Niestety, problem w tym, że ''skopiowano'' nie tylko fabułę amerykańskich horrorów, ale także zachowania bohaterów. To już chyba stało się regułą w gatunku horroru, jakim jest slasher, że bohaterowie sami pchają się w łapska albo i lepiej - pod nóż mordercy. Na własne życzenie tracą życie łażąc tam, gdzie ewidentnie nie powinni i tym sposobem na swoje nieszczęście tracą życie. No i nie inaczej jest w Bloody Beach, gdzie głupkowate zachowanie i źle podejmowane decyzje bohaterów prowadzą ich w objęcia kostuchy.
Letni dzień. Grupa ośmiu młodych osób, którzy poznali się na czacie, postanawia się spotkać. W tym celu wynajmują piękny dom położony zaraz przy plaży.
Wszyscy bawią się w najlepsze, ale ich spokój któregoś razu zakłóca pojawienie się seryjnego mordercy, który nazywa się Sandmanz. Eliminuje on każdego z uczestników wyprawy i nikt nie wie, jak stawić mu czoła.
Czyż nie jest to jakieś nam znajome: grupa młodych ludzi wybiera się w odludne miejsce, aby zaszaleć i co? Zamiast zabawy stawiają czoła bezwzględnemu mordercy, którym może być każdy.
Jak wspomniałam fabułę da się ''przełknąć'', choć nie jestem zwolenniczką horrorów, gdzie tajemniczy, zamaskowany morderca biega i szlachtuje Bogu ducha winnych rozwrzeszczanych nastolatków.
Amerykańskie kino nafaszerowane jest tego typu produkcjami i rzecz w tym, że ma się już dosyć, gdyż każdy kolejny film o podobnej tematyce jest przewidywalny i niczego nowego nie wnosi.
Dokładnie tak samo jest z Bloody Beach. Całość jest przewidywalna, a bohaterowie zachowują się tak nielogicznie i absurdalnie, że naprawdę w pewnym momencie szlag trafia. Jak nie trudno przewidzieć podczas ucieczki uciekają z reguły tam, gdzie uciekać nie powinni i migiem dopada ich oprawca. Po drugim morderstwie wiemy właściwie co będzie się działo dalej. Seans właściwie w tym momencie można już sobie darować.
Niestety to nie jest jedyny minus.
Drugą słabością filmu jest zupełny brak napięcia. Nie doświadczymy jego naprawdę w ogóle. W gruncie rzeczy otrzymujemy około 100-minutowy koreański slasher, który po pierwsze: ani nie zainteresuje, po drugie: ani nie przerazi, po trzecie: jedynie wzbudzi litość. Momentami zastanawiałam się czy koreański horror spod znaku ,,noża'' ma jeszcze szansę na sukces pokroju Someone Behind You w reżyserii Ki-hwan Oha? Ten film oglądało się zupełnie inaczej. Oglądało się przede wszystkim w skupieniu i z zaciekawieniem. To produkcja znakomita.
Czy można znaleźć tu jakieś plusy? Owszem. Jedynym plusem jest to, że nie do końca wiemy kto jest mordercą? Czy jest to osoba z grupy czy ktoś obcy... Możemy jedynie domniemywać.
Mam nadzieję, że Bloody Beach był tylko mizernym preludium...ot niesmiałym początkiem do rozwijającej się w Korei Południowej ''grozy slasherowatej''. Być może każdy kolejny tego gatunku koreański horror będzie na tyle dobry, że przestanę kręcić nosem. Chociaż osobiście wolałabym, aby Koreańczycy zajęli się gatunkiem ''ghost'', bo tego typu produkcje wychodzą im naprawdę najlepiej. Nudne i beznadziejne slashery niech pozostawią Amerykanom, bo ci tworzą je masowo, a fani azjatyckiej grozy po prostu odetchną z ulgą.
MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz