czwartek, 1 listopada 2018

Extra; Japonia (film krótkometrażowy)

I znowu będzie o krótkim metrażu. A nawet więcej - o teledysku. Pisanie o tej formie na stronie poświęconej horrorowi na pierwszy rzut oka może budzić zdziwienie, ale każdy kto miał okazję widzieć klip Chrisa Cunninghama do Come to Daddy Aphex TwinaFlorii Sigismondi do Beautiful People Marylina Mansona, Daniela Leviego do Freak; LFO czy dowolny teledysk Cradle of Filth przyzna, że wideoklipy potrafią sprawić, że poczujemy się nieswojo, a nawet nieźle przestraszyć. Czasem potrafią wręcz robić większe wrażenie niż ''typowe'' horrorowe shorty, a nawet pełne metraże.

Być może wynika to z ich muzycznego charakteru, z tego, że w połączeniu lub kontraście z dźwiękami, wokalem, tekstem działają znacznie silniej niż gdyby funkcjonowały same w sobie. Może wiążę się to z wpojonymi nam przez VIV-y i inne ESKI TV oczekiwaniami, które sprawiają, że po teledyskach po prostu nie spodziewamy się dyskomfortu i niesamowitości i bywamy złapani z zaskoczenia. W każdym razie o strasznych klipach warto pisać tak, jak o każdej innej odmianie horroru. Ja na początek postanowiłem ''wziąć na warsztat'' teledysk łączący horror z moimi dwiema innymi fascynacjami - anime i cyberpunkiem.

Co ciekawe, klimaty muzyczne do jakich należy ilustrowana piosenka zwykle nie znajdują się w centrum moich zainteresowań. Ken Ishii, japoński DJ, kompozytor i producent okazał się jednak kolejnym, obok m.in. wspomnianego LFO, twórcą techno, który pokazał mi, że ten gatunek bywa ciekawszy i bardziej złożony niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Zwłaszcza kiedy występuje w tak psychodelicznym wydaniu jak u Ishiiego, którego muzyka nie bez powodu została wykorzystana w eksperymentalnych, ''gnących psychikę'' grach LSD: Dream Emulator i Rez. W tym konkretnym przypadku to jednak nie sam utwór, jak na tego kompozytora spokojny i mało dziwny, jest głównym czynnikiem ryjącym widzowi mózg. Są nim obrazy serwowane przez Kojiego Morimoto, arcymistrza surrealistycznego anime, znanego jako twórca m.in. Noisemana Sound Insecta i segmentu Nawiedzony dom z Animatrixa. W krótkim, trwającym trzy minuty i czterdzieści dziewięć sekund teledysku reżyser dał pełny upust swojej drapieżnej i rozbuchanej wyobraźni tworząc jedną z najbardziej niepokojących i delirycznych rzeczy jakie zdarzyło mi się widzieć.

Kwestia fabuły jest cokolwiek skomplikowana, z jednej strony klip jest bowiem głównie feerią niejasnych, brutalnych, halucynacyjnych scen, z drugiej daje się jednak zauważyć pewną linię fabularną, która pod koniec staje się całkiem wyraźna. Jednak w momencie kiedy zaczyna się robić nieco bardziej ''normalnie'' i kiedy ma nastąpić kulminacja... teledysk niespodziewanie się kończy. To nagłe urwanie i problem z powiązaniem ze sobą poszczególnych obrazów i wątków sprawiają, że bardzo wielu widzów bierze krótkometrażowe dzieło Morimoto za część większej całości, myśli, że zostało ono zmontowane z fragmentów dłuższego anime, jak teledysk do King of My Castle Vanduum Project wykorzystujący sceny z Ghost in the Shell. Tak jednak nie jest - w tym wypadku, wbrew temu co można gdzieniegdzie przeczytać, nie ma żadnej pełnej ani chociaż dłuższej wersji, klip został pomyślany specjalnie by sprawiać wrażenie wyjętego z większego kontekstu, specjalnie został urwany bez rozwiązania i wyjaśnienia, tak, jak nagle i bez wyjaśnienia urywają się sny.

