Z jednej strony średnia głosów na filmwebie czy IMDb nie nastraja szczególnie optymistycznie, a oceny krytyków na Rotten Tomatoes jednoznacznie wskazują na całkowitą klęskę. Filmowi zarzuca się niespójność, banał, nudę, a przede wszystkim całkowity brak strachu. Z drugiej jednak strony w rodzimej Korei „Whispering corridors” były wydarzeniem o społecznym oddźwięku i fenomenalnym sukcesem kasowym, doczekały się też aż trzech sequeli. [1] Recenzenci ze specjalizującej się w kinie azjatyckim strony Snowblood Apple uznali „Whispering...” za jedną z najważniejszych produkcji koreańskich jakie kiedykolwiek trafiły na Zachód. Również część komentarzy użytkowników IMDb jest bardzo pozytywna. Skąd się biorą takie rozbieżności? Czy to zwolennicy asian terroru są wobec tego filmu przesadnie entuzjastyczni i pobłażliwi czy może wynikł tu problem różnic kulturowych, które dla niektórych okazują się nie do przezwyciężenia? Jakie będzie zdanie Waszego recenzenta?
Na te pytania odpowiemy za chwilę. Na razie zobaczmy z czym dokładnie mamy do czynienia.
Szkolna opowieść o duchach
Dokładniej „Girl’s High School Ghost Story” – tak brzmi angielskie dosłowne tłumaczenie oryginalnego tytułu filmu, „Yeogo Goedam” (zdecydowałem nie próbować swoich sił w przekładzie polskim). „Goedam”(albo kuei-dam) [2] czyli historia o przybyszach z Zaświatów to gatunek na stałe zadomowiony w kulturze koreańskiej, często służący budzeniu raczej smutku i zadumy niż czystego strachu. „Whispering corridors” przenosi ten typ opowieści w realia współczesnej szkoły średniej. Nic nowego, powie ktoś kojarzący takie tytuły jak Bunshinsaba Byeong-ki Ahna czy Dead friend Tae-kyeong Kima. Tyle tylko, że Whispering... pochodzi z roku 1998 i jest jednym z pierwszych filmów wykorzystujących ten schemat, a na pewno pierwszym łączącym go z realistyczną obserwacją społeczną. Poprzez te cechy staje się głównym, obok Cure zwiastunem Nowej Fali azjatyckiego kina grozy, która wybuchła wraz z pochodzącym z tegoż 1998 Ringu Nakaty i jego kontynuacjami.
Fabuła przedstawia się następująco. Dziewięć lat temu w Szkole Średniej Jookran doszło do tragedii, nieśmiała i cicha uczennica imieniem Jin-ju popełniła samobójstwo w mieszczącej się w oddzielnym budynku sali plastycznej. Teraz, w noc przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego zamordowana zostaje jedna z najdłuższych stażem nauczycielek, znana z faworyzowania jednych uczniów i psychicznego znęcania się nad innymi. Przed śmiercią zdołała jednak zadzwonić do jednej ze swoich dawnych ulubienic, a obecnie również nauczycielki Eun-young i przekazać jej tajemniczą wiadomość: ”Jin-ju nie żyje, ale nigdy nie opuściła szkoły”. Eun-young, która była przyjaciółką Jin-ju zatrudnia się w Jookran żeby wyjaśnić ostatnie słowa swojej mentorki i zmierzyć się z trudną, naznaczoną poczuciem winy przeszłością. Jej oczami i oczami dwóch uczennic, które znalazły ciało starej profesorki, obserwujemy szkolne życie, które powraca do normy. Albo raczej do stanu, który bohaterki przywykły uważać za normę, a który niejednego widza wprawi przynajmniej w przygnębienie. Stopniowo jednak w tą codzienność znów zaczynają wkraczać dziwne zjawiska, które kulminują w zabójstwie kolejnego sadystycznego nauczyciela. Wszystkie tropy coraz wyraźniej prowadzą do opuszczonej i zrujnowanej sali plastycznej...
Zdecydowanie na „tak”
Powiem od razu. „Whispering corridors” to moim zdaniem bardzo dobry film, ale jego docenienie wymaga od widza pewnego filmowego obycia. Dwa podstawowe, najczęściej powtarzające się zarzuty wydają się wynikać z małego doświadczenia z kinem Azji.
Zarzut nr 1: „Whispering…” jest nieznośnie wolne, przez dużą część filmu „nic się nie dzieje”. Owszem, tempo narracji nie należy do szybkich, ale nikt kto miał wcześniej do czynienia z kinem europejskim czy azjatyckim (niekoniecznie od razu Yasujiro Ozu czy Shinji Aoyama, wystarczą niektóre anime np. Serial Experiments Lain) nie powinien mieć problemów z dostosowaniem się. Poza tym w drugiej połowie następuje wyraźne przyspieszenie, gdyby nie sprawna ręka reżysera kontrast tempa miedzy różnymi partiami filmu mógłby wręcz przerodzić się w zgrzyt.
Fraza „nic nie dzianie się” jest ściśle związana z zarzutem nr 2: to nie jest horror.
Ja twierdzę, że jest to NIE TYLKO horror. Jest to związane ze wspomnianym wcześniej podejściem Koreańczyków do opowieści grozy w ogóle i z przejawiającą się w ich kinie skłonnością do łączenia horroru z innymi gatunkami filmowymi, przede wszystkim z dramatem psychologicznym. Takie pozycje jak Sorum Jong-chan Yuna czy Uninvited Su-yeon Lee sprawiają niemałe problemy przy próbie ich jednoznacznej klasyfikacji. Czy to THRILLER albo mroczny dramat z udziałem duchów czy już horror? Podobne wątpliwości pojawiały się nawet przy „Opowieści o dwóch siostrach”, bo zdaniem niektórych nadprzyrodzone postacie pojawiają się tam zbyt rzadko. Nie będę się porywał na coś takiego jak całościowa definicja gatunku horroru, ale reakcje części widzów świadczą, że bywa on pojmowany zbyt wąsko. Nie mam pewności czego oczekiwali zawiedzeni „Whispering corridors”, ale najprawdopodobniej rodzaju paranormalnego slashera (na coś takiego wydaje się wskazywać pierwsza scena)albo historii, w której zjawy pojawiają się co dziesięć minut i eksterminują niczego nie świadome nastolatki (już sceny następujące po początkowym morderstwie wskazują, że czegoś takiego tu nie uświadczymy). Z tego punktu widzenia w filmie rzeczywiście nie dzieje się prawie nic.
Z innych punktów widzenia dzieje się jednak bardzo wiele. Najważniejszym tematem „Whispering...” jest bowiem dorastanie w kolektywistycznym i skrajnie zdyscyplinowanym azjatyckim społeczeństwie. Podobny problem przewija się przede wszystkim w kinie japońskim, w takich dziełach jak Suicide circle Shiona Sono czy genialne (używam tego słowa z pełną odpowiedzialnością) anime Boogiepop Phantom. W każdym z nich zagubienie i osamotnienie młodych ludzi zostaje skonfrontowane z bezdusznością i brakiem zrozumienia ze strony świata dorosłych. Rzadko jednak to niezrozumienie i bezduszność zostają pokazane tak ostro jak w „Whispering corridors”. Tutaj reprezentowany przez nauczycieli (z wyjątkiem Eun-young) dorosły świat to esencja okrucieństwa i totalitarnego traktowania drugiego człowieka. Poniżanie i przemoc fizyczna, ewidentne napastowanie seksualne to codzienne nadużycia jakich dopuszcza się ciało pedagogiczne na nie lubianych, lub (w trzecim przypadku) wyjątkowo lubianych podopiecznych. Najgorsza jest jednak akceptacja dla dręczenia jednych uczennic przez drugie i wytwarzanie między nimi ducha niezdrowej, „ocenowej” rywalizacji. Ofiarą tych działań stała się nękana przez rówieśnice Jin-ju, która nie miała u kogo szukać pomocy, bo jej przyjaźń z Eun-young została rozbita przez nauczycielkę, uważającą, że zdolna Eun-young nie powinna się zadawać z kimś kto uczy się tak fatalnie. Wszystko to może, z naszego punktu widzenia, wyglądać przesadnie i paranoicznie, ale podobne rzeczy naprawdę dzieją się w koreańskich szkołach (tak, mówimy cały czas o Korei Południowej!). Nie bez powodu tamtejsze Ministerstwo Edukacji próbowało nie dopuścić do rozpowszechniania filmu.
