wtorek, 2 października 2018

Tomie: Replay; Japonia

Ostatnimi czasy odgrzebałam swoje archiwa filmowe, w których ,,królują'' azjatyckie horrory. Znalazłam tam całą masę filmów, których - o dziwo - dziś próżno szukać w internecie. Jedną z pierwszych płyt, jakie wpadły mi ręce była ta, na której znajdowała się cała seria horrorów, których główną bohaterką jest młoda dziewczyna imieniem Tomie. Nie myśląc długo, postanowiłam sobie odświeżyć seanse wszystkich części, a przy okazji zrecenzować małe co nieco...już wiekowego.
Chyba nikt nie będzie miał mi za złe, że recenzje nie będą się układały chronologicznie i co jakiś czas będę recenzować część serii, którą akurat sobie obejrzę. Wszak na blogu już istnieją recki dwóch historii o tajemniczej i złowrogiej Tomie: część pierwsza z 1999 roku, zatytułowana po prostu Tomie (reż. Otaru Oikawa) oraz Tomie Unlimited z roku 2011 (reż. Noboru Iguchi). Jako, że jestem wielką fanką takich japońskich absurdów filmowych, byłam zachwycona wszystkimi częściami, więc nie ma się co dziwić, że ochoczo zasiadłam do przypomnienia sobie wszystkich części. Każda z nich bowiem niesie ze sobą przede wszystkim bardzo sprawną realizację i całkiem niezłą grę aktorską.

Wszystko rozpoczyna się w momencie, w którym mniej więcej 8-letnia dziewczynka zostaje przyjęta na izbę przyjęć z wzdętym i przekrwionym brzuchem. USG wprawdzie nie wykazuje ciąży, ale na ekranie monitora widać dokładnie, że coś się rusza w brzuchu dziewczynki. Dyrektor szpitala i jednocześnie chirurg operujący, Kenzo Morita decyduje przeprowadzić cesarskie cięcie. Kiedy rana jest na tyle duża, aby można było coś dostrzec, nagle z brzucha łypie na nas oko... ,,Otashiwa...Tomie'' - słychać szept. Następnego dnia Morita znika, a jego córka Yumi jest zdeterminowana, aby go odnaleźć. Nieco później student medycyny, niejaki Takeshi, opowiada jednemu z pacjentów, a jednocześnie swojemu przyjacielowi imieniem Fimihito, że jeden z lekarzy asystujących przy zabiegu popełnił samobójstwo, a pielęgniarki, które również obecne były podczas operacji złożyły wymówienie. Oboje dochodzą do wniosku, że szpital jest przeklęty (a co nie jest w japońskich horrorach? - przyp. autora). Teoria ta stanie się prawdą, kiedy Takeshi zostaje odwiedzony przez naszą tytułową Tomie, którą natychmiast zabiera do domu.

Lubię wszystkie części o pięknej dziewczynie-demonie, bo - choć naciągane i niejednokrotnie absurdalne - mają w sobie coś, co mnie bardzo przyciąga. Ten absurd i niejednokrotnie tandeta fabularna właśnie mają w sobie urok. Na pewno nie można napisać, że akcja wszystkich części rozgrywa się w zawrotnym tempie. Z tym chyba zgodzi się ze mną każdy, kto miał do czynienia z większością filmów z Tomie w roli głównej. Wszystko niejednokrotnie wlecze się, jak przysłowiowe ,,flaki z olejem'' i też dlatego z tego też powodu tak wiele części nie jest jakoś specjalnie szanowana przez miłośników horroru filmowego. Mówi się, że wszystko jest jakieś drętwe i bez większego polotu. Ogląda się i szybko zapomina. Nie inaczej ma się rzecz właśnie z trzecią odsłoną filmową opowiadającą o morderczej piękności.
Owszem, zgodzę się, że film do górnolotnych nie należy i faktycznie czasami wszystko jest strasznie sztywne i brak mu ,,pazura'', ale chyba seria o Tomie już nas do tego przyzwyczaiła, więc dziwić takie rzeczy nie powinny.
Ja jednak nie zamierzam się skupiać na opiniach innych widzów i wywlekać czy się komuś coś podobało czy nie.

