czwartek, 22 grudnia 2022

Temple (aka Świątynia); USA/Japonia

 

Zawsze, kiedy zasiadam do napisania recenzji oglądając film, robię zazwyczaj notatki w programie Microsoft Word. Są to z reguły luźne przemyślenia na temat danych scen, punkty fabularne czy poszczególne akapity dotyczące charakterystycznych scen z filmu, które najbardziej utkwiły mi w pamięci. Zazwyczaj po zakończonym seansie wyłania się obraz 3-4 stron moich wywodów. W przypadku Temple było zupełnie inaczej. Kiedy film się już zakończył, miałam napisane niewiele, a właściwie nic: ledwie kilka linijek kilku zdań...
Ten horror wyreżyserowany przez Michaela Barretta (w jego debiucie reżyserskim), to międzynarodowa koprodukcja między Stanami Zjednoczonymi a Japonią. Nie jest to żaden amerykański remake, ale typowo zachodnia produkcja, która swoją fabułę odnosi do azjatyckiego folkloru, w tym wypadku japońskiego. Nie przez przypadek wybrałam ten film, gdyż będzie on ,,otwierał'' nową sekcję na blogu: ,,Azjatycka groza w zachodnich filmach''. 


Kate jest studentką uniwersytetu studiująca religię porównawczą. Pewnego razu zaprasza swojego przyjaciela Chrisa, który dochodzi do siebie po stracie brata, na wycieczkę do Japonii. Dziewczyna zamierza zwiedzić i sfotografować lokalne świątynie. Do przyjaciół dołącza chłopak Kate - James. Chris, który trochę mówi po japońsku jest tłumaczem, kiedy przybywają do Japonii. Po zwiedzaniu zatrzymują się w księgarni, w której Kate znajduje księgę na temat japońskiego folkloru. Intryguje ją zwłaszcza przedstawiona w niej świątynia. Kiedy Chris próbuje kupić książkę, właścicielka nagle odmawia jej sprzedaży i zamyka sklep...

Napisany przez Simona Barretta, twórcę remake'u Blair Witch i V/H/S, i wyreżyserowany przez jego brata Michaela, horror Temple obejmuje gatunek found footage, dodając do tego garść japońskiego folkloru. 
Ok, to co takiego jest w tym filmie, że wszyscy się go tak przestraszyli? Wszystko zadziałało trochę podobnie, jak było w przypadku The Blair Witch Project (1999). Okazało się bowiem, że w świątyni, którą bohaterowie odwiedzili, mieszkał kiedyś mnich. Został on zabity przez miejscowych, gdyż w czasie, kiedy zamieszkiwał on świątynię, zaginęło kilkoro dzieci bawiących się na pobliskim wzgórzu. Ocalał tylko jeden chłopiec, który wrócił do wioski trzymając swoje oczy w dłoniach. Zakładam, że ,,normalny'' turysta słysząc coś takiego, odwróciłby się na pięcie i pomaszerował w odwrotnym kierunku, ale tego nie czynią nasi bohaterowie, którzy za wszelką cenę chcą się dostać do ów złowrogiej świątyni. No cóż, Kate i Jamesowi nie ma się co dziwić, gdyż Chris nawet nie pofatygował się, aby poinformować swoich współtowarzyszy o tym makabrycznym fakcie (tylko Chris rozmawiał z miejscowym, który mu tą historię wyjawił). Idąc więc dalej, udają się do tajemniczej świątyni, strzeżonej przez zmiennokształtną mitologiczną kreaturę Kitsune, a docierają tam dzięki pomocy miejscowego chłopca imieniem Seite. 
Ogólnie początek filmu jest całkiem ciekawy, dowiadujemy się o ciekawej historii regionu, o lokalnym folklorze i tajemniczych wydarzeniach, jakie rozegrały się przed laty. Stopniowo budowane jest napięcie, gdyż to, co wydaje się niewinną wycieczką do pięknych zakątków Japonii, wkrótce staje się walką o przetrwanie, a bohaterowie stają oko w oko z czymś, czego kompletnie nie rozumieją. Kiedy docierają oni do wspomnianej wioski, czuć, że coś mrocznego wisi w powietrzu. Niestety, wszystko ulega zmianie, kiedy Kate, James i Chris docierają do świątyni. Tu wszystko już leci na łeb, na szyję. 

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to ukazanie Kitsune, która tu jest pokazana jako zły demon z ogromnymi szponami, która ściga trójkę bohaterów, aby ich uśmiercić. W japońskim folklorze istota zwana Kitsune, to raczej nieszkodliwe stworzenie przypominające lisa, które ludziom krzywdy nie robi. Oczywiście, istnieją dwa rodzaje Kitsune: Yako i Zenko. Ten pierwszy może być niebezpieczny dla mężczyzn, których może opętać i sprowadzić na nich choroby. Zenko, to istoty opiekuńcze, wypełniające wolę bóstw. Więc wygląda to tak: dziewięcioogoniasty lis ryżowy jest przyjaznym stworzeniem, które może zmienić swój kształt w człowieka, ale nigdy nie jest tak naprawdę wrogi… czasem psotny, ale ogólnie całkiem życzliwy. Takie zakłamane ukazanie Kitsune jest tu największym problemem i zdając sobie sprawę, jak twórcy potraktowali tą jedną z najważniejszych istot japońskiego folkloru, zaczęłam być mocno niezadowolona. Drugim wielkim mankamentem tego horroru jest fakt, że kiedy przyjaciele docierają już do świątyni, to potem nie dzieje się nic, co mogłoby nas przerazić: Chris skręca (bądź łamie) nogę, zostawszy wciągnięty pod podłogę w świątyni (potem zostaje zaatakowany przez upiory zaginionych chłopców wychodzących spod podłogi), James ucieka w ciemny las i dopada go Kitsune, a Kate przepada w starej kopalni. I właściwie na tym koniec. 

