środa, 31 października 2018

Ghost on Air; Singapur

Powiem szczerze, że bardzo miło po dość długim czasie zasiąść do skośnookiej produkcji grozy. Film wpadł w moje ręce przy okazji szukania jakiś horrorów ''świątecznych'', ale mimo tego, że drugich za wiele nie znalazłam, nie mogłam pominąć okazji, aby nie zgarnąć horroru singapurskiego reżysera - Chenga Ding Ana.
Jak to bywa w azjatyckich horrorach o tematyce ghost spodziewać się można nawiedzeń przez długowłosą kobietę - upiora. Nie inaczej jest w tym wypadku i prawdą jest, że Cheng nie pokazał nam tu niczego nowego, jednak mimo tego Ghost on Air jest filmem całkiem niezłym o ciekawej fabule i muzyce przyprawiającej o gęsią skórkę.


Ping Xiao jest najpopularniejszym DJ w radiowym programie. Jednak na skutek głupiego incydentu w barze zostaje wyparty przez nową współpracownicę. Mężczyzna, żeby utrzymać się ''na fali'', postanawia rozpocząć transmisję serii programów dotyczących nawiedzeń. Niby wszystkie historie są fikcyjne, a jednak mają związek z jego zmarłą dziewczyną. Im więcej Xiao opowiada historii, tym bardziej bolesne powracają do niego wspomnienia. Jednak jest gotowy zrobić wszystko, aby ponownie wygrać konkurs na najpopularniejszego DJ radiowego. Z czasem jednak zaczyna zdawać sobie sprawę, że to, co do tej pory wydawało mu się jedynie fikcyjną opowieścią z dreszczykiem, zaczyna przenikać do rzeczywistości...

Ghost on Air jest filmem sztampowym, a szkoda, bo to psuje całą frajdę podczas seansu i tak naprawdę nie robi nic, aby zaangażować publiczność. Mamy tu starszą przerażającą kobietę, stary zakurzony pokój, obfitość upiornej muzyki no i oczywiście bladą ociekającą krwią kobietę, która co jakiś czas ukazuje się naszemu bohaterowi. Wszystko to znamy bardzo dobrze i mamy już doskonale sprawdzone.
Film w dużej mierze opiera się na ukazaniu koszmarów Xiao, które przybierają formę bądź koszmarnych snów bądź też prześladują mężczyznę na jawie. Niestety wszystko to pojawia się aż nazbyt często, przez co staje się po pewnym czasie normalne, a co gorsza już nie zawsze straszne.
Reżyser Cheng Ding, który jest jednocześnie scenarzystą i producentem filmu dużo czerpie z pracy braci Pang. Ogromne podobieństwo Ghost on Air widać tu z ich sławnym The Eye (2002). Są to ogólne sekwencje filmu, jak i samo tworzenie makabrycznej atmosfery. Szkoda jednak, że Ding tak koszmarnie brnie w stereotypy i widzimy to poprzez przeciąganie niektórych scen, pojawiają się w nich nagłe zmiany, nierówną stymulację oraz przytłaczającą muzykę, która nasila się w momentach, kiedy Pinga czeka coś nieoczekiwanego. Muzyka jest tu ważnym elementem tła filmu, ponieważ informuje widzów, że powinni się przygotować na tanie triki o elemencie nadprzyrodzonym.
Bez zaskoczenia, które powinno być tu najważniejszym elementem, film jawi się jako horror przeciętny bez większego zainteresowania dla wielu. Choć ja osobiście uważam, że cała atmosfera filmu jest tu jak najbardziej w porządku, a do tego wydarzenia, jakie mamy okazję oglądać wprowadzają odrobinę zamieszania. W pewnym momencie po prostu nie wiemy czy koszmary bohatera są snem czy jawą. Nie wiemy dlaczego w momentach przeprowadzania audycji duchy nawiedzają Pinga i dlaczego go opętują. Czy jest on w jakiś sposób podatny na ich nawiedzenia? Domysły, domysły, domysły...
Minusem filmu jest też to, że w żaden sposób nie pokazuje rozwoju postaci, a jego nieco ''oklepana'' fabuła nie pozwala poczuć sympatii do bohaterów.
Wiele do życzenia daje też aktorstwo. Dennis Chew, który wcielił się tu w postać Xiao Pinga zagrał tu mało realnie. Brakuje mu przede wszystkim powagi. Podobnie Eunice Olsen jako popularna DJ'ka Pauline jest tak bardzo przekonująca, jak to, że duchy ''żyją'' wśród nas. Chociaż w tym wypadku kobiety czepiać się nie będę, bo jej role nie były aż nazbyt wyeksponowane. Może będzie jeszcze miała szansę się wykazać (czego jej życzę, bo widać, że kobieta ma potencjał).

Reasumując: Ghost On Air byłby całkiem konkretnym horrorem, gdyby nie fakt, że powstał z pracy mało doświadczonego reżysera, który obsadził w składzie filmu mało doświadczonych aktorów. Tematyka jak najbardziej w porządku, atmosfera mroczna ponura, czyli niczego sobie. Na parę elementów można narzekać, ale ogólnie jak dla mnie jest dobrze, tak więc nie będę krytykować mimo tego, że singapurski horror nie pokazuje nam niczego nowego, a wręcz przeciwnie - pokazuje wszystko to, co jest nam już doskonale znane.
Ale co tam...Azjaci lubię tworzyć filmy grozy, robią je z pasją i niech robią dalej.
Jak znajdziecie, to oglądajcie. Na dziesięć gwiazdek daję mocną siódemkę.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹 7/10

Reżyseria:
Cheng Ding An

Scenariusz:
Li Guan Lin Wendy
Cheng Ding An

Rok produkcji:
2012

Obsada:
Zhong Qing Dennis Chew
Samuel Chong
Siew Feng Choo
Zhou Chong Qing Dennis
Mei Yan Gan
Eunice Olsen


1 komentarz:

DarkQueen pisze...

Dla mnie dość przeciętny horror, ale jeżeli ktoś dopiero co się zaznajamia z azjatyckim kinem grozy, to pewnie będzie to jakaś perełka.