środa, 31 października 2018

Tôkyô zankoku keisatsu (aka Tokyo Gore Police); Japonia

Kiedy ogromny rozgłos zdobyła w 2008 roku produkcja zatytułowana Kataude mashin gâru (''The Machine Girl'') w reżyserii Noboru Iguchi, można powiedzieć, że jak przysłowiowe ''grzyby po deszczu'' zaczęły powstawać filmy krwawe, ekstremalne z elementami gore. Nafaszerowane szaleństwem oraz odrobiną humoru, od razu zdobyły zarówno swoich zagorzałych fanów, jak i przeciwników.
Tôkyô zankoku keisatsu powstały niedługo po dziele Iguchi, został nakręcony właśnie w identycznej konwencji.


Akcja Tokio Gore Police toczy się w niedalekiej przyszłości. Ruka jest policjantką przydzieloną do specjalnej jednostki, która ma za zadanie zniszczyć krwiożercze mutanty. Ich twórcą jest szalony naukowiec o pseudonimie Key Man, który w wyniku eksperymentu stworzył zabójczy wirus mutujący ludzkie geny. Dziewczyna musi zmierzyć się z morderczymi bestiami, które kierując się instynktem zabijają bez żadnych oporów. Ruka nie jest jednak bezbronna... jak na kobietę z Kraju Kwitnącej Wiśni przystało nosi przy sobie wspaniały miecz samurajski. Dziewczyna jak i Key Man są po przeciwnych stronach, jednak łączy ich jedna rzecz: otóż kilka lat wcześniej obojgu zginęli ojcowie z rąk policji. Teraz (choć są wrogami) pragną zemsty ... i to jak najbardziej krwawej.

Pomimo swojej brutalności film zdobył pozytywne opinie wśród krytyków głównie w Ameryce Północnej. Podkreślano, że dzieło to jest perwersyjne i dziwaczne, co przyciąga wielu.
Wprawdzie wspomniany nieco wyżej Kataude mashin gâru również należy do dzieł udanych, to jednak posypały się w stronę tego filmu niejednokrotnie dość nieprzychylne recenzje (ku mojemu zaskoczeniu zresztą).

Jednak skłamałabym, gdybym nie wspomniała, że także i opisywany film określa się mianem ''śmiecia'' zwłaszcza wśród zagorzałych miłośników kina. Niejednokrotnie zarzuca się filmowi pokrętną fabułę, zbyt dużą ilość krwi, głupich i nielogicznych sytuacji i scen, które wywołują niesmak.
Owszem, Tôkyô zankoku keisatsu nie szczędzi nam krwi na ekranie. Jak to bywa, mamy tu jej mnóstwo z ucinanych, odrywanych kończyn, wnętrzności wyrywane z ciał...czyli każdy miłośnik gore powinien czuć się usatysfakcjonowany. Pod względem brutalności naprawdę dzieje się tu wiele.

Fabularnie natomiast nie spotkamy się z niczym nowym: mamy tu motyw porzuconej dziewczyny i oczywiście główny - motyw zemsty.

Aktorstwo natomiast to zupełnie inna bajka. Bardzo mi się podobało. Odziana w skórzane odzienie Ruki robi piorunujące wrażenie.
Eihi Shiina, która zagrała główną bohaterkę znakomicie wczuła się w swoją rolę, przez co postać Ruki nabrała niesamowitego charakteru, a u mnie bez wątpienia zyskała sympatię.

Film ten z całą pewnością nie nadaje się dla każdego widza. Kto zapoznał się już wcześniej z japońskimi filmami gore, wie zapewne do czego są oni zdolni, i że są w stanie pokazać na ekranie bardzo dużo.
Dlatego też ktoś, komu japońskie gore nie przeszkadza, może chwytać za dzieło Nishimura, ale osoby które na widok krwi i wypruwanych wnętrzności odczuwają mdłości, powinny raczej poszukać innego filmu na miłe spędzenie czasu.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10


Reżyseria:
Yoshihiro Nishimura

Scenariusz:
Yoshihiro Nishimura
Kengo Kaji
Sayako Nakoshi

Rok produkcji:
2008

Obsada:
Eihi Shiina
Itsuji Itao
Yukihide Benny
Ikuko Sawada
Jiji Bū
Tak Sakaguchi
Keisuke Horibe
Shun Sugata
Cherry Kirishima
Mame Yamada
Marry Machida
Maiko Asano
Ayano Yamamoto
Kai Izumi
Tsugumi Nagasawa
Moko Kinoshita
Camille LaBry
Shōko Nakahara
Sayako Nakoshi


1 komentarz:

Farah pisze...

Powiem tak: film jest dobry. Zgoda - niskobudżetowy, krwawy, jak cholera, absurdalny,
momentami wręcz odrzuca skrzywioną do granic możliwości estetyką (klub pełen
zmodyfikowanych prostytutek i innych atrakcji), ale... o to chodzi! Kto nie łapie konwencji, nie
powinien w ogóle brać się do oglądania. Tu nie chodzi o scenariusz, czy naszkicowanie
wielowymiarowego bohatera. Ma lać się krew! Ręka, noga, mózg na ścianie! Im więcej, tym
lepiej!
Gore jest gatunkiem niszowym z natury rzeczy, 95% społeczeństwa nie jestem w stanie
pojąć co konkretnie sprawia przyjemność tym nielicznym, którzy lubują się w przeżywaniu
'tych okropieństw'.
Ja mówię - bądźmy chorzy! Mnie film przypadł do gustu, rozbawił i, nie ukrywam, wciągnął.
Jest kompletnie oderwany od rzeczywistości. Na uwagę zasługują zwłaszcza przerywniki -
fałszywe reklamy - pomysł i wykonanie zaczerpnięte z pewnością z dzieł Verohoevena. Ach,
trzeba również wspomnieć profesjonalne i całkiem intrygujące zdjęcia - budowanie nastroju
kolorem i światłem.