sobota, 3 października 2020

Bi Xian (aka Bunshinsaba); Chiny

Trzeba przyznać, że chińskie kino grozy w czasach współczesnych nie zdobywa już tak wielkiej popularności i uznania, jak w latach 80-tych, kiedy to królowały filmy grozy połączone z baśniowa oprawą i elementami sztuk walki. Być może dzieje się tak dlatego, iż współczesne chińskie horrory nie wyłamują się z konwencji ogólnie pojętego azjatyckiego horroru, w którym to - jak wszyscy doskonale wiemy - dominuje zazwyczaj duch mściwej kobiety, która szuka zemsty za swoją śmierć poniesioną z reguły w wielkim cierpieniu. 
Chińska groza poszła za topem japońskim i koreańskim, dlatego też i to kino grozy nie odznacza się jakąś wielką innowacyjnością. Uważam jednak, że nie ma co się czepiać, że jest tak, a nie inaczej, bo pomimo tego, że tematyka jest podobna, to jednak filmy z Japonii, Korei Południowej czy Chin właśnie mają swój specyficzny klimat i nawet jeżeli tematyka jest podobna czy wręcz taka sama, to zawsze dostrzeżemy jakieś różnice, które będą je od siebie odróżniać. 

Akcja filmu rozgrywa się w Pekinie, gdzie Xiao Ai - młoda pisarka próbuje przekonać swojego wydawcę do opublikowania jej powieści grozy. Niestety - bezskutecznie. Wkrótce kobieta dowiaduje się, że jej były mąż Qi Kun został zwolniony z więzienia i podjął się poszukiwań jej oraz jej syna - astmatycznego Xiao Xina. Zaprzyjaźniony z kobietą lekarz proponuje im schronienie w starym domu, na co Xiao Ai z chęcią przystaje. Wkrótce jednak zauważa, że zaczyna w nim dochodzić do dziwnych wydarzeń. 

Sam tytuł może nas zwieść, gdyż film koreańskiego reżysera Ahn Byeong-ki nosi taki sam tytuł, jak jego wcześniejszy horror z 2004 roku, którego akcja została usytuowana tym razem w Korei Południowej. Późniejsze powiązane historie, odnoszące się do tego horroru, pojawiły się już w Chinach, jak Bi Xian 2 (2013 r.) czy Bi Xian 3 (2014 r.). Bi Xian 2 zaś jest tak naprawdę remakiem koreańskiego Gawi  z 2000 roku. Pewnie wielu z Was teraz pomyśli: ,,co za pomieszanie z poplątanym''...tak, być może, ale jak widać koreański reżyser lubuje się w kontynuacjach swoich historii i powiem Wam, że jakkolwiek by to nie zabrzmiało - wypada mu to całkiem przyzwoicie - zarówno w wersji koreańskiej, jak i chińskiej).
Ahn Byeong-ki nazywany w Korei specjalistą od horroru, po sześcioletniej przerwie powrócił przetwarzając swoje wcześniejsze filmy grozy. W przypadku chińskich horrorów, da się jednak odczuć małą zmianę - chodzi mianowicie o budżet, który w tym wypadku był nieco uszczuplony. Oczywiście nie zawadziło to jakoś szczególnie na całości, ale nie ma co ukrywać, że jednak da się to zauważyć w kwestii wizualnej. Jest to jednak tak naprawdę jedyna różnica pomiędzy wersjami koreańską i chińską, bo właściwie oprócz tego, że aktorzy mówią po mandaryńsku, filmy te wyglądają tak samo: styl fotografowania obrazów, edycja, nawet muzyka czy też nieskazitelna garderoba - równie dobrze wszystko mogłoby być kręcone w Korei Południowej i pewnie nikt by się nie zorientował.
Fabuła Bunshinsaby z 2012 roku podejmuje kilka znanych już elementów fanom horroru azjatyckiego. Mam tu na myśli chociażby korzystanie z urządzeń technologicznych, które wykazują cechy nawiedzenia. Jest to nie tylko telefon, ale także drukarka i komputer, które pozornie posiadają własne umysły. Mimo wszystko całościowa fabuła tego horroru to typowa psychodrama - opowieść z upiornymi elementami nawiedzonego domu, do których zalicza się pojawianie się ducha z przeszłości głównym bohaterom: młodej pisarce oraz jej synowi.

