Holt, młody mężczyzna wyjeżdża do innego miasta, aby podjąć studia. W rodzinnej miejscowości pozostaje jego dziewczyna Julia. Wkrótce wszelki kontakt z chłopakiem się urywa i zaniepokojona Julia udaje się na uczelnię, aby dowiedzieć się, co się dzieje. Odkrywa wkrótce, że jeden z profesorów - niejaki Gabriel, zafascynowany tajemniczą kasetą wideo, która - jak głosi plotka - zabija po siedmiu dniach od jej obejrzenia, zachęca studentów do wzięcia udziału w dziwnym eksperymencie. Ma on na celu poznanie legendy Samary. Wszyscy studenci biorący udział w eksperymencie są w ogromnym niebezpieczeństwie, a Julia, aby ratować Holta, postanawia obejrzeć dziwną kasetę wideo. Czy uda się jej przezwyciężyć zło?
W Rings istnieje jeden interesujący pomysł, najnowsza kontynuacja serii, która zamieniła mokre czarnowłose japońskie duchy w główny nurt hollywoodzkiego horroru. Film zdaje się zadawać pytanie: ,,Co, jeśli naukowo można wyjaśnić odrętwiający terror, przekształcić go w nieszkodliwe dane i wykorzystać do celów mechanicznych?''
To dość mocna koncepcja. Ludzka ciekawość i pewność siebie walczą z przesądami od zarania dziejów, a opowieści o miejscach, w których oba konflikty mogą być potężnymi metaforami tego, jak ludzkość nieustannie się uczy, iż żadna ilość wiedzy nie jest w stanie całkowicie rozwiązać problemu strachu. Rings jednak jest na tyle ciekawym filmem, że wydaje się jakby rozproszony fabularnie i nie może zbyt długo skupiać się na żadnej koncepcji. Fabuła dotykająca naukowego rozwiązania tajemnicy Samary i jej przeklętej taśmy wideo jest najbardziej intrygującym pomysłem, który jednak zostaje nieco zepchnięty, jako wątek poboczny.
Zacznijmy jednak od początku: film zaczyna się od trzech osobnych historii osób, bez żadnego poczucia, że historia ukazana troszczy się o którąkolwiek z nich. Pojawia się sekwencja niczym z Oszukać Przeznaczenie (2000 r.), kiedy młody człowiek, znajdujący się na pokładzie samolotu, wyznaje przerażony pewnej młodej dziewczynie, że oglądał przeklętą taśmę wideo, tak dobrze nam znaną z horroru Gore'a Verbinskiego z 2002 roku - Ring lub też oryginalnej japońskiej wersji filmu Ringu z 1998 roku lub też powieści Koji Suzuki z 1991 roku, która zrodziła całą serię (recenzja książki tutaj). Jak wiadomo, iteracje tej historii mówią nam, że dokładnie po siedmiu dniach, jak ktoś obejrzy taśmę, utopiony mściwy duch Samary wyskakuje z ekranu telewizora i zabija daną osobę. W tym wypadku nie przeszkadza naszemu duchowi nawet fakt, że jej ofiary znajdują się na wysokości 10 000 metrów nad ziemią. Powiem Wam, że początek zrobił na mnie całkiem dobre wrażenie. Od razu widać było, że w Rings nastąpiły pewne zmiany, co do ,,nośnika'' klątwy. Okazało się bowiem, że Samara nie korzysta już tylko z telewizora, ale ochoczo przejmuje inne metody ukazywania swojego przeklętego filmu, jak chociażby ekrany monitorów w laptopach czy ekrany w telefonach komórkowych.
Wracając jednak do bohaterów - tu ewidentnie główną bohaterką jest Julia, która - o czym już wspomniałam - stara się uratować przed klątwą swojego chłopaka. Twórcom jednak nie przeszkadza to, iż nie przedstawiają najbardziej podstawowych rzeczy na jej temat, jak na przykład to, dlaczego zostaje ona w domu, podczas gdy Holt jedzie na studia do innego miasta (czy wciąż jest w liceum? czy jest sierotą bez grosza?). Podobnie jest z kilkoma innymi bohaterami, na przykład Skye. Niejasność jej związku z Gabrielem i jego eksperymentem niepotrzebnie tylko rozprasza. Nic nie dodaje do historii, a jedynie chęć walenia głową w ścianę przez widza.
