Przyznam, że tytuł filmu mnie początkowo zmylił, gdyż oto byłam pewna, że będę miała do czynienia z dziełem na wzór Ringu (lub chociaż podobną tematyką). Jednak w praktyce okazało się coś zupełnie innego.
Grupa uczniów szkoły średniej zaprasza jednego z kolegów z klasy, aby przenocował z dwoma dziewczynami w domku letniskowym. Reszta napada na nich, aby przestraszyć kolegę. Nagrywają wszystko na kamerze. W czasie tej właśnie zabawy chłopak ginie. Bojąc się, że trafią do więzienia, postanawiają pozbyć się ciała, co też całkowicie nie wypala. Mija rok i zgłasza się ktoś, kto widział kasetę i chce się zemścić.
Przede wszystkim od razu rzuca się w oczy podobieństwo do tzw. amerykańskich teen-slasherów, którym to początek dał w 1996 roku film w reżyserii Wesa Cravena - Scream (aka Krzyk). Łudziłam się nadzieją, że Koreańczycy zrobią ten slasher troszkę ''po swojemu'', czyli tak, że będzie można bez problemu odróżnić tytuł od zwykłych teen-slasherów, których na pęczki w amerykańskim kinie. Niestety...tylko się łudziłam, bo nadzieja okazała się płonna. Otrzymałam film zrobiony w stu procentach na wzór wspomnianego już Krzyku czy Koszmaru minionego lata ( reż. Jim Gillespie; 1997). Naprawdę bardzo wiele rzeczy jest dosłownie ''zerżniętych'' z tych dwóch produkcji: od całej fabuły praktycznie począwszy, na stroju mordercy kończąc. Strój mordercy...no właśnie - niczym żywcem wyjęty z Koszmaru... Momentami odnosiłam wrażenie, że oglądam właśnie film nie Gi-hun Kim'a, a Gillespie.
Podobnie, jak jego amerykańskie odpowiedniki, także i The Record razi niemiłosiernie głupotą bohaterów, przez co po kilkunastu minutach oglądania, staje się po prostu koszmarnie drażniący. W sytuacjach zagrożenia życia, zamiast uciekać, bohaterowie szukają kryjówek, które notabene okazują się po prostu żałosne (już kilkuletnie dziecko wiedziałoby lepiej, jak się ukryć), co w rozrachunku prowadzi do tego, że każdy z naszego miłego towarzystwa kończy po kolei, jak zaszlachtowana zwierzyna. Dodatkowym minusem, jak na fakt, że jest to slasher jest to, że sceny morderstw aż nazbyt krwawe nie są. No przepraszam, ale jak już się ma lać krew, to ja chcę ją przynajmniej oglądać.
Zarówno dialogi, jak i zachowanie nastolatków są bardzo płytkie, co tylko dodatkowo sprawia, że nasza irytacja wzrasta. No i czarę goryczy przelał fakt, że film jest przewidywalny, a tego nie toleruję w kinie, a tym bardziej nie mam litości, jeżeli owo zjawisko zauważę w filmach azjatyckich (tu z dużym naciskiem na horrory zwłaszcza).
Jak dla mnie wszystko jest tu raczej na nie. Nawet muzyka nie powala, bo w momentach, kiedy powinna skutecznie budować napięcie, po prostu jej nie ma. Zamiast tego usłyszymy jakieś kiepskie rockowe rzępolenie.
Naprawdę nie wiem...jakoś ciężko doszukać mi się tu plusów, choć uwierzcie starałam się. Może jako plus zaliczyć można szybką akcję. Każde oglądane wydarzenie nie trwa zbyt długo i chwała za to, bo chyba bym nie zdzierżyła jeszcze tempa akcji ciągnącego się jak flaki z olejem.
No i to w zasadzie na tyle. The Record nie ustrzegł się błędów, jakie spotykamy w amerykańskich slasherach, co więcej skutecznie je powielił, grzebiąc tym samym całą produkcję. Zero innowacji. Zero klimatu. Zero napięcia. Komu polecić ten film? Z pewnością zagorzałym maniakom slasherów, dla których zarzynane grono nastoletniej młodzieży będzie świetnym widowiskiem na wieczorną nudę.
MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹 7/10
2 komentarze:
Jak dla mnie typowy, koszmarnie przewidywalny slasher, zrobiony pod wzór amerykański. Zachowanie nastolatków głupie i nielogiczne, sceny napięcia zwiędnięte jak flak, gra aktorska też nie stoi na wysokim poziomie. Jak dla mnie 4/10
Od dawien dawna już azjatyckie horrory są jednymi z najlepszych na świecie, znanymi z atmosfery i odbicia współczesnego społeczeństwa. To nie jest jeden z tych filmów! Zamiast tego, „The Record” to mierny film slasherowy, będący pochodną amerykańskich filmów takich jak: ,,Koszmar minionego lata'' czy ,,Krzyk''. Fabuła oklepana do granic możliwości: 5 nastolatków przypadkowo popełniło straszną zbrodnię, która ukryli. Rok później prześladuje ich maniak uzbrojony w nóż (z wyjątkowo nieskrywanym przebraniem sterylnej maski szpitalnej i pomarańczowego kombinezonu). Istnieje tu wiele głupich konfiguracji fabuły na kontynuowanie historii. Reżyseria filmu jest niejednoznaczna i mam wrażenie, że reżyser bardziej wspierał się głupimi projekcjami MTV niż obecnymi azjatyckimi horrorami, jak chociażby ,,Ring''. Końcowa partia filmu nie jest jednak taka zła, dostarczając kilku niezłych scen suspensowych. Ode mnie mizerne 4/10 .
Prześlij komentarz