czwartek, 1 listopada 2018

Akai misshitsu (heya): Kindan no ôsama geemu (aka Red Room/Red Room: The Forbidden King Game/Czerwona komnata); Japonia

Przyswajając sobie filmową grozę od wczesnych lat młodości, oglądałam naprawdę różnego rodzaju dziwactwa i dziś mogłabym powiedzieć, że w świecie filmowym (a zwłaszcza w świecie horroru) już chyba nic nie jest mnie w stanie zaskoczyć. O filmie Red Room słyszałam już długo, długo nim sam film zdobyłam. Wszystko to za sprawą moich znajomych z kręgu ''azjatyckich maniaków filmowych''. Wiedziałam, że jest taki i owaki, i że nie każdemu do gustu przypadnie, gdyż posiada wiele scen obrzydliwych, etc... Oglądało się już niejedno, tak więc byłam pewna, że przebrnę luzacko i przez ten film.
Przyznam, że to naprawdę mocna rzecz.


Film przedstawia nam czterech miłośników gore: trzy kobiety i mężczyznę, którzy zamknięci w pokoju, którego ściany są koloru czerwonego postanawiają zagrać w dość nietypową grę. Mianowicie chodzi o to, że za pomocą kart typują kolejne osoby ze swojego grona i te następnie są poddawane najróżniejszym torturom. Całość jest obserwowana przez tajemniczego osobnika za pośrednictwem telewizora, który dla zwycięzcy ma nagrodę.

Oglądałam całą serię Guinea Pig, której owszem - niektóre części robiły wrażenie, ale oglądało się to wszystko z jakimś zaciekawieniem, oglądało się wiele obrzydliwych i koszmarnych horrorów zachodnich i z reguły szybko się o nich zapominało. Gdy w moje ręce wpadł w końcu Red Roomjakoś od samego początku nie mogłam się do filmu przemóc, bo owszem - lubię sceny gore, ale zrobione ''ze smakiem'' (jeśli tak to można ująć). Tu od razu wiedziałam, że do tego ''smaku'' będzie daleko. Przyszedł jednak czas, że w końcu wrzuciłam płytę do odtwarzacza i zagłębiłam się w seans i dziwaczną grę bohaterów.
Red Room to totalna deprawacja. Można krótko określić tą produkcję - to jest chore i po takim seansie śmiało można się wybrać do psychologa. Nie wiem dla jakiego typu odbiorców reżyser Daisuke Yamanouchi nakręcił ten film, ale to chyba mnie nawet nie bardzo interesuje i nie zamierzam się w to zagłębiać.

Od razu rzuca się w oczy, że budżetem tu nikt nie grzeszył. Całość ogranicza się tylko do małego pokoiku, w którym przesiadują bohaterowie i zabawiają się w torturowanie swoich towarzyszy zabawy. Także sam obraz daje wiele do życzenia. Jest nieostry, momentami jakby nieco rozmazany...Mi to jednak nie przeszkadzało, bo i tak nie bardzo miałam się na czym skupić.

Chyba dobrze, że całość trwa jedynie 68 minut, bo dłuższego seansu chyba bym nie uradziła, oglądając wymyślne tortury, jakimi raczą się kobiety i ich jeden ''rodzynek''.
Do tychże tortur należą sadystyczne zabawy na jednym z uczestników, poniżane seksualne, etc. Niektóre sceny mogą się wydawać nawet zabawne. Na przykład scena, w której całują się dwie kobiety - w sumie nic w tym nadzwyczajnego, ale dźwięki jakie przy tym wydają nie brzmią niestety jak pocałunek, ale bardziej jak ssanie...hm...no właśnie, tu może interpretację tego dźwięku pozostawię innym. Niech każdy po swojemu to zinterpretuje.
Dość ciekawym aspektem w filmie jest ukazanie relacji pomiędzy bohaterami, a bardziej ich charakterów. Kobiety, o delikatnej urodzie, okazują się naprawdę totalnymi potworami o skłonnościach iście ''Batorowych'' (od Elżbiety Batory rzecz jasna). Natomiast mężczyzna, który z początku wydawał się odważnym twardzielem, w późniejszym czasie okazuje się uległym mięczakiem, najbardziej przegranym. Tu należy się plus dla Yamanouchi'ego, gdyż złamał dotychczas ustalone konwencje, czyli ukazanie mężczyzny jako niezrównanego ''hard man'a''.

Początkowo bohaterowie stosują wobec siebie jedynie dręczenie psychiczne. Masako szantażuje Kanako, że zabije siebie oraz jego dzieci. Jednak w miarę upływu czasu ich kary zaczynają być coraz bardziej drastyczne i brutalne. Niektóre sceny mogą wręcz odpychać i chyba nie bez przyczyny Daisuke Yamanouchi porównywany jest niekiedy do znakomitego Takashi Miike właśnie za sprawą brutalizmu, jaki w swoich produkcjach umieszcza.

Film jednak nie wymaga od nas jakiegoś skupienia czy szczególnej uwagi. Jest dość prosty w swoim odbiorze i nie musimy się zbyt wiele wysilać, aby zrozumieć cokolwiek.
Dużym minusem jak dla mnie z uwagi na brutalność filmu to fakt, że nie ma tu zbyt dużej ilości czerwonej farby, jakiej można by się było spodziewać po tego typu produkcji.
Jeżeli komuś podobały się filmy pokroju Ichi The KillerVisitor Q czy Stacy: Attack of the Schoolgirl Zombies, to z pewnością i ten film przykuje uwagę.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹 7/10

Reżyseria:
Daisuke Yamanouchi

Scenariusz:
Daisuke Yamanouchi

Rok produkcji:
1999

Obsada:
Yuuki Tsukamoto
Mayumi Ookawa
Sheena Nagamori
Hiroshi Kitasenju


1 komentarz:

Mietek pisze...

Momentami dość obrzydliwy film, ale ogólnie lubię takie zwichrowane kino.