A jest to wyjątkowo dziwny i opresyjny sen. Już pierwszym co widzimy jest człowiek w kałuży krwi, którego grupa postaci wyglądających na członków jakiegoś młodocianego gangu pompuje gazem, jeden z nich jest też w trakcie odpalania piły łańcuchowej przy genitaliach ofiary. Te sadystyczne dzieciaki (a może to mutanci, cyborgi albo roboty tylko przypominające dzieci?) będą przewijać się przez cały teledysk, wraz ze swoimi doroślej i mniej ludzko wyglądającymi kolegami grasując po ulicach futurystycznej metropolii, mordując i torturując przypadkowe ofiary. Najbardziej niesamowita z tego zwyrodniałego grona jest kobieta-robot, będąca głównym powodem dla którego zaliczam Extra do horroru. Pojawiająca się krótko po wspomnianym początkowym ujęciu wielonożna postać z obłąkanym uśmiechem, z przytroczonym robocim dzieckiem, w jednej ręce trzyma parasolkę, a w drugiej wielki nóż, którego używa z zamiłowaniem. Przemierza boczne uliczki i zaułki polując na ludzi, aż spotyka godnego siebie przeciwnika w zupełnie niespodziewanej formie. Po tym epizodzie klip zaczyna się koncentrować wokół tajemniczego bohatera na latającym motocyklu (jak wynika z wywiadów z twórcami, jest to sam Ken Ishii jako cyberpunkowy wojownik), który pędzi przez miasto by wymierzyć oprawcom sprawiedliwość i na końcu stanąć twarzą w twarz z ich dosłownie ''steampunkowym'' hersztem. Co jednak mają z tym wszystkim wspólnego jakieś eksperymenty sprawiające, że ludzie topią się jak zegary z obrazów Salvadora Dali? Co ma z tym wspólnego ludzkie oko i tkanki mutujące na szklanej płytce, co ma wspólnego widmowa kobieca postać materializująca się wśród dźwigów/szubienic? Czy postać na sedesie z przytroczonym do głowy ustrojstwem oznacza, że to wszystko tylko wirtualna rzeczywistość, gra, w której bierze udział bohater? Mówiłem, że będzie dziwnie:)

I nie jest to tylko kwestia onirycznej fabuły-nie-fabuły, ale nawet bardziej samej realizacji, charakterystycznej kreski Morimoto, kolorów, które kontrastują z pokazywaną nam przemocą, ale które potem stają się totalnie ''kwaśne'' i psychodeliczne. Kwestia stroboskopowych efektów upodabniających podróż bohatera przez miasto do słynnej podróży Bowmana przez wszechświat w Odysei kosmicznej, rytmu i montażu, sprawiających, że można naprawdę odnieść wrażenie, że widzimy czyjeś rwane, nieprzyjemne wizje. Wszystko to składa się na wrażenie wszechogarniającego delirium, dusznego koszmaru utkanego z obrazów znanych z Akiry i innych cyberpunkowych klasyków anime, lęków przed maszynami i społeczną degeneracją i przypadkowych rozbłysków narkotycznej wyobraźni.

Możliwe, że na części z Was teledysk Morimoto nie zrobi aż takiego wrażenia jak na mnie, nie będzie ani tak niepokojący, ani udany w oddaniu poczucia wyobraźni, która wyrwała się spod kontroli. Dla mnie jednak na zawsze pozostanie majstersztykiem, jednym z najlepszych i najbardziej niesamowitych klipów jakie widziałem. I chyba nigdy nie pozbędę się cichej nadziei, że reżyser jednak zmieni zdanie i kiedyś nakręci jeszcze dłuższą wersję.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹👹 9/10


Reżyseria:
Koji Morimoto

Scenariusz:
Koji Morimoto

Rok produkcji:
1995

Autor: Łukasz Grela



1 komentarz:

AnimeFan pisze...

A tego cudeńka nie widziałem. Szukam.