niedziela, 3 sierpnia 2025

Kwaidan: Azuma Manor Story

          Każdy, kto odwiedza w miarę systematycznie mojego bloga lub zagląda od czasu do czasu na facebook'owy profil doskonale wie, że oprócz filmów, bardzo lubię także spędzać czas grając w gry wideo. Oczywiście, podobnie jak w przypadku filmów, z których najbardziej uwielbiam horrory, tak w przypadku gier również moją uwagę szczególnie przyciągają horrory. Na grach to ja się właściwie wychowałam, gdyż grałam w nie już jako smarkata uczennica szkoły podstawowej. Nic więc dziwnego, że do dziś (pomimo ponad 40 wiosen na karku), gry są dalej nieodłączną częścią mojego życia. Nostalgia do starych gier, takich jak oryginalny Resident Evil, gdzie kanciaste postacie i pikselowate tekstury zasłaniały cały ekran pozostała do dziś. Możecie wierzyć lub nie, ale do dziś posiadam oryginalną konsolę PlayStation i PS2 i gra w nie sprawia mi niebywałą frajdę. Resident Evil to gra, która z pewnością miała swoje problemy, takie jak sterowanie, które przysparzało niekiedy wiele trudności, a grafika dziś się już grubo zestarzała, mimo tego jest to gra, do której wracam prawie co roku, niezależnie od niedoskonałości. 
Kiedy pojawiają się gry takie jak Kwaidan, niewątpliwie ocenia się je na podstawie wyglądu. Ale jeśli macie słabość do starych czasów lub po prostu lubicie coś innego - znajdziecie tu coś dla siebie.

Akcja gry rozgrywa się w Japonii w latach 30. XX wieku. Główną bohaterką jest Haruka, początkująca Hososhi (ktoś, kto zajmuje się walką ze złem na uboczu społeczeństwa). 19-letnia dziewczyna wkrótce ma okazję się wykazać. Podczas treningu spotyka ona nieszczęśnika, który zdołał uciec z opanowanej przez potwory Yoki rezydencji rodu Azuma. Bohaterka musi udać się na miejsce, wyeliminować zagrożenie i uratować wszystkich potrzebujących pomocy. Będzie miała o tyle trudniej, gdyż jej mistrz, Shiro, został przemieniony w żabę.

Gra jest połączeniem horroru i gry przygodowej, jednak to, co zwróciło moją szczególną uwagę, to nie tylko fakt, że mamy tu do czynienia z Yokai (nadprzyrodzonymi istotami z japońskiego folkloru), ale również to, że zarówno grafika, jak i rozgrywka inspirowana była survival horrorami wydawanymi niegdyś na PS2.
Historia jest przedstawiona w formie tekstu, bez dubbingu, co nie jest wielkim problemem, ponieważ gra została wyraźnie stworzona przy niskim budżecie, zaś sama historia jest dokładnie taka, aby utrzymać nasze zainteresowanie.
Naszą rozgrywkę będą przerywać okazjonalne przerywniki filmowe, aby posunąć fabułę do przodu. Podobnie jak w starych grach Resident Evil naszym zadaniem będzie odkrywanie notatek i książek porozrzucanych w wielu miejscach, które rozszerzają wiedzę i historię - wybór projektowy często pomijany w nowoczesnych grach, co jest wstydem.
Mimo, iż gra utrzymuje klimat horroru, to prawdą jest, że straszna ona nie jest nic, a nic. W żadnym momencie tej gry nie poczułam się przerażona, a włosy też dęba mi nie stanęły podczas nocnej rozgrywki, jednak miłym jej aspektem jest, że przenosi nas do wczesnych lat 2000, a w grach to oczywiście nie jest zła rzecz.
Podzielmy rozgrywkę na dwie części i najpierw przyjrzyjmy się point and click (pol. ,,wskaż i kliknij'' - gra, w której postacią steruje się za pomocą wskaźnika). Funkcjonuje jako sposób podnoszenia przedmiotów, używania ich i ogólnie interakcji z otoczeniem. Jest to potrzebne do pokonania przeszkód i zagadek, które uniemożliwiają ci dalsze zagłębianie się w posiadłość. Generalnie polega to na byciu spostrzegawczym, szukaniu przedmiotów, które mogą być przydatne, a czasami konkretnie identyfikuje, których przedmiotów potrzebujesz. Pomimo możliwości kliknięcia musisz się zbliżyć, aby faktycznie je podnieść lub wejść z nimi w interakcję, co może być trochę frustrujące, ale nie jest to dokładnie czynnik decydujący. W pewnym sensie nie wnosi wiele do gry. 
Druga strona gry jest bardziej precyzyjna. Walka polega bardziej na odpowiednim wyczuciu czasu, atakowaniu i obronie w precyzyjnym momencie. Istnieją trzy bronie do ataku, a to bardziej dotyczy kontrolowania wysokości ataku niż czegokolwiek innego. Z nich tylko środkowa miała nieograniczone użycie, ale wysoka i niska wymagają aury, ponieważ wyczerpuje się, gdy przytrzymujesz przycisk, aby zaatakować w dół. Wskaźnik wypełnia się udanym blokiem i pokonaniem wroga, tworząc równowagę. Obrona z drugiej strony jest dziwna, nie jest to przycisk ustawiania, ale raczej przycisk kroku w tył. Jeśli wróg atakuje podczas kroku w tył, automatycznie się bronisz, co oznacza, że ​​może minąć więcej czasu, zanim zbliżysz się do wrogów z powodu poruszania się do przodu i do tyłu. Tam, gdzie precyzja jest kluczowa, frustrujące jest, jak musimy być precyzyjni. Bossowie mogą przygwoździć Harukę na niewielkim obszarze, co niezwykle utrudnia atakowanie i obronę, a system walki wydaje się toporny.
Jak połączyć elementy akcji i point and click? Cóż, nie ma potrzeby robienia obu rzeczy jednocześnie, więc jest to wykonalne. Jeśli już, to podczas walki pozostawienie wskaźnika nad ekwipunkiem ułatwia leczenie. Naprawdę, to po prostu buduje wyzwanie gry. Jest też inna potrzeba zachowania szczególnej ostrożności, ponieważ potrzebujemy przedmiotu do zapisania, co ogranicza liczbę razy, kiedy możemy tworzyć punkty kontrolne. Mogą być też pułapki, takie jak zawalenie się mostu, wtedy spadniemy, jeśli nie uciekniemy, co czyni to trochę zbyt frustrującym, ale jeśli lubisz wyzwania, to cię to nie zaskoczy. Jednak wydaje się, że toporne sterowanie sprawia, że ​​jest to jeszcze trudniejsze, niż jest to konieczne. 
Walki z bossami początkowo są dość trudne. Kiedy gra się zaczyna, zaczynamy od walki z gigantycznym demonem wężem, co było zaskakująco trudne. Często jest tylko małe okno czasowe, aby uderzyć bossa, podczas gdy większość czasu spędzamy na uczeniu się wzorców jego ataków i czekaniu na odpowiedni moment. Wystarczająco prosty projekt, ale niektóre walki wydawały się trwać o wiele za długo.

Jeśli chodzi o grafikę to ma retro wygląd z wczesnego PS1 albo PS2. Co ciekawe, dwa tryby sterowania dają różne filtry wizualne. Sama rozgrywka jest bardzo ciekawa, a gra rozgrywa się po lewej stronie ekranu, podczas gdy nasz ekwipunek jest dość widocznie wyświetlany po prawej. Posiadanie obramowania taśmy filmowej przygotowuje nas do kinowych kątów kamery, których Kwaidan używa, które wydają się żywcem wyjęte z Resident Evil, Silent Hill itp., przesłaniając widok i podkreślając jakość filmu. Trzyma nas to w napięciu, ponieważ przesłania niektórych wrogów, których możemy usłyszeć za rogiem. Podobnie dźwięki są dość podstawowe, ale działają pod względem estetycznym. Mimo to prawdziwym hitem są projekty yokai, które wyglądają naprawdę bardzo przyzwoicie. 

Cała rozgrywka zajmuje nam około czterech godzin (grając w nią po raz pierwszy). Możemy mieć trudności z pierwszym przejściem, być może zapisując zbyt wiele lub używając zbyt wielu przedmiotów. Jednak po zapamiętaniu lokalizacji przedmiotów, rozwiązań zagadek i wzorców bossów poradzimy sobie znacznie lepiej podczas drugiego przejścia.

Pomimo, iż gra nie jest idealna i posiada kilka błędów, to nie ukrywam, że bardzo mi się podobała. Kwaidan jest niczym ukryty klejnot z kilkoma niedociągnięciami. Ale jeśli potrafisz je pominąć, rozgrywka będzie na pewno zabawnym doświadczeniem. 

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹 7/10


Premiera światowa: 15 czerwca 2018
Gatunek: horror/przygodowa
Platforma: PS4/Nintendo Switch/PC
Producent: Gudouan, Dico Co, Ltd
Wydawca: Rainy Frog, Mediascape

Poniżej kilka screenów z gry.


2 komentarze:

Peter pisze...

Wygląda całkiem ciekawie.

Agnieszka Kijewska pisze...

Polecam. Miłe spędzenie czasu. :)