W końcu jednak po niewyobrażalnej ilości opóźnień w narracji, Julia dowiaduje się, że Holt został nakłoniony przez Gabriela (jak wielu innych studentów) do wzięcia udziału w jego eksperymencie, który ma na celu obejrzenie przeklętej kasety wideo w celu potwierdzenia istnienia duszy po śmierci. Jak zakłada ogólna fabuła Ringu, każdy prześladowany przez Samarę może przekazać swoje przekleństwo komuś innemu, kopiując taśmę i przekazując ją dalej. Gabriel stosuje innowacyjną metodę kopiowania, gdyż przekształca taśmę w plik cyfrowy, aby ułatwić dystrybucję. Dodatkowo tworzy system, w którym każdy, kto ogląda przeklęty film ma swój ,,ogon'', czyli osobę, która przejmuje klątwę przed końcowymi, fatalnymi momentami. Julia bardzo szybko uświadamia sobie jednak, że system Gabriela się psuje. Samara najwyraźniej jest zła, że Gabriel zinstytucjonizował swoje obejście tworzenia kopii i nikt tak naprawdę nie umiera. Rozwija więc swoje nadprzyrodzone metody morderstwa w erze cyfrowej. Wkrótce pojawia nowy cyfrowy film, nowy zestaw lokalizacji do odkrycia oraz cenne wskazówki do śledzenia, które ostatecznie kopiują oryginalną fabułę Ringu.
Zrozumiałe jest, że Gutiérrez i jego zespół chcieliby jak najbardziej zbliżyć się do oryginalnej fabuły Ringu, ponieważ stał się on już kultowym horrorem. Prawdą jednak jest, że od 2002 roku roku jest on równie szeroko kopiowany, powtarzany czy nawet parodiowany, a taka liczba najróżniejszych przeróbek historii doprowadziła do wręcz nienaturalnej obecności Samary.
Jest to jeden z powodów, dla których wątek badań naukowych jest tak inteligentny i ciekawy, albowiem wkrada się do horroru z nowego, samoświadomego punktu widzenia, tak jakby próbował potwierdzić całą analizę, dekonstrukcję i imitację wokół Ringu. Niestety, odniosłam wrażenie, że twórcy jednak nie mają pojęcia co zrobić z tą fabułą i pozwolili jej przerobić się na kopię pierwszego filmu.
Przyznaję, że Rings nie wytrzymał presji. Kręci się powoli z powodu przerażającego, ciężkiego strachu, ale jednocześnie nie mogę oprzeć się wrażeniu, że przebija przez całość mimowolnie też element wesołości, czego przykładem może być wątek, który zapewne w zamiarze twórców miał wypaść przerażająco, a wyszło, jak wyszło... Chodzi mianowicie o wątek ,,rozszerzenia filmu'' i słów, jakie wypowiada Gabriel: ,, Skopiowany plik jest większy od oryginalnego.'' Jaki to mialo wpływ na dalszy rozwój akcji? Czemu miało służyć? Ano niczemu. Nie wiemy właściwie, dlaczego tak się stało, że film się ,,rozszerzył''. Ten wątek nie został rozwinięty (jak i wiele innych zresztą). Monotonna gra aktorów również nie dodaje bohaterom żadnej żywotności, którzy są ledwie jednowymiarowi. Gutiérrez stara się podnieść poziom filmu poprzez efekty dźwiękowe, gdy zwykłe przedmioty nagle zbliżają się do kamery - w pewnym momencie otwiera się parasol z zaskakującym efektem dźwiękowym, godnym sceny prysznicowej w Psychozie (1960 r.). Słabo, bo kiedy film musi korzystać z tak tanich sztuczek, aby uzyskać efekt przerażenia, to zły znak. Znak, że nie ma w nim nic mądrzejszego ani bardziej niepokojącego.
Jest to tym bardziej zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, że w tym ,,niedogotowanym'' bałaganie filmu jest tak wiele ,,niedogotowanych'' haczyków. Scenariusz został napisany przez trzech autorów, ale oglądając Rings odnosi się wrażenie, że siedzieli oni w osobnych pokojach i nie konsultowali ze sobą niczego na żadnym etapie. Dodatkowe postacie pojawiają się i znikają w całym filmie. Tajemnice zostają ujawnione, ale nigdy nie zakończone. Zdarzają się też bezsensowne rzeczy, jak deszcz padający do góry czy żywa mucha wychodząca z jeszcze żarzącego się papierosa (czy raczej skręta). ;) Jednak żadne z tych znaków nigdy nie jest w jakiś sposób istotny.
Największym problemem w tym wszystkim jest przytłaczające poczucie apatii, które film wnosi prawie do wszystkiego. Nie ma koncepcyjnego skupienia, ani jednej postaci, której los wydaje się mieć znaczenie, nie ma zainteresowania łączeniem losowych wydarzeń w spójny sposób, a na pewno nie ma inwestycji w rozwiązania. Dziwny naukowy punkt widzenia, który krótko sugeruje nowy obrót Ringu, przy czym Gabriel rzekomo bada życie pozagrobowe w najbardziej przypadkowy, niezorganizowany, nieodpowiedzialny sposób, okazuje się być jedną z całej ławicy czerwonych śledzi. W końcu dziwne, że twórcy postanowili postawić na profesora biologii. Każdy, kto utknie w tym niespójnym bełkocie filmu, będzie znacznie lepiej badać teorię chaosu.
