wtorek, 30 października 2018

Taan shiu hung chow (aka Dial D for Demons); Hongkong

Był czas, kiedy to hongkońskiej kinematografii grozy dni chwały minęły. Było to głównie w latach 1992-1995, gdzie to wielu reżyserów musiało szukać innego zajęcia, gdyż emanowanie w filmach przemocą oraz przede wszystkim paskudną makabrą zostało zabronione.
Wielu z nich udało się wówczas do Ameryki, gdzie szybko nadarzyła się  okazja, aby podszkolić swój warsztat reżyserski. Ci nieco bardziej utalentowani wykorzystali to w mgnieniu oka.
Jednak w rodzimym Hongkongu kino grozy niemal upadło zupełnie.

Dial D for Demons jest jednym z pierwszych filmów, który zaczęto porównywać z wcześniejszymi filmami, jaki ukazywały się w tym kraju. Trzeba przyznać, że horror to zaskakujący, gdyż łączy (sprawnie zresztą) grozę równą Ringowi Nakaty oraz The Sixth Sense Shyamalan'a z odrobiną humoru, nie gorszą od tej znanej z Evil Dead Sam'a Raimi.

Fabuła nie jest skomplikowana i opowiada nam prostą historię szóstki przyjaciół, którzy postanawiają spędzić wspólnie wakacje. W tym celu wybierają się do malowniczego domu, położonego w uroczym cichym, zalesionym zakątku.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, iż mają oni przeczucie, że coś złowrogiego czai się w tym miejscu. Ich obawy wkrótce się potwierdzają i młodzi ludzie przekonują się, że tajemnicza siła zrobi wszystko, aby uśmiercić i pozostawić na zawsze każdego z nich w tym miejscu.


Dial D For Demons jest jednym z najlepszych filmów Billy Tang'a - reżysera, który stworzył ten obraz.
Gdy jednak oglądałem film nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że całymi garściami czerpał on od swoich zachodnich kolegów i najbardziej nasuwał mi się tu na myśl wspomniany Raimi.
Podobieństw jest naprawdę wiele, ale tak naprawdę nie rażą one nazbyt w oczy, tak więc nie będę zbyt wiele marudził na ten temat.
Niekiedy całość przywodzi na myśl niemalże operę mydlaną, gdyż zawarte w filmie elementy humoru, nadają produkcji komediowego charakteru. Na te humorystyczne akcenty możemy śmiało przymknąć oko, gdyż nie psują zabawy, wręcz przeciwnie - nadają seansowi innego klimatu - jak za starych dobrych filmów grozy z lat 80-tych...których niestety próżno dziś szukać we współczesnej kinematografii grozy.
W filmie znajdziemy kilka ciekawych wątków, jak zagubienie się bohaterów w miejscu, w którym przebywają: gdziekolwiek by się nie udali i w którąkolwiek stronę by nie pojechali - zawsze trafią z powrotem w to samo miejsce - do przeklętego domu.
Kolejnym ciekawym wątkiem jest zło czające się w...gazecie. Informacje w niej zawarte zwodzą tylko bohaterów i za każdym razem wprowadzają w błąd (dlaczegóż to u licha ciągle do niej zaglądali?!)

Jeśli chodzi o samą grozę, to podczas całego seansu jest takich scen zaledwie kilka, a i tak nie powalą nas one na kolana. Ot...jest zupełnie przeciętnie.
Prawdziwe apogeum następuje jednak na sam koniec i mamy do czynienia z nieco przerażającym finałem, ale w szczegóły wchodzić nie będę. Zainteresowanych odsyłam do seansu filmu.
Mimo iż całość wydaje nam się dość oryginalna, to tak naprawdę fabuła nie bardzo odbiega od utartego stereotypu azjatyckiego horroru. Spotkamy tu długowłosą kobietę w czerwonej sukni, która co jakiś czas będzie pojawiać się w pomieszczeniach domostwa. Jak nie trudno przypuszczać, jest to niemal identyczna koleżanka naszej znajomej Sadako.
Tak więc jest to, co charakteryzuje współczesny azjatycki film grozy i fani tradycyjnego asian horror powinni czuć się, jak u siebie w domu.

Dial D For Demons to film, który - jakby nie patrzeć - zawiera ciekawą atmosferę. Cokolwiek by się o nim nie mówiło (a nie zdobył przychylnych opinii), ma w sobie coś, co przykuwa uwagę i nie pozwoli szybko o nim zapomnieć. Widać, że reżyser udoskonalił swoje umiejętności i tenże obraz jest tego dowodem.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹 5/10


Reżyseria:
Hin Sing 'Billy' Tang

Scenariusz:
Kai Cheung Chung

Rok produkcji:
2000

Obsada:
Yee-Man Man
Alice Chan
Jordan Chan
Ann Lee
Winnie Leung
Terence Yin


Brak komentarzy: