Od czasu podziału Korei Północnej i Południowej, Korea Północna produkuje filmy głównie za pośrednictwem Koreańskiego Studia Filmowego, które znajduje się w Pjongjangu. Kiedy w 1954 roku swoją światową sławę zdobył Godzilla w reżyserii Ishirō Hondy, niemalże każdy kraj na świecie chciał mieć swojego potwora. Ameryka miała swojego King Konga, a Godzilli pozazdrościła także Korea Północna, która w 1985 roku stworzyła jeden z najbardziej niesławnych filmów w stylu Godzilli. Mowa o Pulgasari, którego wyreżyserował Shin Sang-ok, reżyser porwany z Chin przez północnokoreańskich agentów. Film został częściowo nakręcony w Pekinie, a przyszły przywódca Korei Północnej - Kim Dzong Il był ściśle zaangażowany w realizację filmu.
Feudalna Korea. Zły król, świadomy ryzyka chłopskiej rebelii, odbiera ludziom wszystko co może służyć im za broń, wliczając w to narzędzia rolnicze i przyrządy kuchenne. Po pewnym czasie zwraca ludziom ich własność, lecz represje nie ustępują. Jedną z ofiar króla jest stary kowal - pojmany i zagłodzony na śmierć. Król nie zdaje sobie sprawy z tego, że kowal, posiadający magiczną wiedzę, stworzył Pulgasari - podobnego do Godzilli stwora, który żywi się żelazem. Krew córki kowala ożywia i przyzywa potwora, który staje po stronie biednych i wygłodzonych chłopów walczących z monarchią.
Pulgasari (czy też Bulgasari), to legendarne stworzenie z mitologii chińsko-koreańskiej i oznacza ,,niemożliwy do zabicia''. Jego wygląd przypomina humanoidalnego Minotaura o szarej skórze i muskularnym ciele. Ma długie rogi i ciemne futro pokrywające jego ciało. Wydaje się, że jego brzuch jest także chroniony płytami złotej zbroi.
Sądzę, że niewielu z Was oglądało jakiekolwiek filmy z Korei Północnej, a już na pewno nie takie o zabarwieniu grozy (jeżeli można tak to ująć). Ja również niewiele wiedziałam o kinematografii z tego azjatyckiego kraju. Wszystko się zmieniło, kiedy wpadła mi w ręce książka mojego znajomego śp. Krzyśka Gonerskiego - Strach ma skośne oczy. Azjatyckie kino grozy, w której ostatni rozdział poświęcony jest właśnie północnokoreańskiemu kino grozy. No cóż, byłam nieco zaskoczona, ale nie samym faktem, że w ogóle tworzy się tam jakiekolwiek filmy, bo to było raczej oczywiste (pomijając problem ich dostępności na Zachodzie), ale faktem, że mieszkańcy północnej części Korei pokusili się także o swoje monster movie. Byłam szalenie ciekawa, jak ten film wypadnie i w końcu udało mi się tą ciekawość zaspokoić.
Pierwsze, na co trzeba zwrócić uwagę oglądając ten film, to fakt, że powinniśmy rozważyć pewne rzeczy. Przede wszystkim uważam, że film wysyła subtelny komunikat o kapitalizmie, biorąc pod uwagę samego potwora, jako złe aspekty kapitalizmu. Można go odczytać jako celową krytykę Kim Dzong Ila przez porwanego reżysera, ale można go również odczytać jako bardziej bezpośrednie ostrzeżenie przed niszczycielskimi skutkami wojny. Godzilla reprezentowała niebezpieczeństwa testów nuklearnych przeprowadzanych w Japonii w latach 50., biorąc pod uwagę, że był złośliwym potworem niszczącym Tokio. Pulgasari w inny sposób reprezentuje nowo odkryte poczucie „kapitalizmu”, który obala poprzednie reżimy, ale ostatecznie żąda zbyt wiele od rolników. Potwór kończy jako zagrożenie, które faktycznie zmusiłoby rolników z filmu do wojny z resztą świata i ostatecznie musi zostać zniszczony. Niezależnie od politycznych intencji, Pulgasari jest fascynującą ciekawostką, zaprojektowaną w taki sposób, aby był zrozumiały przez widzów spoza Korei Północnej jako potencjalna wizytówka rodzącego się krajowego przemysłu filmowego.