Film zaczyna się bardzo ciekawie i na samym początku można przyznać, że jest intrygujący. Scena, kiedy z brzucha łypie złowróżebne oko, jest naprawdę niezła i choć u wielu pojawi się wówczas uśmiech na twarzy, dla mnie ta scena jest zapowiedzią tego, co ma nadejść w najbliższym czasie: serii dziwnych wydarzeń i totalnego szaleństwa wszystkich, którzy z Tomie się zetkną.
Jest to tak naprawdę jedyny ciekawy aspekt w całym horrorze Fuijro Mitsuishi. Cała reszta niestety nie wypada aż tak dobrze.
To, co od razu rzuca się w oczy, po kilkunastu minutach trwania filmu, to tzw. drętwość postaci. Chodzą, a właściwie snują się, siadają, wypowiedzą swoje krótkie kwestie i znów się snują. Bez jakiegoś większego wigoru i przede wszystkim jakiejkolwiek ekspresji. Czasami bohaterowie przypominają zombie, które chodzą, siadają i tak naprawdę same nie wiedzą czego chcą...od czasu do czasu coś tam ewentualnie burkną. Niestety także ich odzwierciedlenie emocji najróżniejszych nie wygląda tu za dobrze: ich twarze są beznamiętne czy nawet by napisać - bezpłciowe. Nie wyrażają jakiś większych emocji. Może tylko od czasu do czasu pojawia się na twarzach poszczególnych bohaterów grymas oznaczający strach (Takeshi, Yumi). Jednak podczas całego filmu, czyli jakieś 95 minut, nie jest tego za wiele.
Ok, skoro mowa już o strachu (bo jak to na horror przystało, takowy musi się pojawić) muszę przyznać, że kolorowo też nie jest. Ciężko mi tak naprawdę wyłapać jakąkolwiek scenę, która potrafiłaby autentycznie przerazić. Owszem, stojące bezgłowe ciało, które nie ma prawa stać wygląda dość upiornie, ale wybaczcie, to przecież za mało. Reżyser powinien postarać się bardziej, mając na uwadze fakt, że za film chwycą rzesze miłośników j-horrorów, którzy oczekują naprawdę mocnego filmu grozy. Nie Tomie: Replay nie będzie takim filmem. Jakby tego było mało, sceny morderstw także są omijane przez realizatorów. Widz nie uświadczy właściwie żadnej konkretnej sceny morderstwa, gdyż rozgrywają się one poza kadrem tak naprawdę, a my możemy jedynie oglądać już efekt finalny. Źle to...bardzo źle, bo moim zdaniem scena, kiedy Takeshi masakruje głowę Tomie telefonem, a później ją obcina, wyglądałaby całkiem okazale. No cóż, twórcy doszli do wniosku, że oszczędzą naszym żołądkom krwawych i makabrycznych scen (a szkoda) i dlatego też na ekranie oglądamy to, co oglądamy.

Nie twierdzę, że Tomie: Replay jest nad wyraz jakimś tragicznym filmowym koszmarem (nie mającym jednak z grozą nic wspólnego), bo posiada kilka ciekawych momentów, kiedy na twarzach bohaterów pojawia się grymas strachu, ale są to tak naprawdę tak nieliczne momenty (jak na cały film), że chyba większość z widzów nawet ich nie dostrzeże.
Niestety, nawet tytułowa bohaterka Tomie, która jest zazwyczaj ,,najjaśniejszą gwiazdą seansu'' nie ratuje tu sytuacji. Jej obecność w Tomie: Replay charakteryzuje się jedynie irytującym chichotem oraz niekiedy ,,demonicznym'' wyglądem, który jednak nie zrobi na nas jakiegoś powalającego wrażenia.

Gdybym miała podsumować trzecią część o Tomie, to muszę przyznać, że w kontekście wielu innych części, jest to odsłona dość nijaka. Najgorsze jest to, że nie wnosi ona niczego szczególnego do całego cyklu i czasem mam wrażenie, że powstała jako taka ,,zapchajdziura''. Oczywiście film da się spokojnie obejrzeć i niektóre sceny mogą się nawet podobać, ale jednak na tle innych części Tomie: Replay jest historią płytką i pozbawioną jakichkolwiek nowych pomysłów.
Bez wątpienia film będzie obowiązkowym seansem dla wiernych fanów Tomie. Niestety, brak większej grozy czy krwistych scen niewielu miłośników filmowej makabry przyciągnie.
Szkoda, no szkoda.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹 7/10


Reżyseria:
Fuijro Mitsuishi

Scenariusz:
Junji Ito
Satoru Tamaki

Rok produkcji:
2000

Obsada:
Sayaka Yamaguchi
Yosuke Kubozuka
Kenichi Endo
Makoto Togashi
Moro Morooka
Yoshiko Yura
Kumija Kim
Shun Sugata
Masatoshi Matsuo
Wakako Aoi
Hiromi Kanaya
Mai Hosho
Akiko Kimura
Kadu Koide
Kyoko Togawa
Yukie Morooka
Mayuko Yoshioka


5 komentarzy:

Ala Galicińska pisze...

O, jesteś dość surowa Aga w swojej ocenie tej części. Uwielbiam ,,Tomie'' i wszystkie jej odsłony filmowe, więc nie będę krytykować recenzji, bo każdy ma swoje zdanie na temat danego filmu i ja je szanuje, choć wiem, że Twoja wielka pasja do azjatyckiego kina grozy pozwala Ci jednocześnie być jej surowym krytykiem. Czy naprawdę jest tu tak źle?

Agnieszka Kijewska pisze...

A czy napisałam, że jest ,,aż tak źle''? Nie, raczej nie.
Nie twierdzę, że film jest tragiczny, ale uważam, że mogło być naprawdę dużo lepiej, ponieważ na tle innych części serii, tu nie zobaczymy niczego specjalnego, co zapadłoby nam w pamięć.

Adam Mroczek pisze...

Najgorszy i niewybaczalny jest tu ten horror w ilościach śladowych. Tak naprawdę nie wiem czym ten film mógłby przyciągnąć zagorzałego miłośnika horrorów?

Deicide666 pisze...

Film nie byłby taki zły, gdyby nie irytujący śmiech Tomie... :/ Tej ciągłe ,,Hahahaha'' i tak w kółko, doprowadzał mnie do szaleństwa! Zdecydowanie lepsza druga połowa filmu - zaczyna się coś tam dziać i na chwilę chociaż się ożywiamy. Kilka scen głównie w finalnej części też całkiem niezłych.

Adam Mielewczyk pisze...

Jak dla mnie to najsłabsza część serii sagi o Tomie. Zgadzam się z Agą, że film ten nie wnosi właściwe nic a nic do całej serii i jest jak dla mnie kompletnie niepotrzebny. Sama postać Tomie jest tu o dziwo totalnie bezpłciowa, co w innych częściach absolutnie miejsca nie miało. Delikatnie mówiąc - klapa!