wtorek, 2 października 2018

Mi-hwak-in-dong-yeong-sang (aka Don't Click/Nie klikaj); Korea Południowa

Do oglądania koreańskich horrorów nie trzeba mnie jakoś specjalnie namawiać, a już z pewnością nie trzeba tego robić długo. Bardzo sobie cenię kino grozy w tego zakątka Azji, choć dla tradycyjnego wyjadacza horrorów powiem tylko, że nie tyle chodzi tu o współczesne kino grozy, ale też znacznie wcześniejsze z lat na przykład 50-tych, które - podobnie jak i współczesne - potrafiło już zainteresować widza. Przez długi czas koreańska groza była nieco w cieniu, wyparta przez melodramaty, kryminały czy też filmy sensacyjne. Na szczęście pod koniec lat 90-tych nastąpił wielki przełom i można powiedzieć (napisać), że groza rodem z Korei Południowej narodziła się ponownie. Narodziła się w wielkim stylu, gdyż z pewnością każdy z Was pamięta znakomity Whispering Corridors (1998 r.) Parka Ki-Hyunga, który wyniósł na piedestał (obok japońskich horrorów) koreańską grozę filmową. Ten sukces Korea podtrzymuje nieprzerwanie do dnia dzisiejszego, gdyż chyba na palcach jednej ręki mogę wymienić filmy grozy, które jakoś nieszczególnie do gustu mi przypadły. Większość produkcji z Korei cieszy się moim wielkim uznaniem i zawsze do nich chętnie wracam. Zupełnie niedawno w moje ręce wpadła kolejna ,,perełka'' grozy...w sumie już nie tak nowa, bo z 2012 roku. Oczywiście nie zamierzałam czekać zbyt długo i korzystając z wolnego czasu, postanowiłam horror ten obejrzeć. Wrażenia z seansu poniżej...

Jeong-mi jest niesforną uczennicą mieszkającą ze starszą siostrą Se-hee. Dziewczyna zafascynowana tajemniczymi filmikami, które krążą w Internecie, prosi chłopaka swojej siostry - zajmującego się wykrywaniem przestępstw internetowych - aby ten ściągnął jej jakieś zablokowane lub usunięte z sieci filmiki. Okazuje się, że nagranie, które chłopak dla niej zdobywa, przedstawia jakieś dziwne i mroczne zaklęcie. Wkrótce okazuje się, że po obejrzeniu tego nagrania, każda z osób, która go obejrzała, będzie musiała walczyć o swoje życie. Coraz większa ilość osób z otoczenia Jeong-mi zaczyna ginąć tragiczną śmiercią.


Koreańskiego reżysera Tae-kyeong Kima nie trzeba przedstawiać nikomu, kto interesuje się koreańskim kinem grozy. Kim ma w swoim dorobku tak znakomite horrory, jak Ryeong (2004 r.) czy Muoi (2007 r.), do którego pracował nad scenariuszem. Na swoim koncie ma również film kryminalny, który powstał stosunkowo niedawno, bo w 2015 roku. Mowa o Koin-la-keo, który jednak nie wzbudził jakiegoś mojego szczególnego zainteresowania. Don't Click powstał pomiędzy świetnym Muoi i przeciętnym Koin-la-keo, więc mam nadzieję, że Kim nie zacznie teraz kręcić kryminałów, ale pozostanie przy jakże fascynujących ,,straszakach''.


Kiedy w 1998 roku premierę swoją miał Ringu Hideo Nakaty, chyba nikt nie przypuszczał, że oto narodziła się nowa fala azjatyckiego horroru. Już niemalże cechą tradycyjną stało się łączenie tradycyjnego ghost story z nowoczesnymi technologiami, jak telewizory, telefony komórkowe czy komputery. Jako, że horror Nakaty stał się hitem nie tylko w rodzimej Japonii, ale jego sukces wybiegł także na inne kraje Azji (i Europy oraz Ameryki rzecz jasna), szybko także w tychże krajach zaczęły jak grzyby po deszczu powstawać podobne tematycznie filmy grozy. Don't Click jest właśnie kolejnym - z całej ten masy Ringo-podobnych filmów - horrorem, który podejmuje tematykę tradycyjnego ghost z nowoczesnymi technologiami. W tym wypadku jest to zarówno komputer/połączenia internetowe, jak również telefony komórkowe, które w filmie Kima także ważną rolę odgrywają.

Kiedy zaczęłam swoją filmową przygodę z horrorem Tae-kyeong Kima, od razu wiedziałam, że z żadną nowością mieć tu do czynienia nie będę miała. Tematyka wykorzystania nowoczesnych technologii w azjatyckim horrorze już chyba żadnego miłośnika skośnookiej grozy dziwić nie będzie. Można powiedzieć, że wszystkie te horrory jawią się dość sztampowo i niczego nowego reżyserzy nie są w stanie nam już pokazać. Zgadza się. Żadnego zaskoczenia i innowacji raczej i ja się nie spodziewałam, a filmów o podobnej tematyce oglądałam już bez liku. Ogólnie rzecz ujmując, początkowo sądziłam, że będzie to kolejny horror z fajnym pomysłem, aczkolwiek zapewne niewykorzystanym potencjałem. Na szczęście się pomyliłam.
Główną uwagę skupiłam na tym, że koreański horror jest na tyle interesujący, że nie można przejść obok niego obojętnie i z góry zarzucić, że nie warto, bo po co, bo temat wtórny i nic nowego, etc...Co to, to nie! A dlaczego? A dlatego, że oprócz grozy, koreański horror niesie ze sobą bardzo duży ładunek emocjonalny, a historie niejednokrotnie odnoszą się do prawdziwego życia. Naładowane są także niewyobrażalnym dramatem, który sprawia, że przysłowiowa ,,klucha w gardle staje''.
Don't Click Kima jest właśnie takim horrorem. Mamy tu wszystko to, do czego tradycyjna azjatycka groza nas już przyzwyczaiła: jest mściwy duch dziewczyny, który z zaświatów szuka odkupienia swojej krzywdy. Wszystko to ma osiągnąć poprzez tajemniczy filmik, który dziewczyna nagrała na chwilę przed swoją śmiercią. Oczywiście - jak to bywa - mimo, iż został on z sieci usunięty, dla niektórych nie ma rzeczy niemożliwych i niektórym udaje się go zdobyć. Po obejrzeniu nakręca się spirala śmierci i każda kolejna osoba traci życie. W ten sposób krąg śmierci się coraz bardziej rozszerza. Jeong-mi zdaje sobie sprawę, że coś jest nie tak, gdyż początkowy film zdobyty przez chłopaka siostry zawierał jedynie jeden plik filmowy, jednak z każdą kolejną osobą, która dany film obejrzy, plików przybywa. Jest to sytuacja dziwna i niezrozumiała. Zarówno Jeong-mi jak i Se-hee stają się też ofiarą tajemniczego prześladowcy, który zdaje się obserwować każdy ich krok. Starsza z dziewczyn dostaje dziwne smsy, zaś młodsza trafia do sieci. Są to przeróżne filmiki z jej udziałem. Nie jest wiadomo czy ktoś faktycznie dziewczyny obserwuje i im dokucza czy jest to ingerencja ducha, który z Internetem jest za pan brat. Większa przemoc jest skierowana w kierunku Jeong-mi, co odbija się w jej relacjach z rówieśnikami i nauczycielami (jej relacje z siostrą też ulegają znacznemu pogorszeniu). Dziewczyna zaczyna też miewać przerażające wizje. Wkrótce zdaje sobie sprawę, że zrobiła coś strasznego, za jej sprawą nie tylko straciła życie niewinna dziewczyna, ale nieświadomie doprowadziła do śmierci swoich znajomych, również jej życie i jej bliskich jest w ogromnym niebezpieczeństwie.
Sceny grozy są całkiem nieźle zrealizowane. Sceneria - mimo, iż rozgrywa się w większości w domu dziewcząt - jest ciemna i ponura. Zazwyczaj sceny grozy rozgrywane są w ciemnych pokojach (po awarii prądu) lub mrocznych korytarzach. Jednak nawet te chwile, które rozgrywają się za dnia lub przy oświetleniu niejednokrotnie wzbudzają w nas przerażenie. Na uwagę zasługują te sceny, w których Jeong-mi zdaje się być opętana. Jej zachowanie jest nienaturalne. Odwraca się od Se-hee, która chce jej pomóc i zrobi wszystko, aby tak się stało. Powiem Wam, że w tych momentach Jeong-mi naprawdę potrafi sprawić, że włosy będą nam się na głowie jeżyć.
Oczywiście jest dużo scen, które możemy przewidzieć. W sumie możemy przewidzieć mniej więcej całość rozgrywanych wydarzeń, jednak wszystko wciąga na tyle, że nie jesteśmy w stanie przerwać seansu, a w zasadzie ja nie potrafiłam się od niego oderwać.
Mistrzostwem świata jest zaś sam finał. Scena, kiedy Se-hee próbuje uratować swoją młodszą siostrę przed mściwym duchem jest niesamowita! Wszystko naładowane jest tak niewyobrażalnym ładunkiem emocjonalnym, że przyznam się bez bicia - myślałam, że zeżrę palce u rąk. Jest naprawdę przerażająco i...przejmująco.

