piątek, 2 listopada 2018

Densen uta (aka The Suicide Song/Gloomy Sunday); Japonia

Znacie historię piosenki zatytułowanej Gloomy Sunday, do której nawiązuje bezpośrednio tytuł tego japońskiego horroru? Jeśli nie, to pozwólcie, że Wam pokrótce przedstawię: sam utwór pochodzi z roku 1933 i został napisany przez węgierskiego kompozytora Rezso Seressa pod wpływem zerwania zaręczyn ze swoją narzeczoną. Kiedy 3 lata później pojawił się ona w USA, została od razu okrzyknięta mianem ,,The Hungarian Suicide Song'' (w wolnym tłumaczeniu: węgierska piosenka samobójców). Wiązało się to z tym, że po jej wysłuchaniu wiele osób rzekomo targnęło się na swoje życie. Czy faktycznie tak było? Może tak...może nie... Faktem jednak jest, że sam twórca piosenki popełnił samobójstwo, skacząc z okna swojego domu w roku 1968.
 Początkowo można odnieść wrażenie, że Suicide Song jest bardzo podobny do filmu Suicide Club w reżyserii Sion Sono. Otóż prawda jest taka, że nie bardzo są one podobne, no...może troszkę, ale problem w tym, że Suicide Club oglądało się jednym tchem, a tu? Szczerze mówiąc dawno się tak nie wynudziłam.

Kiedy młoda dziewczyna imieniem Kana popełnia samobójstwo po odśpiewaniu piosenki, jej znajomi pod przewodnictwem Anzu oraz grupy dziennikarzy, na czele której stoi Riku, postanawiają rozwiązać tą zagadkę. Wkrótce staje się to ich obsesją.
Odkrywają dziwną legendę, która mówi o pewnym utworze, który rzekomo zachęca do popełnienia samobójstwa. Badacze postanawiają w ramach eksperymentu przesłuchać utwór, co też czynią. Po jakimś czasie dwoje z nich popełnia samobójstwo, a Riku postanawia uchronić resztę osób zabierając ich do swojej rodzinnej miejscowości.


Film ten - można powiedzieć - to taki skrócony odpowiednik Suicide Club. Skrócony, choć jednak jego seans dłuży się nam niemiłosiernie. Wszystko za sprawą strasznie powolnego tempa akcji. Pierwsze 70 minut filmu (w całości wypada on ponad 2 godziny), to naprawdę mordęga. Dzieje się mało, a fabuła głównie skupia się na poszukiwaniach odpowiedzi na pytanie co doprowadziło do śmierci Kany.
Widać, że pomysłów było tu sporo, jednak w całości wypadło słabo. To, co najbardziej uderza, to fakt, że film nie jest horrorem, a ten gatunek właśnie się mu przypisuje. Znalazłam może 2-3 sceny, które troszkę pod horror podchodziły, ale nic poza tym. I właśnie nie ukrywam, że tu się zawiodłam okrutnie, bo liczyłam na kolejny pełen napięcia j-horror, a otrzymałem jedynie thriller i to w nudnawym wykonaniu. Wszystko jest dosłownie usypiające i mało było momentów, które by mnie poderwały z fotela.

Być może za sprawą żeńskiego zespołu AKB48, który notabene istnieje w rzeczywistości, próbowano zwiększyć atrakcyjność tej produkcji. Być może było też na odwrót, że za pośrednictwem filmu chciano zwiększyć popularność zespołu. Mam nieodparte wrażenie, że ni jedno ni drugie nie wypaliło.
Owszem, miło się ogląda dziewczyny uśmiechnięte od ucha do ucha tańcujące na scenie, ale nie znaczy to, że miło ogląda się całość.

Ostatnie 45 minut filmu przyznam, że mnie zainteresowało, gdyż wówczas ma miejsce dochodzenie do prawdy o ''przeklętym utworze''. Dowiadujemy się wówczas, co doprowadziło do tego, iż piosenka ta okryła się tak ponurą sławą i obserwujemy zmagania bohaterów, aby zapobiec dalszym przypadkom samobójstw.

Suicide Song nie ma tak naprawdę nic do zaoferowania i jak dla mnie jest to jeden z gorszych japońskich ''horrorów'', jakie oglądałam w ostatnim czasie. Wszystko zdaje się zawiłe i niezrozumiałe, do tego pozbawione logiki.
Mam wrażenie, że nie został tu wykorzystany potencjał, jaki można było wykorzystać. Pomysł z ''przeklętą piosenką'' przyjąłby się tak samo dobrze, jak przyjęły się ''przeklęte'' taśmy wideo czy sms'y, ale niestety - tu zdecydowanie nie wyszło.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹 6/10

Reżyser:
Masato Harada

Scenariusz:
Yasushi Akimoto

Rok produkcji:
2007

Obsada:
Ryuhei Matsuda
Yusuke Iseya
Hiroshi Abe
Yoshino Kimura
Yûko Ôshima
Sayaka Akimoto
Haruna Kojima
Atsuko Maeda
Tomomi Kasai
Minami Minegishi
Kayo Noro
Erena Ono
Minami Takahashi


8 komentarzy:

Jakub pisze...

Szczerze? Byłem napalony na ten film, jak arab na kurs pilotażu, a okazało się to mizernym horrorem. Pierwsza część filmu jeszcze jakoś daje radę, ale potem to już niestety nie horror, a jakaś historyjka miłosna. Wlecze się, jak przysłowiowe flaki z olejem. Film chyba tylko dla miłośników japońskich straszaków.

Adam Mrożewicz pisze...

Straszny przeciętniak. Nic specjalnego :( Szkoda, bo mogło być super, a zmarnowano olbrzymi potencjał.

Adam Mroczek pisze...

Spodziewałem się czegoś lepszego po japońskim horrorze, a dostałem bardzo przeciętny film grozy. Szczerze powiedziawszy to on nawet zbyt straszny nie był. Totalny przeciętniak i tyle.

Mariola pisze...

Chyba raczej nie jest to rasowy horror. Na pewno nie jest to dzieło geniuszy, ale można śmiało obejrzeć, gdyż to ciekawe i nawet zabawne połączenie komedii i dramatu.

Deicide666 pisze...

Na pierwszy rzut oka założeniem tego filmu jest J-horror, jak wskazuje tytuł: piosenka prowadzi ludzi do popełnienia samobójstwa. Inne elementy pasują do znanej formuły, takie jak miejskie legendy i fakt, że demograficzna obsada składała się głównie z nastoletnich dziewcząt. Ale „Densen Uta” wcale nie jest klonem nowej fali azjatyckich horrorów, które stały się nieco sterylne. Wręcz przeciwnie - to nawet nie jest horror. Jest to historia, która miała zwrócić uwagę na olbrzymi problem, jakim są samobójstwa młodych ludzi w Japonii.
Film nie jest górnych lotów, ale obejrzeć jak najbardziej można.

Anonimowy pisze...

A mi się podobał. Straszny nie był, ale jak najbardziej ciekawy.

Bartek Skolimowski pisze...

Ogólnie film jest spoko, chociaż zbyt wiele się po nim nie spodziewałem. Widać, że czasami twórcy gubią się w założeniu czy potraktować fabułę humorystycznie czy ma być bardziej poważnie. Da się to jednak wszystko obejrzeć, więc spokojnie mogę mu dać takie mocne 6/10.

Radzio pisze...

Daje radę.