Rings jest horrorem, którego nie należy skreślać całkowicie, ale do dobrego filmu grozy mu nadal daleko. Klimat pozostawia wiele do życzenia, a zakończenie okazało się dla twórców zbyt dużym wyzwaniem. Mimo, iż jest to film dość chłodny i sztywny, to jednak warto zasiąść do niego w jesienny wieczór i spróbować dać się porwać pomście zza wodnego grobu.
MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹 5/10
Reżyseria:
F. Javier Gutiérrez
Scenariusz:
David Loucka
Jacob Estes
Akiva Goldsman
Rok produkcji:
2017
Obsada:
Matilda Anna Ingrid Lutz
Alex Roe
Johnny Galecki
Vincent D'Onofrio
Aimee Teegarden
Se Oh
Bonnie Morgan
Patrick R. Walker
Zach Roerig
Laura Wiggins
Lizzie Brocheré
Karen Ceesay
Dave Blamy
Randall Taylor
Drew Grey
Kayli Carter
Jill Jane Clements
Ricky Muse
Jeremy Harrison
Jay Pearson
Rose Bianco
Ryan Lewis
Rick Baker
Zoe Pessin
Adam Fristoe
9 komentarzy:
Szału nie ma, ale mimo kilku absurdalnych scen można go obejrzeć. Wieczorem można się nawet przestraszyć.
Ludzie sądzą, że ten film to dno, ale ja się nie zgadzam. Uwazam, że to całkiem fajny horror i na pewno osiągnąłby większy sukces, gdyby ukazał się kilka lat wcześniej. Klasyczne sceny grozy i suspens czynią go udanym horrorem. Jak dla mnie mocne 7/10.
Horror Gore'a Verbinskiego z 2002 roku „The Ring” był całkiem fajnym filmem (mając na uwadze fakt, że był to remake japońskiego filmu). Kontynuacja z 2017 roku nie jest warta naszego czasu. Postacie z kasety wideo są jedynymi powracającymi członkami obsady, dzięki czemu „Rings” jest kontynuacją tylko z nazwy. To prawda, że dodali nowy wymiar do historii, ale sztuczki, których używają, nie są niczym, czego byśmy nie widzieli w niezliczonych innych filmach grozy.
Słyszałem że reżyserią był zainteresowany sam Hideo Nakata. może szkoda, że się tym nie zajął bo ta wersja jest nudna jak flaki z olejem. Byłem na filmie w kinie i po raz pierwszy czułem, że bardzo źle wydałem pieniądze.
Muszę przyznać, że spodziewałem się więcej po tym filmie i oczywiście się na nim zawiodłem. To trzeci film z tej serii i moim zdaniem najgorszy. Fabuła jest na bardzo niskim poziomie, przez co film jest nudny i pozbawiony napięcia, co jest obowiązkowe, gdy mówimy o horrorze. Poza tym reżyseria, którą zrobił F. Javier Gutiérrez, nie jest tak dobra ze względu na brak jego doświadczenia lub wyobraźni, a nawet z powodu niskiego budżetu, jakim dysponuje ten film. Interpretacje Johnny'ego Galeckiego, który gra Gabriela i Vincenta D'Onofrio, który gra Burke'a, mogą być postrzegani jako „gracze drugoplanowi” w tym filmie i nic więcej.
Ostatecznie uważam, że "Rings" to prosty - średni film z niskim budżetem, kiepską obsadą i reżyserią, który wykorzystał swój tytuł do zarobienia pieniędzy i oczywiście się nie udało. W porównaniu z poprzednimi dwoma filmami muszę powiedzieć, że jest najgorszy i nikomu go nie polecam, stracicie czas oglądając go
Ok, bez ogródek stwierdzę że wszystko jest tu na NIE! Okropna historia, okropna gra aktorska, ani jednej przerażającej sceny. Nawet kiedy pojawia się Samara, widz nie jest przestraszony, ale smutny… Nie z powodu jej historii, ale z powodu upadku tego horroru w odniesieniu do całej jakże rewelacyjnej serii…
Jeśli widziało się dwie pierwsze części, to tą nawet nie warto sobie głowy zawracać.
Ten film to pomyłka. Jedna wielka porażka. Bazuje na znanym i doskonałym tytule, a sam w sobie jest gniotem do potęgi.
Fabuła ciekawa, choć strachu niewiele. ,,Rings'' to zabawna trzecia część „The Ring”. Historia jest podobna, ale osadzona w erze cyfrowej. Kilka ekscytujących scen i dobra kinematografia. Nie arcydzieło, ale też nie gówno. Zabawny film.
Nie jest jakiś mega zły, ale czasami się zastanawiałem po co w ogóle ten film nakręcili? Nie wnosi w zasadzie zupełnie niczego nowego do historii.
Prześlij komentarz