środa, 14 grudnia 2022

Chi o sû nendo (aka Vampire Clay/Gliniany demon); Japonia

     Fani horrorów lubią wmawiać sobie, że widzieli już wszystko. Ale potem pojawia się coś takiego jak Vampire Clay i zblazowany fan horrorów zdaje sobie sprawę, że nie -  wciąż jest mnóstwo zupełnie nowych horrorów do odkrycia. Szczerze mówiąc, nie bardzo wiedziałam czego się spodziewać po tym filmie, ale już bardzo szybko okazało się, że dostałam surrealistyczną produkcję z wieloma elementami horroru ciała. Jednak początkowy opis fabuły o przeklętej glinie, która terroryzuje uczniów wiejskiej szkoły artystycznej, skutecznie ostudziła mój zapał do seansu. Zaczęłam się też zastanawiać czy slogan: ,,sztuka tak zła, że zabija'' może być odniesieniem do samego filmu? Dodatkowo dość niskie noty też nie napawały optymizmem. Postanowiłam jednak dać mu szansę i nie żałuję, gdyż film ten - mimo iż nieco kiczowaty - okazał się całkiem miłym spędzeniem czasu.  Dodatkowo nie ma co ukrywać, że widać tu odwołania do klasyków takich jak: Alien (1979) czy The Thing (1982). Ma to sens biorąc pod uwagę rozwój wydarzeń. 
W pierwszym akcie Vampire Clay gliniany język ślizga się po podłodze i zjada chomika. Dziwne? Poczekajcie, potem robi się tylko dziwniej...

Kaori, po zakończeniu edukacji w Tokio, postanawia uczęszczać na zajęcia plastyczne do Aina Academy - wiejskiej szkoły plastycznej, gdzie wkrótce staje się bardzo popularna. Pewnego dnia w pobliskim ogrodzie zostaje znaleziony worek z gliną, którą dziewczyna postanawia użyć do stworzenia swojej rzeźby. Wkrótce okazuje się, że glina należała niegdyś do artysty, który zginął w dziwnych okolicznościach. Kaori nie zdaje sobie sprawy, że ten pozornie zwykły materiał jest śmiertelnie niebezpieczny. 

Do tej produkcji na pewno trzeba podejść z przymrużeniem oka. Momenty, w których glina ,,ożywa'' (jakkolwiek dziwacznie to zabrzmi), są tak absurdalne, że niekiedy sami z niedowierzaniem przewracamy oczami. Wszystko zaczyna się w momencie, kiedy bohaterka dodaje do gliny wody, aby ją nieco uelastycznić. Tej samej nocy gliniana rzeźba się porusza. Sięga po brzytwę, którą następnie chowa w swojej formie, aby niczego nie podejrzewający uczeń mógł się nią skaleczyć. A kiedy cięcie jest wykonane, krew wsiąka w glinę nienaturalnie szybko. Płyn jest potrzebny, aby glina była elastyczna, ale wydaje się, że to krew sprawia, że ​​jest głodna. Pewnej nocy, kiedy jedna z uczennic zostaje do późna, aby samotnie pracować nad swoim projektem, glina atakuje ją i wgryza się w nią swoimi glinianymi zębami. Rozpoczyna się dziwna walka, na przemian obrzydliwa i zabawna, gdy glina robi z dziewczyny swoje jedzenie.

Jeśli to wszystko brzmi absurdalnie, to dlatego, że tak jest. Pomimo dość groteskowej oprawy wizualnej i scenariusza pozbawionego humorystycznych dialogów, jestem przekonana, że reżyser Umezawa zamierzał ten film uczynić na wpół komediowym. Potwór jest paskudnym tworem, który zaraża swoje ofiary i sprawia, że ​​ich ciała są podatne na formowanie i przypominają glinę. Prawdziwa forma stworzenia jest trochę jak dziecko Eraserhead. Większość filmu to powolne docieranie do świadomości uczniów Aina Academy, że ​​jest wśród nich potwór, a piekielnie niebezpieczna glina zabiera jednego po drugim. Podczas seansu ma się nieodparte wrażenie, że film powstawał w dziwacznym umyśle artysty plastyka, który zafascynowany był The Thing Carpentera. Oczywiście jest to komplement w stronę Vampire Clay, gdyż niektóre sceny ogląda się naprawdę świetnie i wiele scen jest wręcz szalonych, co niejednokrotnie wzbudzało mój entuzjazm. Nie chcę psuć najlepszych momentów ze stworzeniami – ponieważ to one są prawdziwym powodem, dla którego warto obejrzeć ten film – ale sądzę, że fani filmów o potworach i miłośnicy horroru ciała znajdą tutaj kilka niezapomnianych chwil. Biorąc to wszystko pod uwagę, Vampire Clay wydaje się zawierać tyle samo humoru, co horroru. Jednak zamiast być czarną komedią, film odtwarza każdy niedorzeczny kawałek z ściśle kamienną twarzą i właśnie dlatego tak dobrze się sprawdza.

Film jest słabo nakreślony i pomimo szaleństwa na ekranie jakoś nie tak ekscytujący, jak mogłoby się wydawać. Postacie są dość nijakie, a sami twórcy dokonują dziwnych i nie do końca zrozumiałych wyborów dotyczących tego, kogo i kiedy zabić. Na przykład jedna postać z rzeczywistą historią opuszcza film przed ostatnim aktem, ale ktoś inny, który był głównie graczem drugoplanowym, zostaje do końca. Całkiem fajnie wygląda scena zabójstwa głównej bohaterki w nawiązaniu do samego horroru (czytaj: jest efektowna), ale nie jest to jakimś wielkim plusem, skoro odbywa się ona kosztem utraty jednej z kluczowych postaci filmu. Niestety brakuje mi tu również ścieżki dźwiękowej, która mogłaby wspierać szalone efekty wizualne, a tu klops...

W połowie filmu dochodzi do momentu, w którym poznajemy historię powstania glinianego potwora. Niestety, jego powstanie nie jest tak szalone, na jakie ta postać by zasługiwała. Okazuje się bowiem, że tytułowy gliniany demon jest efektem pracy szalonego i niedocenianego artysty, który dosłownie ,,włożył'' własną krew w postać przez siebie stworzoną, a potrzeba zemsty ożywiła go. 

Vampire Clay ma całkiem fajnego nowego potwora, ale nie jest to świetny film. Mimo wszystko z przyjemnością polecę ją ciekawskim widzom, zwłaszcza tym, którzy są fanami horrorów szukającymi czegoś innego. To nie jest straszny horror, ale publiczność powinna śmiać się z niedowierzania. Polecam!


MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹 5/10

Reżyseria:
Soichi Umezawa

Scenariusz:
Soichi Umezawa

Rok produkcji:
2017

Obsada:
Ena Fujita
Asuka Kurosawa
Yuyu Makihara
Ryo Shinoda
Momoka Sugimoto
Kyoka Takeda
Kanji Tsuda