Odniosłam wrażenie, że w drugiej części filmu, twórcom albo zabrakło czasu albo funduszy albo zainteresowania, aby doprowadzić całą fabułę do konkretnego i logicznego końca. Zamiast tego, dostaliśmy kompletnie niejaką historię bez ładu i składu, przewidywalnych bohaterów, zupełny brak logiki w końcowych wydarzeniach, zakłamaną historię bazującą na japońskich wierzeniach. Dodatkowo cała historia nie ma właściwie konkretnego przesłania i nie bardzo wiadomo, o co w niej tak naprawdę chodziło. Co było głównym założeniem twórców, aby ten film w ogóle stworzyć? To wszystko sprawia, że Temple nie jest dla mnie dobrym horrorem. Ostatnie dziesięć minut filmu jest przypadkowe do tego stopnia, że ​​wydaje się być zbudowane w całości z materiału dostępnego w montażowni, w przeciwieństwie do z góry ustalonego planu zakulisowego. Losy postaci zawisły w powietrzu, a ich historie pozostają niewyjaśnione.
Czy są tu jakieś plusy w ogóle? Hm, może jedynie sprawna kinematografia i elementarne zrozumienie podstawowych zasad tworzenia filmów i na tym koniec.

Cokolwiek mieli w głowie twórcy tego filmu, zanim zaczęli go tworzyć, nie jest tym czym Temple się stała. Nie wiem, co było zamierzone, ale stało się to jednowymiarową mieszanką „znalezionych materiałów”, zabobonnego biadolenia i dramatu międzyludzkiego, który kurczy się i umiera bez rozsądnej interakcji ze sobą.
Niewdzięczny pod niemal każdym względem, jaki można sobie wyobrazić, horror Temple ma przynajmniej tyle dobrego w sobie, że jest tak nieistotnym filmem, aby o nim długo pamiętać. Miał potencjał, ale z niego zrezygnował.

MOJA OCENA:
👹👹👹 3/10

Reżyseria:
Michael Barrett

Scenariusz:
Simon Barrett
Neal Edelstein
Shinya Egawa

Rok produkcji:
2017

Obsada:
Logan Huffman
Natalia Warner
Brandon Sklenar
Naoto Takenaka
Asahi Uchida
Mei Kurokawa
Yoshi
Hisashi Miyazawa
Miho Tamaki
Seiko Chiba
Yoshimi Tachi
Sawa Masaki
Yuki Sanjo
Chiaki Hiratsuka
Yamato Tazawa
Makita Sports
Kanji Furutachi
Miwako Sento






7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Film totalnie nijaki. Pomysł był jak najbardziej ok, ale chyba twórcy się pogubili, bo tak naprawdę potem jak bohaterowie dotarli do tej świątyni, to nie bardzo było wiadomo o co tak naprawdę chodzi w tym filmie. Co, po co i dlaczego? Nudy.

Anonimowy pisze...

Słaby, żeby nie rzec, że totalnie mizerny.

Norbert Bajor pisze...

''Świątynia'' nie jest straszna, trzymająca w napięciu ani interesująca i prawdopodobnie jest to jeden z najgorszych filmów z 2017 roku.
Kiedy myślisz, że wydarzy się wreszcie coś ciekawego, film się nagle kończy, co jest dla wodza nawet ulgą biorąc pod uwagę, jak okropny jest to film. Jednym słowem nudny, nieciekawy, przewidywalny i absurdalny.

Kaśka pisze...

Film nie robi wrażenia. Faktycznie, zanim się coś zacznie to już się kończy. Może klimat był niezły ale wykonanie i fabuła to już kompletny dramat. Pomysł był dobry ale wykonanie bardzo złe

Martyna Kazimierczak pisze...

DLACZEGO żaden film nie może po prostu mieć przyzwoitego zakończenia i wyjaśniać fabułę? Nic nie zrozumiałam... nawet nie wiem kto żyje a kto nie żyje...
Zaczyna się OK, rozwija się OK… ale czasem trzeba wytłumaczyć publiczności, dokąd to wszystko zmierza… nudne i zmarnowane prawie półtorej godziny mojego życia

Klaudiusz pisze...

Po prostu słabo. Nawet baaaardzo słabo :/

Deicide666 pisze...

Klimat fajny, ale wykonanie już dużo gorsze. Aktorzy drętwi i sztywni jak pal Azji, fabuła niekiedy zupełnie nielogiczna i jedynie ciekawe zdjęcia mogą przykuć uwagę, choć fakt, że większość wydarzeń rozgrywa się w nocy, przez co widać niewiele sprawia, że tylko na krótką chwilę nacieszymy oko japońskimi krajobrazami.