czwartek, 18 października 2018

Hak yae (aka Black Night); Japonia/Tajlandia/Hongkong

Film ten to prawdziwy rarytas dla fanów kina azjatyckiego, bo oto mamy tu ''trzy w jednym''. Black Night to trzy historie z dreszczykiem, pochodzące z trzech różnych krajów. Będziemy tu mieli okazję zapoznać się z folklorem Hongkongu, Japonii i Tajlandii.
Przyznam szczerze, że nie miałabym nic przeciwko, gdyby wplotło się tu jeszcze opowiadanko z Korei Południowej, ale dobre i to i nie ma co narzekać.

Produkcja ta to połączenie trzech różnych historii, każda - jak wspomniałam - pochodzi z innego kraju i każda - o czym jeszcze wspomnieć nie zdążyłam - jest nieźle pogmatwana, co dla mnie jest powodem do zachwytu. Żałuję tylko, że wszystko zbyt szybko się dzieje. 1,5 godziny to jak na trzy historie zdecydowanie za mało, ale cóż...

Pierwsza opowieść "Next Door" opowiada o seksownej Jane wracającej do apartamentu swego chłopaka. Podejrzewa że pod jej nieobecność Joe zaczął romansować z dziewczyną mieszkającą obok. Kiedy Jane chce się dowiedzieć od dziewczyny czegoś więcej - ta okazuje się być duchem...

Druga część filmu "Dark Hole" pokazuje Yuki której śnią się koszmary. Za radą swego męża idzie do psychiatry, który ją hipnotyzuje. Pod jej wpływem wychodzi na jaw, że wokół Yuki zdarzają się dziwne  przypadki śmierci a sama Yuki jest chroniona przez ducha swego przyjaciela z dzieciństwa...

Trzecia część "The Lost Memory" opowiada o przeżyciach pewnego męża ze swoją żoną, mającą halucynacje oraz ich dziecku, które nie wiadomo - czy żyje czy też nie...

Zwróciłam na początku uwagę, że takie połączenia w filmach to dość nietypowy ''zabieg'', ale z drugiej strony nie jest to też żadna nowość, gdyż na dwa lata przed ukazaniem się Black Night mieliśmy okazję zapoznać się ze znakomitym Saam gaang yi (''Three... Extremes''), który to był połączeniem trzech historii grozy z Hongkongu, Japonii oraz Korei Południowej.
Przyznaję, że Three... Extremes oglądało się dużo, dużo lepiej, ale i Black Night wypada całościowo efektownie.

Nie ukrywam, że jestem wielką fanką tego typu połączeń filmowych, zwłaszcza w azjatyckim kinie grozy. Wszystkie trzy historie nie będą jednak dla maniaka kinematografii z Azji czymś nowym.
Pierwsza historia w reżyserii Patricka Leunga to typowa opowieść o duchach, jakimi karmi nas od długiego czasu azjatycka groza. Mamy tu charakterystyczne motywy: ducha kobiety i wody. Dobrze się stało, że Next Door pojawił się jako pierwszy, gdyż później uświadomimy sobie, że właśnie ta historia miała nam najwięcej do zaoferowania.
Momentami nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że niektóre motywy zostały zaczerpnięte z japońskiego Ju-On. Chwilami naprawdę bardzo przypominał dzieło Shimizu.
Cała historia wypadła naprawdę dobrze. Momentami ukazują się nam sceny, które faktycznie mogą zmrozić krew w żyłach, szczególnie kiedy pojawia się nagle na ekranie twarz ducha kobiety: blada, o złowrogim spojrzeniu i z długimi czarnymi włosami, przesłaniającymi twarz wykrzywioną z sarkastycznym grymasie.
Fabuła może oryginalna nie jest, ale daje radę i całą historię ogląda się naprawdę przyjemnie.
Duże nadzieje wiązałam z japońskim Black Hole w reżyserii Takahiko Akiyamy.
Niestety już dużym minusem na starcie jest niezbyt ciekawy obraz całości produkcji. Obejrzeć się oczywiście da, ale wygląda to mniej więcej jakby ktoś kilka razy skopiował film z kasety VHS na nośnik DVD. To nie wygląda w porządku.
Początkowo historia wydaje się interesująca i zdaje się, że po raz kolejny mamy do czynienia z tajemniczymi wydarzeniami tudzież tajemniczą śmiercią, której efektem jest duch jakiego widzi nasza bohaterka.
Niestety, w momencie kiedy poznajemy prawdę, że stworzenie owo jest tylko wyimaginowaną projekcją umysłu młodej kobiety, wówczas to całą grozę trafia szlag.
Owszem, dziwaczne stworzenie jest czymś dziwnym i groźnym, ale po jakiego grzyba pytam stało się ono wytworem wyobraźni?
Cała historia byłaby naprawdę ciekawa, bo pomysł nie był zły, ale jakoś chyba nie bardzo wszystko wyszło.
Wreszcie docieramy do ostatniego filmu, którego reżyserem jest Tanit Jitnukul.
Od razu zaznaczę, że The Lost Memory bardzo skojarzył mi się z Art of the Devil. Historia wygląda całkiem nieźle, ale podobnie jak w Art of the Devil, początkowa ciekawość fabuły zmienia się w totalny bałagan. Moje zainteresowanie tą historią trwało przez około 15 minut, ale potem to co się zaczęło już nie bardzo przykuwało moją uwagę, a przez ostatnie 10 minut byłam już nieźle zirytowana.
Ponownie straszy nas mały chłopiec, ale daleka droga przed nim, aby dorównać naszemu przyjacielowi Toshio Saeki. O ile ten drugi straszył skutecznie, o tyle jego tajski kolega nie potrafił tego uczynić ani razu. W początkowych scenach całej historii, dało się zauważyć jakąś tajemnicę, ale potem to już był typowy horror - scena za sceną i nijak trzeba było doszukiwać się tajemnicy, bo ciężko było uchwycić cokolwiek. Ogólnie nie wypadł źle, ale jakoś zabrakło mi TEGO CZEGOŚ, ażeby móc powiedzieć, że to naprawdę dobry tajski horror.

Next Door to zdecydowanie najlepsza historia z całej produkcji. Może i nic nowego, ale ma sceny, które powalą nas na kolana. Resztę można oczywiście obejrzeć, a wręcz i trzeba, ale niestety żadnych  rewelacji tam nie doświadczymy, a szkoda.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹 7/10


Reżyseria:
Takahiko Akiyama
Tanit Jitnukul
Patrick Leung

Scenariusz:
Takahiko Akiyama
Tanit Jitnukul
Patrick Leung

Rok produkcji:
2006

Obsada:
Annie Liu
Dylan Kuo
Race Wong Hosie
Takashi Kashiwabara
Asaka Seto
Tomorowo Taguchi
Nutsha Bootsri
Athipan Chantapichai
Kajonsak Ratananisai
Pitchanart Sakakorn


1 komentarz:

Maciek pisze...

Zgadzam się co do tego, że pierwsza historia najciekawsza, ale reszta niestety do bani. Lubię horrory azjatyckie, ale ten wyszedł bardzo słabo. Zawiodłem się.