Być może nikt z rozczarowanych widzów i krytyków nie czuł się nigdy we własnej szkole samotny i nieakceptowany, być może dla nich obraz psychicznego znęcania się nauczyciela nad uczniem jest wirtualny, nie związany z rzeczywistością w jakiej żyją. Ja, niestety nie znam tego komfortu. Może dlatego do mnie „Whispering corridors” przemawia. Obraz pojawiających się w tym świecie przyjaźni jest dla mnie poruszający, akcenty, które niektórym mogą się wydawać straszliwie sentymentalne (to też jest kwestią pewnego obycia, Azjaci, a Koreańczycy w szczególności wydają się nie znać, a przynajmniej nie uznawać naszego pojęcia sentymentalizmu) nie drażnią mnie w ogóle. Wreszcie elementy czystego horroru, podporządkowane najważniejszemu problemowi i wyrastające z niego, są moim zdaniem zrealizowane niezwykle udanie i oryginalnie. Tak, jak oryginalne jest samo rozwiązanie zagadki Jin-ju, które satysfakcjonuje mimo wspomnianych sentymentalnych akcentów. Przede wszystkim jednak, przekonuje mnie wyłaniające się z tego filmu przesłanie, które mogłoby służyć za motto całej Nowej Fali azjatyckiego kina grozy: najgorsze koszmary dzieją się codziennie obok nas, straszniejsza od wszelkich duchów jest krzywda wyrządzana człowiekowi przez człowieka.
„Whispering...” było pełnometrażowym debiutem Ki-hyung Parka, który potem potwierdził swój talent poruszającym „Bimil” – dramatem psychologicznym z elementami nadprzyrodzonymi oraz poetycką i zachwycającą wizualnie „Acacią”, filmem, który zupełnie nie poddaje się łatwej gatunkowej klasyfikacji. Jego nazwisko warto więc zapamiętać.
Na koniec nie powiem w zasadzie nic nowego. „Whispering corridors” można było (podobnie jak Opowieść o dwóch siostrach i wiele innych filmów azjatyckich) legalnie i za rozsądną cenę nabyć w internetowym sklepie ‘dvdstore.pl’. Niestety sklep zamknięto i nie widać na razie szans na jego reaktywację. Jeśli kiedyś się to zmieni, radzę skorzystać. Przy odpowiednim nastawieniu, to naprawdę ciekawa pozycja.
[1] “Yeogo goedam 2”/„Whispering corridors 2: Memento mori” ,znane też po prostu jako „Memento mori”; “Yeogo goedam 3: Yeowoo gyedan” / „Whispering corridors 3: Whishing stairs” (ciekawostka, na filmwebie polska wersja owego podtytułu – “schody życzeń” funkcjonuje jako tytuł CAŁEJ SERII “Yeogo goedam”; ktoś z rodzimych tłumaczy znowu błysnął “kreatywnością”) oraz “Yeogo goedam 4: Moksori” / “Whispering corridors 4: Voice letter” albo po prostu “Voice letter”. Przy odrobinie dobrej woli w każdym z tych filmów da się znaleźć coś interesujacego, ale to już temat na inną okazję.
[2] Por. z japońskim słowem kaidan oznaczającym dokładnie to samo: historie o duchach, przede wszystkim te sięgające XVII wieku.
MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹👹 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz