Informacja o planowanym amerykańskim remaku wzbudziła we mnie mieszane uczucia i nie ukrywam, że nie byłam tym zachwycona, gdyż najzwyczajniej w świecie nie lubię remaków, a zwłaszcza kiedy są to ”odgrzewane kotlety” znakomitych azjatyckich horrorów. Jednak uspokoił mnie nieco fakt, że nad całością będzie czuwał sam Shimizu, a i aktorzy w dużej mierze zostaną ci sami (zwłaszcza Yuya Ozeki jako Toshio Saeki, Takako Fuji w roli Kayako Saeki oraz Takashi Matsuyama jako Takeo Saeki). Oczywiście duży wpływ na mój odbiór filmu miał też aspekt miejsca, w którym rozegra się cała akcja. Na szczęście okazało się, że będzie to w większości Japonia.
Pewien dom w Tokio nie wyróżnia się niczym specjalnym spośród innych. Jednak to tylko pozory. Dom jest opętany. Związana jest z nim klątwa, która zabija każdego, kto wejdzie do środka. Jej ofiary umierają i wtedy klątwa rodzi się na nowo, jak wirus przechodząc na kolejne osoby, które pojawiają się w domu. Tak tworzy się niekończący się łańcuch przerażenia.
Nie jest żadna tajemnicą, że amerykańska aktorka, Sarah Michelle Gellar ma silne poparcie fanów. Zdobyła już miano legendarnej aktorki poprzez swoja kreację pogromczyni wampirów w serialu Buffy: Postrach wampirów (1997-2003), za którą zresztą zdobyła szereg nagród filmowych. Tym razem jednak Gellar miała zostać wrzucona do nawiedzonego domu, który obłożony jest niekończącą się klątwą.
Kiedy w 2002 roku na ekrany wszedł oryginalny horror Shimizu, był on zrobiony za niewielkie pieniądze, jednak sukces jaki zdobył w bardzo krótkim czasie spowodował, że Amerykanie aż się piekli, żeby nakręcić swoją Klątwę, jednak pieczę nad całością miał sprawować należyty reżyser. Oczywiście amerykańska wersja Klątwy to pod względem budżetu zupełnie inna bajka. Shimizu miał więc pole do popisu, aby przenieść swoją przerażającą historię na grunt amerykańskiego kina dla nieco bardziej wymagającej -zachodniej publiczności.
Uwielbiam opowieści o nawiedzonych domach, a jako że japoński horror wywołał ogromny entuzjazm, postanowiłam dać szansę także amerykańskiej produkcji. Przede wszystkim bardzo się cieszę, że Shimizu postanowił rozegrać całą akcje na swoim rodzimym gruncie, czyli w Tokio. Właściwie największą zmianą w tym remaku jest amerykańska obsada i amerykański język, w którym prowadzone są dialogi.
Shimizu napisał oryginalną fabułę w sposób nielinowy. Do amerykańskiej wersji zaś dokoptowano Stevena Susco, który był odpowiedzialny za rozwinięcie szeregu retrospekcji dodanych do filmu. I generalnie wyszło bardzo dobrze, ponieważ w momencie, kiedy myślimy, że właściwie wiemy już ”co z czym i jak”, Susco zabiera nas w zupełnie inny świat i znów wszystko staje niemal na głowie. Uwielbiam to uczucie…
Sarah Michelle Gellar wcieliła się tu w postać o imieniu Karen Davis, która jest pielęgniarką/opiekunką zajmującą się starszymi osobami. Trafia zupełnie przez przypadek do domu, który od wielu lat obłożony jest klątwą, a co za tym idzie, sama staje się jej ofiarą.
Aż trudno uwierzyć, że tak wiele strasznych i makabrycznych wydarzeń rozegrało się w tak pięknym domu, gdzieś na obrzeżach Tokio. Te minione wydarzenia zaczynają nawiedzać i dotykać każdego, kto w jakikolwiek sposób zetknął się z przeklętym domem. To, co różni wersję amerykańską od japońskiej jest też fakt wędrówki duchów. Jak widzimy, nie są tu one związane tylko i wyłącznie z domem, ale mogą też podróżować po świecie. Oznacza to oczywiście, że bohaterowie nigdzie nie mogą czuć się bezpieczni. Dla nich takiego miejsca po prostu nie ma.
