wtorek, 30 października 2018

Seven Days in Coffin (aka Siedem dni w trumnie); Tajlandia

Już dawno przekonałam się, że Azjaci potrafią stworzyć rewelacyjny horror dysponując niewielką sumą pieniędzy. Tajowie popisali się chociażby swoim znakomitym Shutterem, który powalił na kolana niejednego miłośnika straszydeł filmowych i to nie tylko lubujących się w tych ''skośnookich'' maszkarach.  
Seven Days in Coffin to kolejny niskobudżetowy tajski horror, niestety tym razem film ten okazał się wielką klapą. Będę szczera - jego oglądanie przyjemne nie było. Dlaczego? Otóż powodem jest wiejąca z całości produkcji nuda.

Mali, kobieta będąca w trzecim miesiącu ciąży zostaje zamordowana przez nieznanych sprawców, którzy utopili ją w rzece. Jej ciało zostaje złożone do trumny na siedem dni, podczas których w wiosce, w której mieszkała zaczyna dochodzić do niewytłumaczalnych wydarzeń.

Ok, pomijam już fakt, że fabuła jest oklepana jak czerwony kapturek. Ale z reguły azjatycki horror głównie opiera się na podobnej tematyce. Grunt w tym, żeby pokazać ją w całej okazałości.
Chyba wszystko tu jest na nie: muzyka jest denerwująca, całościowo film wypada strasznie monotonnie. Aktorzy są irytujący i w niektórych momentach zachowują się co najmniej nielogicznie.
Po około 30-minutach trwania filmu za każdym razem następuje przerywnik, który przyjmujemy z ulgą na sercu jako zakończenie tej historii. Niestety.
Nie znajduję żadnego sensu w tym filmie. Wydaje się, że niektóre sceny są nieprzemyślane i niedopracowane. Pojawiają się wątki oraz bohaterowie, po których nagle ślad ginie. Tak na przykład jest w scenie, kiedy policjant idzie nad rzekę ze swoją dziewczyną (nikt jej nie widzi więcej po tej scenie, ani też nie widział jej wcześniej). Wchodzi ona do wody, i mamy okazję oglądać odpowiednik tajskiego mokrego podkoszulka. Wychodzi, po czym tuli się do swojego chłopaka kusząc go namiętnie, by...po chwili oglądać ich miłosne uniesienia w bliżej nieokreślonej chacie. Scena ta jest zdecydowanie za długa i irytująca, tym bardziej, że obraz jest bardzo ciemny i niczego konkretnego nawet nie widać.

Pojawiają się także motywy humorystyczne, ale przejawiają się one jedynie głupkowatym zachowaniem niektórych bohaterów.
Film w zasadzie niczego nam nie wyjaśnia, gdy w trakcie trwania całej akcji pojawia się wiele różnych wątków co do śmierci Mali, to tak naprawdę mieszają one nam w głowach.

Niestety nie jestem z tej produkcji zadowolona. To chyba jeden z gorszych (jak i nie najgorszy) tajski horror, jaki wpadł mi w ręce.
Mam nadzieję, że podobne produkcje już się nie powtórzą, bo szkoda byłoby zepsuć ''reputację'' tajskiemu przemysłowi grozy, tym bardziej, że dotychczasowe filmy z tego gatunku były przecież niczego sobie.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹 4/10


Reżyseria:
C.H. Patchapol

Rok produkcji:
2003

Obsada:
Surachai Sangarked
Kemasorn Nukao
Panida Vorabud


Brak komentarzy: