środa, 17 października 2018

Hospital; Tajlandia

Szpital to bez wątpienia jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc do nakręcenia dobrego (lub też nie) horroru. To miejsce już niejednokrotnie przerażało swoją ponurą lokacją, historią, dziwnymi przypadkami medycznymi, nadnaturalnymi zjawiskami...że chociażby wspomnieć mroczne Królestwo von Triera czy japońską Infekcję w reżyserii Masayuki Ochiai.
Każdy z nich - pomimo iż podejmuje różną tematykę - łączy miejsce akcji - szpital. Miejsce, które powinno dawać bezpieczeństwo, a jednak nie zawsze tak jest...

Nie inaczej dzieje się w Hospital, tajskiej produkcji ghost, w której głównymi bohaterami jest trójka przyjaciół.

Ae wraz ze swoim chłopakiem i przyjaciółką Nui Nok jadą późną porą autostradą. W pewnej chwili na drodze pojawia się postać, która przypomina ducha. Ae zapatrzona w zjawę nie zauważa nadjeżdżającego z naprzeciwka auta i samochód w nie uderza z dużym impetem.
Dziewczyna budzi się w szpitalu i spostrzega na łóżku obok siebie poważnie ranną Nok. Pomimo iż dziewczyna nie wygląda po wypadku najgorzej, jej stan jest bardzo poważny i nikt tak naprawdę nie jest w stanie odpowiedzieć na pytania Ae, dlaczego jej przyjaciółka czuje się tak źle. Dziewczyna wraz ze swoim chłopakiem, który towarzyszy jej podczas pobytu w szpitalu, zaczynają badać całą sprawę i wkrótce odkrywają, że dwójka lekarzy zajmuje się nielegalnym handlem organami. Zdaje się, że Nok może być ich kolejną ofiarą.


Hospital jest filmem dziwnym pod wieloma względami. Niestety, pisząc iż jest ''dziwny'' raczej mam na myśli negatywny aspekt. Dlaczego? Nie, nie chodzi o fabułę, bo ta jest jak najbardziej ok i całość ogląda się przyjemnie. Jednak jako ''stara wyjadaczka azjatyckich straszaków'', których - nie ukrywam - obejrzałam już dość pokaźną ilość, zauważyłam wiele nawiązań do innych dzieł. Jednym z nich jest The Eye (''Gin gwai'') braci Pang.
Mam tu głównie na myśli jedną ze scen, która wręcz żywcem jest przeniesiona właśnie z tej produkcji. Chodzi mianowicie o scenę, gdzie Ae idzie powoli wzdłuż szpitalnego korytarza, mając świadomość, że gdzieś dalej czai się coś złowrogiego. Po chwili obok dziewczyny przesuwają się mgliste postaci zmarłych pacjentów. Zupełnie tak samo, jak miało to miejsce w filmie z 2002 roku, gdzie podczas którejś tam nocy w szpitalu Mun słyszy głosy, wychodzi na korytarz i powoli zbliża się w kierunku zamazanej postaci, która coś tam jęczy...po chwili dostrzega twarz starszej kobiety i słyszy jakże przerażające i zawodzące: ''I'm freezing''. Scena z Ae jest właśnie identyczną sceną z Mun i to pierwsze skojarzenia. Takich podobnych nawiązań znajdziemy jeszcze kilka, ale niestety - muszę też wspomnieć o innym minusie tego filmu, jakim jest jego przewidywalność.
Tak, dzieło z Tajlandii się tego nie ustrzegło i choć nie chciałabym tu spoilerować, to jednak chyba muszę, aby nieco nakreślić całą sytuację z przewidywalnością związaną.
Od samego początku jesteśmy w stanie przewidzieć, że tak naprawdę chłopak, którego zresztą Ae widzi w swoim pokoju i z którym rozmawia, ba...nawet prowadzi wspólne śledztwo - nie żyje. Wskazuje na to wiele istotnych czynników już z krótkich scen zaraz po wypadku. Dlatego też scena pod koniec filmu, w której lekarz pokazuje Ae ciało jej chłopaka w kostnicy nie jest dla nas żadnym zaskoczeniem.
Powoduje to, że w całej produkcji brak jakiegokolwiek napięcia. Mimo, że film jako horror nie jest zły i historię - pomimo jej przewidywalności - ogląda się z ciekawością, to jednak smutne jest to, że Hospital zawodzi na kilku obszarach.
Motyw z nielegalnym handlem organami jest jak dla mnie wepchnięty do fabuły na siłę. W zasadzie nic nie wnosi i uważam go za zbędny.

Może 58 minut to niewiele jak na film, ale sądzę, że dla wielu nawet te 58 minut będzie czasem zbyt długim.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹 4/10

Reżyseria:
Pipat Jomkoh

Rok produkcji:
2004

Obsada:
Pimalrat Pisalyabutra
Werapahp Supahppaibul
Jaturong Kolimart
Apisada Kruakongka


Brak komentarzy: