Ilya jest artystką wideo zajmującą się specyficzną twórczością: filmuje ostatnie chwile ludzi, którzy zgodzili się na uwiecznienie ich samobójstwa a potem montuje ze scen ich śmierci wizualizacje przeznaczone do pokazywania przy muzyce klubowej. Ta szokująca forma „sztuki” jest w przedstawionym świecie społecznie akceptowana, bohaterka jest zaś jej wschodzącą gwiazdą. Podchodzi do zbieranego materiału w „profesjonalny”, zdystansowany sposób, ciągłe oglądanie wieszających się czy strzelających sobie w głowę ludzi wydaje się nie mieć na nią zupełnie żadnego wpływu. Zacznie się to jednak powoli zmieniać po tym jak z niewyjaśnionych powodów samobójstwo popełni jej własny chłopak.
Z dwóch przywołanych na początku reżyserów Sato znacznie bliżej do Kurosawy. Mimo że, realistyczne sceny zgonów nakręcone w paradokumentalnym kluczu a następnie pokazywane jako tło dla tańczących młodych ludzi robią mocne wrażenie, szok nie jest tu głównym narzędziem. Równie, a nawet bardziej wstrząsające są subtelności: zachowanie chłopaka z pistoletem, który waha się nie wiadomo czy w związku z istniejącą w nim jeszcze wolą życia czy lękiem, że źle wypadnie przed kamerą; monolog staruszka, który wyznaje, że od dawna żył tylko dlatego, że tego oczekiwali od niego bliscy i jego samobójstwo sprawiłoby im sporo kłopotu; scena rozmowy Ilyi z jej menedżerką, kiedy dziewczyna zapytana o powód nieobecności swojego chłopaka nie informuje o jego śmierci jakby było to jakimś wstydliwym sekretem. Reakcje bohaterki po samobójstwie ukochanego generalnie są najbardziej porażającym elementem filmu. Nie przypadkowo napisałem wcześniej, że podejście Ilyi do śmierci zmienia się powoli, przez dłuższy czas (nie wiemy czy dni czy wręcz tygodnie) po znalezieniu wykrwawionego chłopaka dziewczyna właściwie w ogóle nie reaguje na ten fakt, nie płacze, nie mówi o tym, pracuje, je, śpi jakby nic się nie stało. Dopiero małe paranormalne zajście sprawi, że zacznie przejawiać emocje, głośno zadawać pytania. Zacznie przejawiać i dawać upust cierpieniu.
Pytanie o to czy nieprzenikniona bohaterka naprawdę nic nie czuła czy po prostu nie umiała uzewnętrznić uczuć i wynikła z tego kwestia działania medialnych obrazów śmierci, „znieczulających” na tragedie i odrealniających śmierć, to tylko wierzchołek góry lodowej. Podobnie jak przewijający się przez cały film problem prawdziwych przyczyn samobójstw, przyczyn które mogą być trudne do zlokalizowania i niewyrażalne nawet dla samych samobójców. Od przerażającej niemożności komunikacji z nawet najbliższym człowiekiem, przez myśl o samobójstwie jako drogę do pogodzenia się z życiem (motyw jakby wysnuty z filozofii Emila Ciorana), po „padlinożerczą” naturę sztuki, ilość myśli, problemów, tematów poruszonych w tym 40 (!) minutowym dziele jest wręcz oszałamiająca. To prawda, że część z nich została raczej zasugerowana niż rozwinięta, to prawda, że „L'Ilya” raczej zadaje pytania niż daje odpowiedzi. Ale próba jednoznacznej odpowiedzi na pewne pytania byłaby raczej przejawem tupetu niż owocem przemyśleń, poza tym czy prawdziwym zadaniem sztuki nie jest właśnie nakłonić nas do zadawania pytań, do myślenia? Film Sato wywiązuje się z tego w stu procentach i dla widza nastawionego na głębszą refleksję powinien być bardzo interesującym doświadczeniem.
MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz