czwartek, 1 listopada 2018

Arthan Kaebon Phee (aka The Commitment); Tajlandia

Chyba każdy się ze mną zgodzi, że tajska groza filmowa ma się bardzo dobrze na zachodnim rynku. Pomijam już takie hity, jak Shutter czy Art of the Devil, bo to chyba właśnie dzięki nim wszyscy zwrócili oczy na ten zakątek Azji. Istnieje także wiele mniej znanych filmów, które bez wątpienia stałyby się nie mniejszymi hitami, gdyby tylko ktoś dał im szansę. Takim filmem jest The Commitment z 2004 roku. Film ten ma olbrzymi potencjał i wielka szkoda, że nie wypłynął na szerokie wody na Zachodzie, bo z pewnością podbił by serca niejednego fana skośnookiej grozy, a tak wygląda to tak, że obecnie filmu to ze świeczką szukać. Kto ma szczęście - znajdzie i niech się delektuje tym tajskim straszakiem. 

Jest to typowa historia, opowiadająca o grupie młodych osób, które pragnąc mocnych wrażeń, udają się do opuszczonego domu, w którym - jak  się mówi - straszy. O ile większość uczestniczek zachowuje się z szacunkiem do otaczającego ich miejsca, o tyle jedna z nich - niejaka Moss szydzi z całej sytuacji i powątpiewa w nadnaturalny charakter dziwnych zjawisk, które mają miejsce w ów domu.
Nierozważne dziewczyny, aby sprawdzić autentyczność legendy o duchu, wypowiadają swoje życzenia. Nie zdają sobie jednak sprawy, że duch będzie chciał coś w zamian.


Zaznaczę może od razu, że to dość mocne kino. Dużo tu krwawych scen, do których tajska groza nas już przyzwyczaiła. Bohaterki poddane są serii krwawych manifestacji zjawy, która przyszła po to, co jej się należało.
Pod względem fabularnym film nas nie zaskoczy, gdyż oto mamy do czynienia z mściwym duchem, który gnębi młode kobiety, mordując każdą z nich. Jednak morduje bardzo widowiskowo i niejednemu miłośnikowi krwawej jatki film przypadnie do gustu.
Nie ukrywam jednak, że momentami poszczególne sceny są jakby przeciągane na siłę, przez co odnosimy wrażenie, że staje się nudny. Jednak uspokajam, bo o ile początek filmu faktycznie jest niemrawy, to potem jest już tylko lepiej. Zwłaszcza, kiedy mamy do czynienia z manifestacją złego ducha, którego niemądre dziewczyny miały czelność niepokoić.
Niektóre z kwestii ukazanych w filmie robią autentycznie przerażające wrażenie i sprawią, że włos na głowie nam się zjeży. Film ten to swego rodzaju ostrzeżenie, które mówi niejako, aby nie niepokoić przede wszystkim zmarłych, którym należy się cześć i szacunek. Kolejną sprawą jest bagatelizowanie religii buddyjskiej i wierzeń istniejących w lokalnym folklorze. Bohaterki nic sobie z tego nie robią i bezczelnie się naśmiewają, a co gorsza - niszczą poświęcony ołtarzyk. Jest to zabieg niewybaczalny i z czasem nawet jesteśmy usatysfakcjonowani karą, jaka spotyka nierozsądne dziewczyny.

Znakomicie wypadły sceny końcowe, kiedy Moss bezsilna wobec śmierci swoich przyjaciółek w gniewie niszczy ołtarzyk poświęcony duchowi niedaleko domu. Widać prawdziwy gniew i desperację bohaterki. To robi wrażenie.

Końcówka filmu jednak mnie nieco zawiodła, bo niby wszystko się wyjaśnia, a jednak pozostaje mały niedosyt i uczucie niedociągnięcia.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹 7/10

Reżyseria:
Montree Khong-Im

Rok produkcji:
2004

Obsada:
Prangthong Changtham
Virithipa Pakdeeprasong
Pinsuda Tanpairoh



1 komentarz:

Martyna Kazimierczak pisze...

Ten film miał olbrzymi potencjał, który niestety został zmarnowany. Pomysł na całą historię bardzo ciekawy, jednak wykonanie pogrzebało film na całej linii. Szkoda