Bohaterem komiksu jest niejaki Kazuyuki Asekawa - dziennikarz, który postanawia rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci swojej siostrzenicy Tomoko, która zmarła będąc sama w domu. Dziennikarz wkrótce odkrywa, że oprócz Tomoko, śmierć poniosło również troje jej przyjaciół. Śledztwo doprowadza go na trop przeklętej kasety wideo. W jednym z nadmorskich kurortów, wynajmuje ten sam pokój co nastolatkowie i ogląda przeklęty film. Po zakończeniu dziwacznych obrazów dzwoni telefon, gdzie tajemniczy głos oznajmia Asekawie, że ten ma tylko tydzień życia.
Komiks, o którym mowa, powstał w roku 1995 jednak wydany został w roku 2002 przez co większość osób, które się z nim zetknęła, zapewne była już po seansie filmowych dziejów Sadako (jeżeli nie amerykańskiej, to pewnie japońskiej), przez co zagłębiając się w komiksową wersję zauważyła, że jest to tak naprawdę kalka tego, co rozgrywa się w filmie chociażby Nakaty z tą jednak różnicą, że tu głównym bohaterem jest nie kobieta (w filmie była to Reiko Asakawa), a mężczyzna. Jednak jakby nie patrzeć cała fabuła jest praktycznie identyczna, jak ta opisywana w powieści Suzuki lub oglądana w filmach. Dlatego też uważam, że nie ma co się zagłębiać w linię fabularną, którą właściwie wszyscy doskonale znamy. Nie doszukujmy się tu jakiś urozmaiceń czy nieco mniej znanych wątków pobocznych, bo ich tu nie ma. Jeżeli oglądaliście film bądź też czytaliście powieść, kompletnie nie dostrzeżecie tu niczego nowego. Bohaterowie również nie ulegli zmianom, ich poczynania i praca, którą wykonują - wszystko ma tu swój ład i porządek ustanowiony już w 1991 roku przez Koji Suzuki. Mając w pamięci czytaną nie tak dawno mangę Uzumaki, zauważyłam, że w The Ring praktycznie nie ma scen, które by nas jakoś przeraziły. Wszystko jedynie odbywa się na zasadzie suchej pogawędki pomiędzy bohaterami, ale nie doświadczymy makabrycznej kreski, która potrafiła zmiażdżyć w Uzumaki. Oczywiście nie jest to żadnym powodem, aby za komiks nie chwytać, bo byłby to niemal grzech dla wyjadacza japońskiej grozy, jednak nie jest to stosunkowo straszna manga, dlatego też nie nastawiajcie się na jakiś naprawdę mrożący krew w żyłach horror. Prawdą jednak jest, że i film w sumie straszył niewiele, a przynajmniej niewiele można było w nim dostrzec, ale jak wiadomo film to film i każdy potrafi go odbierać inaczej. Tu zdaję sobie sprawę, że po dłuższym czytaniu może co poniektórym się to znużyć...ale nie odkładajcie mangi na półkę, nie zapominajcie o niej, bo ma ona znacznie więcej plusów, niż się wydaje...
Graficznie wszystko wygląda cudownie. Kreska jest ostra i czysta, co naprawdę cieszy oko. Ilustracje są naprawdę niesamowite i rysownik naprawdę wprawnie ukazał całą historię poprzez pociągnięcie kilkunastu kresek. Wszystko wygląda bardzo realistycznie. Postacie nie są aż nazbyt wyróżnione, a tło idealnie wpasowuje się do istniejących na pierwszym planie postaci. Nic się nie gryzie, a wszystko idealnie współgra. Wyrazistość zarówno postaci, jak i otoczenia nadają niesamowitego klimatu. Bez wątpienia kreska pozytywnie wpływa na jakość The Ring.
Z pewnością jest to manga, która potrafi wciągnąć i nie jest już tu ważne czy znamy powieść czy film, bo dla fantastycznej pracy graficznej, świeżej wciąż kreski i wiele ciekawych elementów ukazanych z perspektywy mangi, za The Ring warto chwycić. Niestety dla wielu może pojawić się bariera językowa, ponieważ manga w sprzedaży jest obecnie w języku japońskim i angielskim. Jeśli przebrniecie przez pierwszy rozdział, który daj posmak całego klimatu panującego w komiksie, przebrniecie śmiało dalej, a polecam bo naprawdę warto!
MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10
2 komentarze:
Kurde, jakby ciężko było wydac mangę na polskim rynku. ,,Uzumaki'' wydali mimo, że jest znacznie mniej popularny niż Ring.
Skąd można ją zamówić?
Prześlij komentarz