec panazjatyckiej, współpracy – trzy tworzące film nowele zostały zrealizowane i wyreżyserowane przez twórców z różnych krajów wschodniego kontynentu. W przypadku głośniejszej kontynuacji były to Hong Kong, Japonia i Korea Południowa, tu mamy Koreę Południową, Tajlandię i Hong Kong. Wszystkie przedstawione opowieści w jakiś sposób odnoszą się do problematyki życia po śmierci, wyraźnie różnią się jednak stylem i podejściem do tematu.

Memories: Mężczyznę oczekującego w domu na powrót żony zaczynają dręczyć upiorne wizje, tymczasem jego małżonka budzi się na ulicy nie pamiętając kim jest ani co jej się przytrafiło. Błąkając się po dziwnie wyludnionym mieście kobieta próbuje znaleźć odpowiedzi na te pytania, wkrótce ona także zaczyna widzieć rzeczy dziwne i makabryczne...
Dzieło Koreańczyka Ji-woon Kima, późniejszego autora „Opowieści o dwóch siostrach” to bezapelacyjnie najstraszniejsza z trzech opowieści, a wręcz jedna z najbardziej niesamowitych krótkometrażówek jakie widziałem w życiu. Prosty i w gruncie rzeczy dość przewidywalny scenariusz doczekał się realizacji, która w pełni rekompensuje wszystkie jego niedostatki. Od pierwszej sceny mamy tu klimat sennego koszmaru, duszny i przytłaczający, budowany tak mistrzowsko, że nawet w scenach kiedy nie dzieje się nic szczególnego widza ogarnia napięcie i poczucie osaczenia. W dużej mierze jest to zasługa rewelacyjnych zdjęć Kyun-pyo Honga (pracował także przy takich filmach jak „Taegukgi - Brotherhood of War” i „Save the Green Planet”) które wydobywają coś niepokojącego ze zwyczajnych przestrzeni. I nie chodzi tylko o strach – na szczególną uwagę zasługują ujęcia blokowiska po którym błądzi bohaterka, jest w nich niemal namacalne przygnębienie i osamotnienie. Na tym tle sceny stricte horrorowe działają jeszcze silniej, autentycznie przerażają.

The Wheel: Hun Lakorn Lek to tradycyjny tajski teatr lalek, którego wykonawcy cieszą się wielką sławą i prestiżem. Kontrastuje to z sytuacją aktorów teatru Khon, których sztuka jest mniej ceniona, a ich poziom życia – znacznie niższy. Jeden z nich kradnie marionetki należące do zmarłego mistrza Hun Lakorn Lek i zaczyna własną karierę jako lalkarz. Nie zwraca uwagi na legendę zgodnie z którą ten, kto bezprawnie stanie się właścicielem marionetek Hun padnie wkrótce ofiarą potężnej klątwy. Za sprawą nadnaturalnej siły lalek mężczyzna odnosi coraz większe sukcesy, wkrótce jednak stan jego zdrowia raptownie się pogarsza, a wokół zaczynają mieć miejsce dziwne zdarzenia... Druga nowela zrealizowana została przez tajskiego reżysera Nonzee Nimibutra, który wcześniej dał się poznać cenionym dramatem erotycznym „Jan Dara” oraz niezwykle pięknym i poruszającym ghost story „Nang Nak”. Niestety tym razem nie spisał się, „Wheel” to bowiem najsłabsza składowa „Three” i generalnie niezbyt udany film. O ile sam punkt wyjścia jest niezły, a aura tajskiego folkloru intrygująca, cała reszta kuleje. Banalnie prosta historia została tu opowiedziana w sposób niespójny i pełen niepotrzebnych niejasności, z postaciami nie sposób się utożsamić, bo zostały ledwie naszkicowane, a sposoby straszenia są wyjątkowo nieskuteczne. Sytuacji nie ratują nawet bardzo dobre zdjęcia i dwie autentycznie klimatyczne sceny.

Going Home: Policjant Wai na pewien czas przeprowadza się ze swoim synkiem do podniszczonego bloku, przeznaczonego do rozbiórki za kilka miesięcy. Jedynym innym lokatorem jest Yu - młody adept tradycyjnej chińskiej medycyny opiekujący się swoją sparaliżowaną w wypadku żoną. Mały Cheung od razu zaczyna jednak widzieć biegającą po korytarzach dziewczynkę w czerwonym płaszczyku. Początkowo boi się jej, ale wkrótce udaje mu się z nią zaprzyjaźnić. Pewnego dnia zabawa z tajemniczą przyjaciółką przeciąga się i Wai wyrusza na poszukiwanie chłopca. Trafia przypadkiem do mieszkania Yu i odkrywa jego szokujący sekret: pani Yu nie jest sparaliżowana tylko martwa, a obłąkany małżonek konserwuje i pielęgnuje jej ciało wierząc, że z pomocą prastarych technik zdoła przywrócić ją do życia... Ten zrealizowany przez Petera Chana, reżysera z Hong Kongu najdłuższy segment okazuje się także być najlepszym. Wbrew temu, co mógłby sugerować opis, w filmie w ogóle nie uświadczymy makabry, nie ma on też absolutnie nic wspólnego z kinem o żywych trupach ani horrorami o czarnej magii. Jest natomiast nastrojową i przejmująco smutną opowieścią o tęsknocie, bezgranicznej miłości i granicach między tym, co możliwe i niemożliwe. Fani „typowego” horroru mogą być trochę rozczarowani, „Going Home” nie jest bowiem prawie w ogóle nastawione na straszenie (jeśli już oddziałuje w tym względzie scenerią podupadającego budynku i niesamowitością głównego pomysłu), ale raczej na pobudzanie do zadumy nad sprawami życia, śmierci, wiary i miłości. Pobudza jednak do tego myślenia tak skutecznie i w takim stylu, że nawet ci z początku zdezorientowani tylko częściową przynależnością tego filmu do ich ulubionego gatunku, mogą polubić dzieło Chana. Pierwszorzędne aktorstwo, muzyka i zdjęcia, a przede wszystkim znakomity scenariusz z jednym z chyba najlepszych zakończeń w całym współczesnym kinie azjatyckim sprawiają, że nie dziwią nagrody jakimi uhonorowano „Going Home” (m.in. Hong Kong Film Award i Golden Horse Film Award).

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10


Reżyseria:
Peter Chan
Nonzee Nimibutr
Ji-woon Kim

Scenariusz:
Jo Jo Yuet-chun Hui
Matt Chow
Nitas Singhamat
Ji-woon Kim

Rok produkcji:
2002

Obsada:
Leon Lai
John Sham
Eric Tsang
Suwinit Panjamawat
Bo-seok Jeong
Eugenia Yuan
Hye-su Kim

Autor: Łukasz Grela



Brak komentarzy: