wtorek, 9 października 2018

Apartment 1303 (aka Apartament 1303); Japonia

Kiedyś, kiedyś dawno temu, bo pod koniec 2009 roku, miałam okazję obejrzeć po raz pierwszy ten japoński horror w reżyserii Ataru Oikawy. Pamiętam, że zrobił na mnie duże wrażenie, pomimo tego że do japońskiego horroru nie wnosił praktycznie niczego nowego. 
Kiedy przymierzałam się do zrecenzowania tej produkcji, siłą rzeczy musiałam sobie ten obraz ponownie przypomnieć, gdyż w pamięci pozostały jedynie strzępki obrazów, jakie zarejestrował mój mózg i zakodowała pamięć. 
Już od pierwszej sceny, kiedy ginie młoda dziewczyna imieniem Sayaka, wiedziałam, że mimo upływu lat od pierwszego seansu - ponowna jego powtórka będzie równie udana. Mamy tu bowiem do czynienia z niezwykle ,,wściekłym'' duchem młodej kobiety, która wcale nie ma zamiaru przestać straszyć naszych bohaterów, ale mniejsza ze straszeniem, najpierw trzeba zacząć od początku...

Pewnego dnia dochodzi do tragedii, młoda kobieta wynajmująca w raz z córką apartament 1303 zostaje zamordowana. Trzy lata później ów mieszkanie wynajmuje 21 letnia dziewczyna - Sayaka (Yuka Itaya). Już pierwszego wieczoru ginie śmiercią tragiczną - wyskakując przez balkon. Do feralnego mieszkania przybywa starsza siostra zmarłej - Mariko (Noriko Nakagoshi), aby poczekać na ekipę, która zajmie się przeprowadzką. Podczas spędzonej tam nocy kobieta dostaje wizji, w której to pojawia się jej siostra. Następnego dnia Mariko odwiedza swoją matkę, która to oskarża ją o obojętne podejście duchowe w związku zaistniałą sytuacją. Mariko postanawia wraz z policyjnym detektywem zbadać historię mieszkania 1303. Wkrótce odkrywają przerażającą prawdę o tragedii jaka miała tam miejsce.

Oikawa nie jest laikiem jeżeli chodzi o kino grozy, gdyż fani azjatyckich straszaków poznali już z pewnością jego wcześniejsze produkcje, jak Tomie (1999) czy Tokyo Psycho (2004). Śmiem napisać, że ten japoński reżyser specjalizuje się w straszakach, gdyż maczał też swoje palce przy Tomie: Revenge (2005), jak również Tomie: Beginning (2005). O ile te wcześniejsze produkcje wypadły dość przyzwoicie, o tyle o nieco późniejszym Apartment 1303 mówi się już różne rzeczy.
Na początku trzeba przyznać, że horror ten powiela utarte już stereotypy japońskiego kina grozy. Podobieństwo do jakże znanego wszystkim Ju-On (2003) jest wręcz bezsprzeczne! Zastanawiam się czasem, dlaczego twórcy tak bardzo brną w coś, co na ekranie jest nam bardzo dobrze znane? Przecież seans takiego filmu wcale frajdy nie sprawia, a my właściwie czujemy się oszukani, że po raz kolejny otrzymaliśmy ,,odgrzewany kotlet''. 
Wszystko sprowadza się do nawiedzonego domu, który za dnia jawi się jako zupełnie niegroźne mieszkanie jednego z apartamentowców, zaś nocą w nim straszy. Co gorsza - każda jedna dziewczyna, która zamieszka w ów nieszczęsnym mieszkaniu - po krótkim pobycie skacze z balkonu, co policja przypisuje za każdym razem, jako samobójstwo. 
Brzmi całkiem fajnie, prawda? Niestety, bardzo szybko okazuje się, że wszystkie elementy narracji brzmią bardzo znajomo, zwłaszcza dla widza, któremu azjatycka groza obca nie jest. Bez wątpienia zwrócimy uwagę na tak charakterystyczne elementy, jak: smutna historia, dość pogmatwana i nie mniej przejmująco smutna relacja matka-córka, przerażająca straszna dziewczynka, tajemnicza szafa, która zdaje się być zalążkiem całego zła w mieszkaniu, no i oczywiście element, którego zabraknąć nie mogło w skośnookim horrorze! Włosy! Długie czarne włosy! Mimo, iż wszystkie te elementy są rozmieszone w tej produkcji w dość wyjątkowy sposób, to nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że większość z tych elementów jest mi już doskonale znanych chociażby z Dark Water (2002) Hideo Nakaty. Widać to głównie w partiach filmu ukazujących relacje matki i córki.

Film Oikawy jest niestety bardzo przewidywalny. Niemalże już od początku możemy się domyślić w jakim kierunku pójdzie fabuła i praktycznie nic, a nic nie będzie nas tu w stanie zaskoczyć, a oczekiwany przez widzów finał historii tylko potwierdzi to, co wiedzieliśmy już dużo, dużo wcześniej. 
Mimo wszystko uważam, że każdy szanujący się fan grozy z Kraju Kwitnącej Wiśni nie powinien przechodzić obok tego filmu obojętnie. Apartment 1303 jest horrorem dobrze skonstruowanym, a niektóre sceny są w stanie naprawdę przestraszyć...lub co najmniej wywołać na ciele gęsią skórkę. Pod tym względem należy przyznać, że twórcy nie odwalili roboty ,,na odwal się'', ale przyłożyli się solidnie do roboty. Niestety z utartymi schematami daleko nie zaszli. 
Całkiem przyzwoicie wypada też aktorstwo, które może jakoś szczególnie w pamięć nie zapada, ale też z drugiej strony nie wypada jakoś nazbyt rażąco.

Podsumowując: pomimo, iż horror Oikawy jest przewidywalny i momentami masakrycznie nudny, to jednak ma kilka plusów, które nie pozwalają obok niego przejść obojętnie. Apartment 1303 to całkiem nastrojowy ghost story, który do gustu przypadnie najbardziej zagorzałym miłośnikom horroru japońskiego. Reszta widzów właściwie nie odkryje tu wiele dla siebie. 

PS. W 2012 roku spod ręki szwedzkiego reżysera Daniela Fridella wyszedł remake japońskiego horroru o tytule Apartment 1303 3D, w którym główną rolę zagrała Mischa Barton. Nie oglądałam filmu, więc niewiele mogę na jego temat napisać, ale przeglądając opinię innych kinomanów, to raczej nie ma sobie czym głowy zawracać.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10

Reżyseria:
Ataru Oikawa

Scenariusz:
Ataru Oikawa
Takamasa Sato

Rok produkcji:
2007

Obsada:
Noriko Nakagoshi
Arata Furuta
Eriko Hatsune
Yuka Itaya
Aki Fukada
Shion Machida



4 komentarze:

Deicide666 pisze...

No cóż, kolejny j-horror, który nie wnosi dosłownie nic. ,,Odgrzewany kotlet'', który niczym nie powala, ale jednak trzeba przyznać, że film ma coś w sobie, co przyciąga. Ogląda się całkiem przyjemnie, a niektóre sceny jeżą włos na głowie.

Kornel pisze...

Film spoko, ale jak wspomniano w recenzji - to typowy azjatycki ghost story, w którym nie mogło zabraknąć długowłosej zjawy. A jakże! Za minus uważam też bardzo niewiele scen grozy. Ale mimo tego obejrzec jak najbardziej można.

KowaL pisze...

Przeglądam sobie komentarze tego filmu na wielu portalach filmowych i wiecie co mnie śmieszy najbardziej? Wypowiadają się o nim negatywnie osoby, które tak naprawdę widziały tylko nędzny remake Fridella i swoją opinię wyrażają własnie na podstawie ,,odgrzewanego gniotu'' (bo kotlety są dobre).
Dla mnie horror Oikawy jest jak najbardziej przyzwoity. 8/10.

Norbert Bajor pisze...

Ja daję 6/10, bo fabuła jest płynnie poprowadzona, a aktorstwo też całkiem niezłe. Oczywiście, jak słusznie Aga zauważyłaś - to odgrzewany kotlet i to maksymalnie, ale tymi kilkoma scenami grozy nadrabia. Ja nie żałuję seansu i myślę, że jeszcze po niego chwycę.