środa, 31 października 2018

Tomie: Anrimiteddo (aka Tomie: Unlimited); Japonia

Kiedy oglądałam jakiś czas temu najnowszą odsłonę o pięknej i zabójczej Tomie, zastanawiałam się czy Japończycy znają w ogóle pojęcie granicy absurdu? Nie wiem czy pytanie na miejscu, ponieważ mając na uwadze fakt, że za dzieło to chwycił Noboru Iguchi, którego obrazy takie jak RoboGeisha czy The Machine Girl również kipiały od groteskowych i surrealistycznych scen, chyba nie należałoby się spodziewać czego innowacyjnego?
Film ten po raz pierwszy został pokazany na Międzynarodowym Festiwalu  Filmowym FANTASIA 2011. Jedni czuli się oczarowani, inni nieco zbici z tropu, bo zdawało się, że w historii o Tomie powiedziano już niemal wszystko. Iguchi jednak, jak widać nie w pełni podzielał to zdanie i postanowił nakręcić po raz kolejny historię, która...mnie dosłownie zwaliła z nóg.
Może napiszę tak: historia historią, ale jej pokazanie? Co siedzi w głowie takiego reżysera, aby pokazać tak dziwaczne i niekiedy absurdalne, że aż śmieszne obrazy? Próbowałam podczas seansu doszukać się jakiejś metafory, może przesłania (z przymrużeniem oka, bo doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, że to jak szukanie igły w stogu siana). Na nic się to zdało, bo cały seans wypełnił się groteskowym obrazem, przybierającym niejednokrotnie maskę kiczu. Jakby nie patrzeć, zabawa była przednia...


Tsukiko, która należy do licealnego klubu fotograficznego czuje się gorsza od swojej starszej siostry Tomie. Jest ona piękną i cieszącą się dużą popularnością u mężczyzn młodą dziewczyną, w której podkochuje się skrycie jeden z kolegów - Toshio.
Pewnego dnia na skutek straszliwego wypadku Tomie ginie, a od tego czasu jej młodsza siostra nękana jest przez nocne koszmary. Rok później Tsukiko i jej rodzice z okazji 18 urodzin zmarłej Tomie zasiadają do urodzinowego tortu, aby uczcić pamięć zmarłej. W pewnej chwili do drzwi ktoś puka. Okazuje się, że to... Tomie. Wróciła. Mimo iż rodzice ślepo i ze łzami w oczach witają córkę, Tsukiko czuje instynktowny strach.
Tomie stopniowo odsłania swoją prawdziwą twarz, a koszmar powoli staje się rzeczywistością...


Pisałam to przy okazji The Machine Girl i RoboGeishy, ale napiszę to po raz kolejny: cholernie lubię takie kino! Kino, gdzie makabra miesza się z absurdem i przyjmuje groteskową wręcz formę horroru. Krwi tu nikt nie szczędzi, mamy odrywane kończyny, głowy, dziwne mutacje, rąbanie, siekanie, cięcie, członkowanie i inne cuda, jakie tylko w japońskim horrorze można spotkać w takiej ilości.
Pierwsza adaptacja mangi Junji Ito pojawiła się w roku 1999. Tomie: Unlimited jest od tego czasu dziewiątą już odsłoną. Trzeba przyznać, że ilość to pokaźna i choć jedne części wydawały się lepsze, inne nieco gorsze, to najnowszy obraz należy - moim zdaniem - do całkiem udanych (jeżeli oczywiście ktoś toleruje japońską grozę w takim wydaniu). Mówi się, że ta część jest jedną z najbardziej wiernych swojej mangowej wersji. Niestety, nie jest mi dane stwierdzić w stu procentach czy tak jest autentycznie, ponieważ nijak nie mogę odnaleźć mangowych perypetii Tomie - ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu zresztą.
Historia Tomie jest z jednej strony tragiczna, z drugiej zaś potworna. Tak też jest postrzegana sama bohaterka: ginie na skutek nieszczęśliwego wypadku, aby po czasie odrodzić się jako potwór (dosłownie). Nie wiemy jakie czynniki spowodowały, że dziewczyna po raz kolejny powróciła do świata żywych i stała się siejącym zniszczenie monstrum, którego wszelkie próby unicestwienia spełzają na niczym. Cokolwiek by Tsukiko lub inne osoby nie uczyniły i w jakikolwiek sposób nie zabiłyby ponownie Tomie, ta powraca każdym razem, przybierając coraz to bardziej groteskowe formy swojego wyglądu: niczym roślina w doniczce, z której wystaje tylko głowa, jako dziwaczny mutujący twór na ramieniu czy też stonoga z kilkoma głowami na tułowiu. Absurdu niema granic...

Zdaję sobie sprawę, że wielu widzom takie podejście do tematu nie przypadnie do gustu, bo już daje się zauważyć krytyczne opinie na temat tego filmu, ale myślę, że cokolwiek by nie powstało - jeżeli ktoś gustuje w klimatach, jakie tworzy Iguchi, każda nowa produkcja będzie warta uwagi. Tak jest właśnie w moim przypadku i mimo tego, że wiele scen w filmie jest niekiedy aż śmiesznych, to nie można mu odmówić makabryczności oraz wszechogarniającego koszmaru. Wiele scen zresztą rozgrywa się na płaszczyźnie onirycznej, co nadaje mu niepowtarzalnego klimatu i niekiedy nie wiemy czy to, co się rozgrywa na ekranie jest koszmarnym snem Tsukiko, z którego za chwilę się obudzi czy też potworną rzeczywistością.
Na niekorzyść filmu wypada zachowanie bohaterów. Dotyczy to kwestii pojawienia się Tomie wśród żywych, bo choć świadkami jej śmierci było troje ludzi, to w momencie kiedy zjawia się ponownie w szkole czy nawet klasie - nikt nie zwraca na to większej uwagi (w tym też znajomi Tsukiko, którzy widzieli śmierć dziewczyny).
Pod tym kątem film jest totalnie bezsensowny i pewnie wielu widzów to zniechęci, a biorąc pod uwagę dziwaczne metamorfozy Tomie, za film chwycą tylko zatwardziali maniacy japońskiej kinematografii, których nie przeraża i nie odrzuca absurd i groteska panosząca się na ekranie.
Na uwagę zasługuje również obsada. Miu Nakamura, która wcieliła się w postać Tomie, idelanie nadaje się do tego rodzaju roli. Z jednej strony piękna i delikatna, z drugiej - spojrzeniem zabić dosłownie może. Może nie jest tak wielopłaszczyznowa jak poprzedniczki, to jednak potrafi przyciągnąć ludzi, nawet tych, którzy wiedzą kim ona jest. Także nie ma się czego czepiać do Moe Arai - odtwórczyni Tsukiko. Dziewczyna znakomicie potrafiła ukazać swój strach, niedowierzanie czy zrozpaczenie tym, że koszmar staje się rzeczywistością, a ona bezradnie próbuje z tym walczyć. Reszta aktorów też spisała się bez zarzutów, tak więc pod kątem aktorstwa jest jak najbardziej w porządku.
Ja tam marudzić nie zamierzam i do ponownego obejrzenia Tomie: Unlimited zasiądę jeszcze nie raz...

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10


Reżyseria:
Noboru Iguchi

Scenariusz:
Junji Ito
Jun Tsugita

Rok produkcji:
2011

Obsada:
Miu Nakamura
Maiko Kawakami
Moe Arai
Kôichi Ôhori
Kensuke Ohwada
Aika Ohta


Brak komentarzy: