środa, 6 marca 2019

Shin Gojira (aka Shin Godzilla/Godzilla Resurgence); Japonia

Kiedy po raz pierwszy otrzymałam newsa odnośnie rozpoczynających się prac nad nową wersją Godzilli, byłam uradowana, jak małe dziecko! Dodatkowo radość moją podsycał fakt, że będzie to wersja japońska, a jak wiemy - te historie z Kraju Kwitnącej Wiśni opowiadające o przerośniętym morskim jaszczurze nie mają sobie przecież równych! Założę się, że pewnie niejednemu kinomaniakowi szybciej serducho zabiło, bo któż nie zna Godzilli?! Już pierwszy film z 1954 roku, zatytułowany Godzilla (reż. Ishiro Honda) sprawił, że miliony widzów po prostu zakochały się w tym fikcyjnym gigantycznym potworze. 
Dziś istnieje przeszło 30 filmów, które bezpośrednio nawiązują do postaci Godzilli, a oprócz tego znanych jest też kilkanaście produkcji, z którymi Godzilla w jakiś sposób jest powiązana. Oczywiście największą popularnością cieszą się filmy wyprodukowane w Japonii głównie przez wytwórnię Toho. Amerykańskie hybrydy nie zdobywały już takiej popularności, aczkolwiek i one mają swoich wiernych fanów. Jakby jednak nie było, ja jestem zwolenniczką wersji ,,skośnookich'', dlatego też z tak wielkim entuzjazmem...ba - z wypiekami na twarzy zasiadłam do najnowszego obrazu, który wyszedł spod ręki Hideaki Anno.

Z nieznanych powodów dochodzi do wypadków w tunelach stanowiących część płatnej drogi Tokyo Wan Aqua-Line, co skutkuje zwołaniem nadzwyczajnego posiedzenia. Niezwłocznie po wspomnianej katastrofie pojawia się ogromna kreatura, która niszczy miasto po mieście, zatrzymując się ostatecznie w stolicy Japonii. Tajemniczy, gigantyczny organizm nazywany jest Godzillą. Japonia pogrąża się w chaosie. 

Tak naprawdę najnowsza odsłona Godzilli jest remake'm oryginalnego wspomnianego już filmu z 1954 roku. Mimo, iż ów film oglądałam już dosyć dawno, to jestem skłonna stwierdzić, że Anno doskonale wywiązał się ze swojego zadania i dał nam tak naprawdę całkiem wierną kopię pierwotnej historii o wielkim potworze. Jak dokładniej wypada najnowsza wersja? O tym już poniżej...
Kiedy studio Toho ogłosiło, że zamierza zrealizować kolejny film o Godzilli, fani gatunku monster movie zaczęli się zastanawiać jak będzie ta nowa wersja o przerośniętym jaszczurze wyglądać i jak właściwie będzie się mieć do legendarnego już pierwowzoru. Kiedy tylko pojawiły się pierwsze zdjęcia Godzilli z filmu Hideaki Anno, wszyscy byli zszokowani wyglądem potwora. Dlaczego? Ano dlatego, że jaszczur wyglądał na poranionego i bardzo agresywnego. To bardzo różniło się od wyglądu, jaki prezentowany był nam we wcześniejszych filmach. Czy okazało się to jakimś minusem? Oczywiście nie. Film jest zrobiony bardzo efekciarsko i każda niemal scena sypie efektami specjalnymi, dlatego też i nasza Godzilla efekciarsko wygląda.
Mimo, iż zrobiona z rozmachem w nowoczesnym wydaniu, tak naprawdę historia odwołuje się do pierwotnych korzeni, czyli energii nuklearnej. Nasz potwór jest nią nafaszerowany do szpiku kości, o czym będą się mieli okazję przekonać bohaterowie w finalnej scenie.
Postać samego Godzilli też uległa zmianie i to nie tylko pod względem tego, jak jest ukazana - o czym szybciej wspomniałam - ale też z uwagi na to, że w poprzednich wersjach filmowych, potwór ten był gumowym kostiumem, który nakładał na siebie aktor (tu niezastąpiony Haruo Nakajima). W filmie Anno, Godzilla został stworzony dzięki efektom CGI i wyszło mu to zdecydowanie na dobre. Od razu też widać, że Japończycy nie patyczkują się i właściwie od samego początku trwania filmu, ładują nam Godzillę pod sam niemal nos. Potwór wychodzi z wody (tak, tak - pierwotnie jest stworzeniem morskim, który dopiero w późniejszym czasie adaptuje się do życia na lądzie) i szarżuje prosto przez japońskie miasta, równając je z ziemią, a przerażonych Japończyków doprowadzając do palpitacji serca. W tym właśnie momencie, postać potwora ukazuje swój słaby punkt. Chodzi mi dokładniej o wygląd w momencie adaptacji, przystosowania się do poruszania na lądzie. Potwór wygląda co najmniej śmiesznie i gdy go zobaczyłam z moich ust wyrwało się głośne: ,,What the fuck?!'' Na szczęście nie trwało to długo, gdyż już niebawem jaszczur wyewoluował w postać lądową. Teraz to już nikomu do śmiechu nie było. Teraz można się było już naprawdę bać.
W tym momencie rozpoczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. Efekty porażają, ale oczywiście w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. Chodzi mi głównie o sceny, kiedy Godzilla odpala swój filetowy promień zarówno z paszczy, jak i grzbietu. Destrukcja jest totalna...

Cała fabuła Shin Gojira opiera się właściwie na niszczeniu przez jaszczura japońskich miast oraz debatach sztabu kryzysowego, jak zapobiec całkowitej destrukcji ich kraju, w jaki sposób unieszkodliwić Godzillę, itp. itd... Niekiedy te gadania są przynudnawe, ale na szczęście nie ma ich aż tak wiele, dlatego przebrniemy przez nie bezboleśnie. Właściwie całą naszą uwagę skupiają poczynania tej dwunożnej przerośniętej jaszczurki, którą ogląda się naprawdę znakomicie.

Od strony technicznej film też wypada całkiem porządnie: o efektach już wspomniałam - są miażdżące i zapierają dech w piersiach. Także muzyka robi na nas pozytywne wrażenie (za tą odpowiedzialny jest Shiro Sagisu) - z jednej strony odrobinę nostalgicznej nuty, by za chwilę usłyszeć nieco współczesnego brzmienia. Świetne połączenie! Aktorstwo też stoi na przyzwoitym poziomie. Bohaterowie są wiarygodni i wzbudzają w nas pewne emocje.

Nie dało się nie zauważyć, że Shin Gojira jest filmem dość mocno upolitycznionym. Widać ewidentnie, że pokazano tu stanowisko rządu japońskiego na arenie międzynarodowej. Nie obeszło się też bez nawiązań do II wojny światowej, dlatego widzom nie znającym sytuacji Japonii w czasie wojny, jaka miała miejsce w latach 1939-1945, zalecam zapoznać się chociaż ,,z grubsza'' z jej ówczesną polityką oraz sytuacją wojskową. Wyjaśni to zapewne wiele kwestii, które w filmie są poruszone i pewnie dla niejednego niezrozumiałe. I choć wydaje się, że właśnie ta problematyka wysuwa się tu na pierwszy plan, a Godzilla i jej efektowne popisy są jedynie drugoplanowe, to dla mnie jednak jest odwrotnie - mało co mnie interesowały dywagacje rządu japońskiego i jego działania, a bardziej głowę zajmowała mi sama Godzilla i jej poczynania.

Mimo, iż film trwa niemalże dwie godziny, to jak tylko pojawiły się napisy końcowe, byłam zawiedziona, że to już koniec. Film tak płynnie i miarowo się ogląda, że seans mija nam bardzo szybko. Reżyser zostawia nas z pewnym niepokojem, gdyż końcówka filmu nie wyjaśnia do końca, co tak naprawdę z tym naszym gigantycznym jaszczurem się stało.