Dlaczego ten film jest jednym z moich ulubionych horrorów? Ponieważ jako jeden z nielicznych potrafi mnie zaskoczyć. Mamy tu do czynienia z mnogością przerażających dźwięków i scen, gdzie duch pojawia się po prostu w najmniej spodziewanym momencie.
Ostatecznie Shimizu też nie stawia nam wszystkiego od razu i nie podaje rozwiązania na tacy. Musimy stopniowo dochodzić do tego, co tak naprawdę stało się przyczyną, że klątwa sieje obecnie takie spustoszenie.
Nad fabułą jednak nie zamierzam się tu rozwodzić, bo pozostaje ona bardzo zbliżona do oryginału zarówno pod względem budowy, jak i stopniowania napięcia i strachu. Duża w tym zasługa japońskich aktorów, którzy nadali tej produkcji iście demonicznego klimatu (Kayako Saeki to doprawdy zło wcielone). Oczywiście do amerykańskich aktorów też nic nie mam. Ich gra wypada bardzo realistycznie. Widać, że ekipa była zgrana, dzięki czemu remake wyszedł całkiem udany, jak na amerykańskie kino bazujące na wschodniej grozie. Także muzyka, jaka pojawia się w filmie, nie pozwala o sobie zapomnieć i trzeba przyznać, że kompozytor Christopher Young, który komponował już do takich filmów, jak The Core czy Spiderman 2, wykonał naprawdę kawał dobrej roboty, ponieważ jego muzyka znakomicie wprowadza mroczny i niepokojący nastrój. Za efekty wizualne brawa należą się bez wątpienia też Jon’owi Block’owi. Gość spisał się naprawdę rewelacyjnie.
Mimo zawiłej fabuły, film jest łatwy w odbiorze. Przemoc jest intensywna, a przerażające duchy kobiety i małego chłopca, zapewne przerażą niejednego widza. Jeżeli lubisz czarne koty, przerażające cienie i makabryczne, niezidentyfikowane dźwięki, Klątwa z pewnością trafi w Twój gust! Polecam.
MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹 7/10
Reżyseria:
Takashi Shimizu
Scenariusz:
Takashi Shimizu
Stephen Susco
Rok produkcji:
2004
Obsada:
Sarah Michelle Gellar
Jason Behr
William Mapother
Clea DuVall
KaDee Strickland
Grace Zabriskie
Bill Pullman
Rosa Blasi
Ted Raimi
Ryo Ishibashi
Yôko Maki
Yuya Ozeki
Takako Fuji
Takashi Matsuyama
Hiroshi Matsunaga
7 komentarzy:
Nie wiem po jaką cholerę robić kopie już istniejącego bardzo dobrego filmu "Ju-on". Powielanie i to z marnym skutkiem czegoś co już jest i jest bardzo dobre mija się z celem kompletnie. Zdecydowanie wolę wersję japońską.
Niezłe, ale zbyt podobne do "Ring" - takie moje pierwsze skojarzenie. Ja jestem bardzo wymagający co do filmów, a horrorów dużo oglądam i nie każdy jest straszny. Czasami się nudzę, czasami się nawet śmieję, ale się nie boję bo po prostu nie jest poziomu, którego oczekuje.
Kilka scen ma dobrych, ale jednak całość dość mizerna. Będąc wielkim fanem oryginalnych filmów Ju-On, jak również oryginalnego amerykańskiego remake'u, nie mogłem się doczekać tego. Ale moje podekscytowanie zniknęło od początkowej sceny, ponieważ The Grudge 2 szybko stało się przewidywalną i przyziemną kontynuacją. Typowa amerykańska kontynuacja, która niestety nie podążała za wyjątkową fabułą Ju-On 2.
Film całkiem dobry, ale nie lepszy niż wersja japońska. Nie rozumiem tego, że ktoś ocenia film po tym, że się np. nie bał. Strach to nie wszystko. Zawsze można wyłapać wiele cennego i niekoniecznie musi to być strach.
Bardzo dobra produkcja – Porządny horror, tak jak się wypowiadali poprzednicy podobny do the Ring czy straszniejszy? Kwestia subiektywna dla mnie porównywalny
Ja uważam, że to udany remake. Najważniejsze, że zachował klimat oryginału
Świetny horror i uważam, że remaki niczym nie ujmują japońskim oryginałom. Klimat jest jak najbardziej zachowany i naprawdę można się przestraszyć.
Prześlij komentarz