No dobrze, teraz przyjrzyjmy się efektom specjalnym. Nie ma co ukrywać, że Pulgasari to film niskobudżetowy, więc jakiegoś wielkiego szału tu nie będzie. Mimo wszystko jednak reżyser stanął na wysokości zadania, gdyż...udało mu się namówić ludzi pracujących nad efektami do Godzilli, w związku z czym sam potwór wygląda całkiem nieźle. Ba! Śmiem nawet stwierdzić, że wygląda świetnie i nawet lepiej niż niektóre japońskie kostiumy kaiju. Bardzo podobała mi się ,,dziecinna'' wersja potwora. Wygląda on wówczas naprawdę uroczo i przypomina niezdarnego syna Godzilli - Minillę. Te momenty dodają filmowi lekkości i przyjemności. Pulgasari nas nie zawodzi. Bardzo efektownie wygląda też zniszczenie budynków. Na tej podstawie mogę stwierdzić, że zespół od efektów specjalnych wykonał swoją pracę i naprawdę zadbał o swój film.
Film zawiera kilka scen śmierci. Niestety, obawiam się, że na planie zostało zabitych kilka zwierząt na potrzeby filmu. Mimo tego, jakiejś znacznej ilości czerwonej posoki tu nie dostrzeżemy, a szkoda, bo w kilku scenach jej obfitość byłaby jak najbardziej wskazana, a przez jej brak właśnie te sceny wyglądają dość sztucznie i niekiedy tandetnie.
Muzyka jest także w porządku, choć zdaję sobie sprawę, że w pamięci nie zostanie zbyt długo. Kompozycje nie są zbyt chwytliwe, ale na przykład w momentach walki potrafią dać kopa. Mimo tego nie ma jej tu zbyt wiele, ale to co usłyszymy, jest całkiem ok. Inaczej wygląda sytuacja z montażem dźwięku, który do najlepszych nie należy. Uderzenia miecza o miecz dają piskliwy odgłos, który przy dłuższej walce naprawdę zaczyna drażnić. Szczerze mówiąc, więcej tu kiczu, niż autentycznych odgłosów.
Pulgasari, mimo iż nigdy nie otrzymał międzynarodowej uwagi, na którą liczył północnokoreański dyktator jest filmem jak najbardziej godnym uwagi. Jest z jednej strony prosty i zabawny, z drugiej poważny i pełen ostrzeżeń. Co najważniejsze jednak, to fakt, że film ten jest ważnym elementem kultury, ponieważ jest praktycznie jedynym północnokoreańskim filmem dostępnym do obejrzenia poza Koreą Północną, a także jest bardzo przyjemnym filmem, więc jego seans traktujcie jako obowiązkowy. Ci, którzy będą chętni i odważni, aby zobaczyć coś nowego, mogą go znaleźć na YouTube.
Polecam!
4 komentarze:
Jest z polskimi napisami?
Z angielskimi napisami.
W azjatyckim kinie nic mnie już nie zdziwi. Maleńka figurka zrobiona z ryżu głodnego więźnia i wzmocniona kroplą krwi jego córki, przeobraża się w potężne, jedzące metal stworzenie, które pomaga grupie zdesperowanych rolników, którzy buntują się przeciwko tyranicznemu królowi. Film chyba tylko dla koneserów azjatyckiego kina.
Stworek był całkiem przyjemny. Ten malutki w ogóle bardzo uroczy. Film nie taki najgorszy. Jakby dodać mu nieco hajsu do budżetu, to wyszłoby całkiem, całkiem.
Prześlij komentarz