Jak dla mnie film jest naprawdę bardzo dobry i wszystkie nagrody, jakie zdobył podczas rozdania Nagród Japońskiej Akademii Filmowej są w pełni zasłużone. Nie zniszczyły go efekty komputerowe. Ukazane tu z rozmachem, naprawdę wgniatają widza w fotel. Fabuła przejmująca i mimo, iż żal nam uciekających w popłochu ludzi, to jednak czujemy do tego przerośniętego monstrum jakąś sympatię. Mam nadzieję, że animowana odsłona będzie równie udana.
Miłego seansu Wam życzę.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹 7/10


Reżyseria:
Hideaki Anno
Shinji Higuchi

Scenariusz:
Hideaki Anno

Rok produkcji:
2016

Obsada:
Hiroki Hasegawa
Yutaka Takenouchi
Satomi Ishihara
Ren Osugi
Akira Emoto
Kengo Kora
Mikako Ichikawa
Jun Kunimura
Pierre Taki
Takumi Saitoh
Ken Mitsuishi
Kimiko Yo
Kyusaku Shimada
Shingo Tsurumi
Takashi Fujiki


8 komentarzy:

Norbert Bajor pisze...

Kiedy po raz pierwszy obejrzałem ten film, to byłem zaskoczony wyglądem potwora. Godzilla jakoś tak nie wygląda jak Godzilla, a początkowa jego odsłona jest śmieszna do bólu.
Ogólnie film obejrzeć się da, ale żeby jakoś powalił, to raczej nie.

Deicide666 pisze...

Ach to biedne Tokio...znowu w ruinach. Wbrew wszystkim opiniom, jakie do tej pory słyszałem, ja właśnie uważam, że Godzilla wyglądu naprawdę groźnie: olbrzymi, bezwzględny, zionący niszczącym wszystko ogniem i opierający się nawet najbardziej zmasowanym atakom wojska.
Ok, może w swojej początkowej fazie z tymi wyłupiastymi oczami wygląda dość śmiesznie, ale potem już nie zamierzam się czepiać, bo nie mam nawet czego. Film świetny! I Love Godzilla!!!!!

kyj1225 pisze...

Jak dla mnie to nie byla Godzilla tylko jakaś jej marna podróbka, bo niby to od kiedy ona strzela ogonem?? Według mnie słaby i nieautentyczny.

Martyna Kazimierczak pisze...

Kto kocha japońskie filmy o Godzilli, ten będzie zachwycony powrotem. Scena demolki Tokyo jest po prostu genialna. Furtkę do sequela otworzyli rewelacyjnie. Chcę więcej potworów!

Irek Bołądź pisze...

,,Według mnie słaby i nieautentyczny.'' kyj1225, a od kiedy Godzilla me być filmem autentycznym? Kiedykolwiek filmy z tym potworem były autentyczne? Naprawdę uważasz, że po Japonii biega taka przerośnięta gadzinka? :D

Anonimowy pisze...

Właśnie dziś przy piąteczku zamierzam obejrzeć :)

Adrian Manilski pisze...

Jak dla mnie to zdecydowanie za dużo polityki w tym filmie. Mam wrażenie, że cała fabuła skupiała się głównie na ministrach i ich debatowaniu czy wciągnąć USA w walkę z Godzillą czy też nie? Zamiast skupić się na samym potworze, którego tu wyjupiterowali, to Japończycy tym razem trochę przesadzili i tak naprawdę Godzilli nie poświęcili należytej uwagi. Szkoda.

Unknown pisze...

Ignorując powyższe wypowiedzi głębokości kałuży po mżawce, film jak najbardziej świetny w roli, którą z założenia spełnia. Bohater zbiorowy -sztab, nawet tag-line-y brzmiały Gojira kontra Japonia. Film ma na celu przedstawienie realne zachowanie państwa i organów :) świetnie to znam bo przez ostatnie 10 lat poruszałem się w takich gabinetach i na ile nie potrzebujemy Godzilli na tyle to zabawnie wygląda w prawdziwym życiu.