Jest to produkcja kontynentalna, więc musi istnieć logiczne wytłumaczenie wydarzeń - co tak naprawdę nie jest złe pod względem dyscypliny twórczej, ponieważ wiele południowokoreańskich horrorów nie ma takiego rozwiązania. Jednak film nie jest pozbawiony mankamentów, bo to, czego mi w nim brakowało, to przede wszystkim brak pełnego poczucia zagrożenia w sensie kameralnym. Ahn pomysły ma naprawdę dobre, jeżeli chodzi o fabułę horroru, jednak wykonanie to już zupełnie inna bajka. Nie przypominam sobie, aby w filmie tym pojawiła się jakaś scena, która naprawdę by mnie przeraziła czy chociaż w minimalnym stopniu wystraszyła. Tu bez wątpienia rządzi tajemnica. Zdajemy sobie sprawę z tego, że coś złowrogiego kryje się w czeluściach starego ponurego domostwa, ale nie jesteśmy tego w stanie w całej krasie dostrzec. Dla jednych jest to oczywiście plus, gdyż podobna sytuacja ma miejsce chociażby w japońskich wersjach Ringu, ale dla innych - bardziej wymagających fanów grozy, Bunshinsaba może się jawić nawet jako horror przeciętny i po prostu nudny. Naprawdę uczucie strachu jest tu znikome.
Co ciekawe, za scenariusz odpowiedzialnych jest aż trzech scenarzystów. To skłania do przemyśleń, że mogli się oni bardziej postarać, aby przeciętnego (lub nietuzinkowego) widza przerazić, a wyszło, jak wyszło. Trudno.
Nie należy jednak skreślać tego filmu, gdyż dla fanów horroru mistycznego, będzie to prawdziwa perełka.
Jeżeli chodzi o aktorstwo, to bezapelacyjnie główną postacią jest tu Mei Ting, wcielająca się w postać Xiao Ai. Ta 37-letnia aktorka znana jest głównie z występów w dramatach, a jej rola w Bunshinsabie - pomimo, że główna, skupia się jedynie na graniu kobiety zdezorientowanej, a nawet szalonej.

Film w Chinach został wydany 12 lipca 2012 roku i już w przeciągu siedmiu dni od wyświetlania go zarobił około 5 mln dolarów, co świadczy może nie tyle o jego doskonałości, ale uważam, że bardziej o zapotrzebowaniu chińskich widzów (kinomanów) na tego gatunku filmy. Wszak niegdyś horror filmowy był w Chinach bardzo ceniony. Widać, że w tej kwestii się raczej niewiele zmieniło. Tak duże dochody sprawiły, że koreański reżyser postanowił kontynuować historię jeszcze w dwóch częściach. Czy były one równie ciekawe i udane? O tym już innym razem...

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹 5/10

Reżyseria:
Ahn Byeong-ki

Scenariusz:
Liu Han
Li Han
Li Wei

Rok produkcji:
2012

Obsada:
Mei Ting
Wu Chao
Ma Shuliang
Zhu Jiangdi
Gao Xinyu
Guo Jingfei


3 komentarze:

Edgar pisze...

Mizerny to film. Zero strachu, zero napięcia. Jakiś taki nijaki. Naprawdę nic specjalnego i szkoda na niego czasu.

Bartek Skolimowski pisze...

Ten film to kompletne nieporozumienie. O ile koreańską wersję można śmiało obejrzeć, o tyle tą naprawdę nie warto zawracać sobie głowę. Atmosfera jest ospała i nie potrafiłaby wzbudzić zainteresowania nawet w umarłym. W ogóle cała fabuła jest jakaś nijaka. Niby jest dziwny dom, w którym straszy...no właśnie - straszy? Czy aby na pewno? Ja tam nie czułem żadnego strachu, nawet jakoś specjalnie nie byłem całością zaciekawiony. Jeżeli ktoś lubi senne filmy, to pewnie ten się spodoba, a jeżeli ktoś czeka na ghost z prawdziwego zdarzenia, to srodze się zawiedzie.

Ore Oli pisze...

Czy film można znaleźć z lektorem pl albo napisami?