Mimo, iż samego ducha w filmie nie widać wiele, a jego obecność sporadycznie ukazują sceny z niewyraźną postacią, która gdzieś tam zamajaczy w tle scenerii, to napięcie, które wówczas towarzyszy, doskonale daje nam odczuć, że złowroga mara gdzieś tam się w ciemności czai. W ostatniej scenie mamy okazję zobaczyć ów nieszczęsną dziewczynę szukającą zemsty w całej okazałości, ale do palpitacji serca akurat nas nie doprowadzi.

Ciekawym zabiegiem jest to, że poszczególne sceny drugiej części filmu trącą o found footage, kiedy obraz widzimy z perspektywy Se-hee, która obserwuje scenerię przed sobą przez wyświetlacz telefonu. Wówczas mamy okazję zobaczyć dokładnie to, co widzi bohaterka.

Właściwie to nie mam żadnych zastrzeżeń do horroru Tae-kyeong Kima. Mimo, iż wielu będzie kręcić nosem na przewidywalność i brak świeżości w grozie, to jednak horror ten ma w sobie coś, co nie pozwoli nam oderwać wzroku od niego. Świetnie budowane napięcie, nie gorsza fabuła nafaszerowana olbrzymim ładunkiem emocjonalnym, ciekawa gra aktorów i przejmująca końcówka z pewnością sprawią, że za Don't Click po prostu trzeba chwycić. Można się pokusić też o teorię, że horror Kima jest nawet takim ostrzeżeniem przed nadmiernym wrzucaniem swoich filmików czy też zdjęć do sieci. Może potem się to obrócić przeciwko nam, a prawdą jest, że psycholi nie brakuje.

Po raz kolejny Koreańczycy mnie nie zawiedli i niech to się nigdy nie zmieni.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10


Reżyseria:

Tae-kyeong Kim

Scenariusz:

Hong Geon-Gook
Tae-kyeong Kim

Rok produkcji:

2012

Obsada:

Lee Malg Eum
Choi Ji Heon
Won Joo
Lee Yoo Joo
Byeol Kang
Bo-yeong Park
Min Soo



3 komentarze:

Piotr pisze...

Już sam nie wiem co mam dziś wieczorem obejrzeć, bo z recenzji na recenzję tych filmów przybywa!!! :D

Agnieszka Kijewska pisze...

Oglądaj wszystko, co znajdziesz! ;) No i oczywiście na co Ci czas pozwoli i co ja polecam! Hehehe... :D ;)

Adrian Manilski pisze...

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem trailer tego filmu wiedziałem, ze muszę go obejrzeć. Przyciągnęła mnie przede wszystkim fabuła, która nafaszerowana jest nienawiścią do wszelkiego rodzaju gadżetów technologicznych, jak komputer czy telefon komórkowy. Oprócz tego moją uwagę przyciągnęły również atrakcyjne aktorki, które skupiały moją uwagę przez większość seansu. :)